26.03.2011 | Czytano: 1005

Nie jestem szalony

Z Tomaszem Rajskim, MVP sezonu w Podhalu, rozmawia Stefan Leśniowski

- Zaskoczył Cię wybór kibiców?
- No pewnie. Przecież wielu kolegów pretendowało do tej nagrody. Cieszę się, że wybór padł na mnie.

- W sezonie różnie ci się wiodło. Szczyt formy złapałeś na najważniejszą cześć sezonu.
- To był najcięższy sezon w mojej karierze. Zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Rozegrałem praktycznie wszystkie mecze. Ponadto mieliśmy największą ilość kar, blisko 1000 minut, a więc w takich przypadkach gra toczyła się w naszej tercji. Trzeba było być maksymalnie skoncentrowanym, a ponadto dysponować sporym zasobem sił, bo średnia ilość strzałów na mecz była bardzo duża. Jeśli chodzi o formę, to tradycyjnie miałem dobry początek sezonu, w środku moja dyspozycja nieco „uleciała”, ale w najważniejszym momencie osiągnęła szczyt.

- Liczyłeś na powołanie do drużyny narodowej?
- Nie myślałem o tym. Stwierdziłem, że jak przyjdzie powołanie, to wtedy będę się martwił. Gdyby było czterech bramkarzy, to zapewne znalazłbym się na zgrupowaniu. Pojechało trzech i zostałem rezerwowym.

- Może nominacji nie otrzymałeś dlatego, że nie grałeś o najwyższe cele?
- Nie sądzę. Przecież w kadrze znaleźli się golkiperzy z JKH i Stoczniowca, z drużyn, które nie stały na „pudle”. Stoczniowiec był nawet za nami. Wydaje mi się, że trener Wiktor Pysz, jeśli chodzi o bramkarzy, w ubiegłym sezonie miał już skład w głowie. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie przekonam selekcjonera do siebie.

/uploads/galleries/l/6ca8d9f8c161bfa99bd7c7fd258132da.jpg

- Do Zagłębia pojechałeś szukać szczęścia?
- Prezesi SSA Wojas Podhale postawili sprawę jasno, że nie mają pieniędzy dla dwóch równorzędnych bramkarzy. Zapewnili mnie, że nie będą robić problemów z moim przejściem do innego klubu. Pojawiła się oferta z Sosnowca i z niej skorzystałem. Pod względem sportowym przeprowadzka nie była zła. Dużo broniłem, a to najważniejsze. Niestety pod względem finansowym nikomu nie życzę takiego sezonu.

- Dlatego wróciłeś do Podhala?
- Tak. Zaległości były ogromne. Dochodziły do czterech miesięcy. Wyjechałem z Nowego Targu w celach zarobkowych, a tymczasem trzeba było dokładać do interesu.

- Boiskowych nieszczęść dużo było w sezonie?
- Cieszę się, że zakończyłem sezon bez kontuzji. W poprzednim sezonie ciężki uraz wyłączył mnie z gry na trzy miesiące. Jeśli chodzi o „wirtualne” bramki, to zbytnio nie przypominam sobie, by takie były moim udziałem. Jeśli już to gol z Gdańskiem. Nie było jednak meczu, po którym przegralibyśmy po moich błędach. Nie ma bramkarza na świcie, który w sezonie nie puściłby „babola”.

- Niektórzy twierdzą, iż bramkarz musi być ciut walnięty...
- Bronimy pod naciskiem psychicznym, inaczej zachowując się niż zawodnicy z pola. Podczas, gdy oni się śmieją, bramkarz siedzi zadumany w kącie szatni. Odizolowuje się od wszystkich. Skupienie przez 60 minut to najważniejsza rzecz. Puścić jedną, czy zero bramek wymaga ogromnej mobilizacji. Zapewne dlatego niektórzy twierdzą, iż nasze zachowanie jest dziwnie. Ale czy walnięci? Jeśli już to w pozytywnym znaczeniu.

/uploads/galleries/l/d928d350fab96eefbbba1eb502fe0554.jpg

- Nic szalonego nie zrobiłeś?
- Sporo rzeczy, ale to nie nadaje się do upublicznienia. Niektórzy będą wiedzieć o co chodzi. A w bramce? Na długo pozostała mi w głowie bramka strzelona z tercji tyszan przez Sebastiana Gonerę w 2007 r. w finale mistrzostw Polski. Dobrze, że wygraliśmy 4:1 i mieliśmy okazję świętować, bo w przeciwnym razie wielu długo wypominałoby mi ten kiks.

- Włodarze Podhala powinni jak najszybciej podpisać kontrakt z Rajskim na następny sezon, by nikt ich nie uprzedził – apelował niedawno nasz ekspert Jacek Kubowicz. Podpisali?
- Nie było jeszcze rozmów na ten temat. Daję sternikom klubu czas na zamknięcie spraw z obecnego sezonu. Wtedy będziemy mogli usiąść do rozmów, bo nie ukrywam, że chciałbym zostać w Nowym Targu. Potrzebny jest jednak sponsor, by utrzymał drużynę w takim kształcie.

- Padły propozycje z innych klubów?
- Mogę tylko powiedzieć, że miałem dwa telefony.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama