08.02.2011 | Czytano: 1099

Chłodne głowy - recepta na Unię

To było do przewidzenia. Nasz ekspert Jacek Kubowicz już miesiąc wcześniej zapowiedział, że rywalem „Szarotek” w pierwszej rundzie play off będzie oświęcimska Unia. Ma jakieś konszachty z diabłem, czy co? – pytano, szczególnie teraz, gdy przewidywania stały się rzeczywistością.

To dwie uznane firmy w polskim hokeju. W latach 1993 – 2004 potyczki Unii z Podhalem zaliczały się do klasyki ligowej. Osiem razy te zespoły potykały się w finale play off. Pięć razy górą byli górale. Pojedynki tych drużyn elektryzowały fanów hokeja w całym kraju. Długo przed rozpoczęciem meczów hale w obu miastach pękały w szwach. Kibice mogli liczyć na wielkie emocje i wysoki poziom.

W stolicy polskiego hokeja wspomina się czasy Ewalda Grabowskiego, kiedy to pod jego wodzą drużyna grała jak z nut. Biła rekordy ligowe, a w finałowych potyczkach unici byli jedynie bladym tłem. Starsi kibice zapewne pamiętają finał z 1993 roku, kiedy to „Szarotki” 5:0 wygrały w Oświęcimiu, a u siebie 10:0. Nie ma miłych wspomnień z tych konfrontacji obecny drugi trener Podhala, Gabriel Samolej. Strzegł wtedy świątyni Unii.

- Chciałoby się nawiązać do tamtych lat, ale wtedy to były inne drużyny – mówi Gabriel Samolej. - Dzisiaj mamy młodą, na dorobku. Wylosowaliśmy zespół wyżej notowany, ale wierzę, że sprawimy miłą niespodziankę. Stać nas na nią, co pokazała niedzielna konfrontacja. Unia co prawda nie wystąpiła w pełnym składzie, ale my też mamy w zespole kontuzje i choroby, a ponadto nie mogliśmy skorzystać z Czuya ( nasze informacje się potwierdziły, znalazł sobie klub zza Oceanem, podpisał kontakt z zespołem ECHL Stockton Thunder. Byliśmy lepiej poinformowani niż rzecznik klubu, który starał się dziennikarzom mydlić oczy – przy. SL). Musimy walczyć z determinacją, zostawić serce na lodzie i przede wszystkim czysto grać ciałem. Kluczową rolę odegrają bramkarze. Wierzę, że Tomek Rajski pomoże nam swoim doświadczeniem.

W trzech kolejnych latach było podobnie, ale później nastąpiła hegemonia oświęcimian, którzy siedem razy z rzędu zasiadali na mistrzowskim tronie.

Nic jednak wiecznie nie trwa. To już historia. Oba kluby przechodziły różne koleje losów. Najpierw Podhale dotknął kryzys, ale szybko się z niego wygrzebało i znalazło się na fali wznoszącej. Potem nastąpiła zmiana. Unia wlekła się w ogonie ligowej tabeli, a nawet musiała rok grać na zapleczu ekstraklasy. W tym sezonie role się odwróciły. To „Szarotki” po zdobyciu mistrzowskiej korony znalazły się w nieciekawej sytuacji, a oświęcimianie mając hojnego sponsora uzupełniły skład, który w sezonie zasadniczym udowodnił, iż aspiruje do medali.

Unici zdecydowanie lepiej prezentowali się niż górale. Wygrali z nimi trzy z czterech spotkań, ale... – Play off to inna bajka – twierdzi kapitan „Szarotek”, Rafał Dutka. – W poprzednim sezonie też nikt na nas nie stawiał. Z Cracovią tylko jedno spotkanie wygraliśmy z ośmiu, a w finale wygraliśmy z krakowianami 4:0. Nawet z ósmego miejsca można sięgnąć po mistrzostwo. Liczyliśmy się z tym, że Unia nas wybierze. Nie będzie to łatwy przeciwnik. Musimy z nią zagrać bardzo agresywnie, bo tego nie lubi. Jeśli zagramy ciupciankę, to nas wypunktuje. Przede wszystkim musimy mieć chodne głowy. Jak najmniej kar łapać, bo rywal jest dobry w grze w przewadze. Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi o czwórkę.

Czy są to realne marzenia? - W środę zaczyna się nowe rozdanie. Każda z drużyn ma jednakowe szanse. Będziemy walczyć ze wszystkich sił, by dostać się do czwórki. Przystąpimy do rywalizacji osłabieni brakiem Kolusza, D. Kapicy, Neupauera i Czuy’a. Są jednak inni i muszą walczyć. Gwarantuję, że będą walczyć – mówi trener Podhala, Jacek Szopiński.

Wtóruje mu Tomasz Rajski, który był bohaterem niedzielnej potyczki z Unią. – Nie można rozdawać kart przed rozpoczęciem rywalizacji – twierdzi. – Co z tego, że są faworytami. W niedzielę ich pokonaliśmy. Był to ważony dla nas mecz w punktu widzenia psychologicznego. Po serii porażek chcieliśmy go wygrać, by udowodnić sobie i kibicom, że potrafimy to robić. W play off musimy zagrać odpowiedzialnie z tyłu, w pełni skoncentrowani. Nie możemy popełniać głupich błędów i przede wszystkim musimy wykorzystywać dogodne sytuacje.


Papierowe kalkulacje

- Trafiliśmy na mocnego przeciwnika. Unia zdobyła 32 punkty więcej od nas i startuje z trzeciego miejsca. Niestety nie będziemy faworytem w tej rundzie. Stawiam na oświęcimian 65:35 w procentach – mówi nasz ekspert Jacek Kubowicz i wylicza minusy i plusy.

Minusy
1. Musimy wygrać cztery, podczas gdy rywal trzy mecze. Przewaga jednego spotkania to bardzo dużo na tym etapie.

2. Kontuzje. Wyeliminowały podstawowych zawodników – Kolusza i D. Kapicę. Doszedł do tego wyjazd Czuy’a. Ubyli zawodnicy z dwóch pierwszych piątek.

3. Słabsza linia defensywna. Zdarzały się jej duże wpadki, które nie powinny się przytrafiać na takim poziomie. W niedzielnym meczu było ciut lepiej, ale też pojedynek był o przysłowiową „czapkę gruszek”. Grano, żeby się nie skaleczyć, nie złapać kontuzji. Przerwy nie ma w rozgrywkach, więc przy najdrobniejszej kontuzji można wylecieć z pierwszego meczu. Nie ma bowiem czasu na leczenie i rehabilitację. Teraz naszych defensorów czeka prawdziwe wyzwanie. Muszą zgrać tak jak w niedzielę. Nie chowali się za bramką, lecz szybkim krążkiem do środkowej strefy uruchamiali napastników.

4. Skuteczność - to kolejny nasz ogromny mankament. W wielu meczach zmuszeni byliśmy gonić wynik, a były przecież sytuacje, by zamienić się rolami. Przekładem strzeleckiej niemocy może być ostatnia potyczka, w której napastnicy z najbliższej odległości nie trafiali do pustej bramki. Jeden z nich miał dwie takie okazje.

5. Kary. Zgubiły nas w niejednym meczu. Nie zawsze zasłużone, ale takie już mamy sędziowanie. Nawet Meszyński, rozjemca niedzielnej potyczki, uznawany za jednego z lepszych arbitrów, swoimi pomyłkami sprawił, iż mieliśmy cyrk na lodzie.

6. Doświadczenie - to kolejny atut oświęcimian. W play off bardzo ważny. Unia ma starszych zawodników, którzy mniej gonią, bo potrafią zagrać z głową i pogonić krążkiem przeciwnika.

7. Bramkarz. Zborowski zapewne będzie jedynką w oświęcimskiej bramce. Kibicom chyba nie potrzeba przypominać kto był ostoją Podhala w ubiegłym mistrzowskim sezonie. Tomka Rajskiego pamiętamy z 2007 roku i jego świetnej formy, która zaprowadziła nas na mistrzowski tron, tyle, że czas nie stoi w miejscu. Powinien działać na jego korzyść, a tymczasem miał 2-3 lata zawirowań, kontuzji. Dlatego stawiam na „Zborę”.

Mamy też plusy.
1. Ambicja. Jesteśmy ambitniejszą drużyną. Góralski, zadziorny charakter może być pomocny. Zawodnicy muszą zapomnieć o tym co wydarzyło się w sezonie zasadniczym, teraz mają szansę zmazania niekorzystnego wrażenia. Szkoda, że zabraknie Czuy’a, bo on nakręcał drużynę, był jej motorem napędowym. Wejściami ciałem podrywał zespół do walki.

2. Regeneracja sił. Jest po naszej stronie. Młodsze organizmy zdecydowanie szybciej się regenerują niż panowie po trzydziestce. Bardzo ważna sprawa, gdy mecze gra się w krótkich odstępach czasowych, nawet dzień po dniu, a w dodatku może ich być pięć lub sześć.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama