06.02.2011 | Czytano: 1660

Barcelona pod wrażeniem Błażusiaka(+zdjęcia)

AKTUALIZACJA: Barcelona była świadkiem wspaniałej jazdy i zwycięstwa nowotarżanina Tadeusza Błażusiaka w drugiej rundzie halowych mistrzostw świata w enduro. Polak znowu dał popis jazdy, która zatykała dech w piersiach, a równocześnie „nakręcała” widownię. Takich śmiałków- twardzieli na motocyklu świat uwielbia.

„Taddy” w Genui miał niesamowity wypadek, ale również niesamowity "come back”. Do wypadku doszło podczas pierwszego finałowego wyścigu. Zakończył się pękniętym żebrem, rozbitym ramieniem i wstrząsem mózgu. „Taddy” kolejny raz potwierdził, iż ma niesamowity hart ducha. Inny pojechałby do szpitala rezygnując z dalszego ściganie. Ale nie on. On siadł na swoje KTM-a i walczył dalej, o jak najlepszą lokatę. Nic więc dziwnego, że wyczyn nowotarżanina doceniła publiczność, nagradzając go wielkimi brawami. Mimo bardzo niebezpiecznego upadku zajął trzecie miejsce i... zapowiadał, że w Barcelonie odzyska fotel lidera. Miał czas na wykurowanie się i jak zapowiedział tak uczynił.

Wszystkie trzy wyścigi finałowe wygrał z ogromną przewagą. Komentatorzy telewizyjni nie mogli wyjść z zachwytu nad jazdą Polaka – płynną, nienaganną technicznie, pokonującą przeszkody z łatwością kozicy. Stwierdzili, iż tylko jeden jest zawodnik na świecie, który tak fantastycznie prowadzi „rumaka”. Nie ma po prostu konkurencji, a reszta ... daleko, daleko w tyle. Miło słyszeć takie komplementy, tym bardziej, iż nie są one kurtuazyjne, tylko wynikają z klasy naszego zawodnika, który wygrywa wszystko, co jest do wygrania. Tylko gdy „Teddy” ma wywrotkę, albo motocykl mu nawali, to wtedy konkurencja może z nim wygrać, a tak... oglądają mu plecy. Co ja piszę. Plecy to oglądają mu zaraz po starcie, a potem staje się dla nich niewidzialny. W finałowych biegach drugi zawodnik dojeżdżał do mety po 15, 20 i 25 sekundach. A za rywali ”Taddy” miał nie byle kogo, bo całą czołówkę światową, z żywą legendą enduro, 12 – krotnym mistrzem świata Finem Juho Salminenem. Fin nie zakwalifikował się do finałowej rozgrywki. Znaleźli się w nim natomiast starzy znajomi z trialowych tras, wielokrotny mistrz świata Brytyjczyk Douge Lampkin, czy Graham Jarvis. No i nieprawdopodobny David Knight, który był niedościgniony w tej dyscyplinie sportu, dopóki nie pojawił się w niej Tadeusz Błażusiak. Brytyjczyk jak cień podąża za nowotarżaninem, ale nie może go pokonać. W Grand Prix Hiszpanii był drugi.

Dodzwoniliśmy się do jego brata Wojtka, akurat, gdy odbywała się konferencja prasowa. Oto co nasz mistrz powiedział.

- Dla mnie były to bardzo ważne zawody po upadku w Genui, gdzie uszkodziłem bark i żebra. Miałem przerwę w treningach, ale potem trzymałem się ściśle nakreślonego planu treningowego. To zaprocentowało. Zadowolony jestem z nowego motocykla, z nową ramą. Pojechałem zawody bezbłędnie. Stawka była wysoka. Udał mi się atak na pierwszą pozycję w klasyfikacji indywidualnej. Wygranie wszystkich trzech finałów to perfekcyjny rezultat. Zawody nie mogły przybrać lepszego przebiegu. Moja kondycja jest na topowym poziomie co pomogło mi mocno nacisnąć rywali, a w szczególności pod koniec każdego z finałów. Finały były długie i dlatego odpowiedni rozkład sił był niezmiernie ważny. Zrobiłem jedną lub dwie małe pomyłki i musiałem wyprzedzić kilku zawodników, ale jak tylko przedarłem się na pierwszą pozycję odjechałem rywalom i trzymałem się z dala od problemów. Jestem bardzo blisko obronienia tytułu mistrza świata. Wypadły dwie rundy w Brazylii i Vigo. Za miesiąc finał w Lizbonie.

Grand Prix Hiszpanii:
1. Tadeusz Błażusiak (Polska; KTM)- 60 pkt.,
2. David Knight (W. Brytania, KTM) – 48,
3. Joakim Ljundggren (Szwecja, Husaberg) – 41,
4. Alferdo Gomez (Hiszpania, Husaberg) – 35,
5.Graham Jarvis (W. Brytania, Husaberg) – 28.

Klasyfikacja generalna MŚ:
1. Tadeusz Błażusiak – 103 pkt.,
2. Joakim Ljundggren – 86,
3. Mika Ahola (Finlandia) – 73,
4. Alfredo Gomez – 60,
5. Graham Jarvis – 57.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama