04.02.2011 | Czytano: 1028

Play off bez wojownika?

To pytanie zadają sobie sympatycy nowotarskiego hokeja, po tym jak dotarła do nich wiadomość, iż Kanadyjczyk Kelly Czuy wraca do ojczyzny. Zawodnik, który jak żaden poprzednik z jego kraju (było ich pięciu w Podhalu) został ulubieńcem publiczności. Nie ma meczu, by kibice nie skandowali: „Kelly, Kelly, Kelly”.

Kelly’ego da się lubić. Inteligentny hokeista, z sercem do gry, z ogromnym ciągiem na bramkę. W najtrudniejszych momentach potrafi poderwać zespół do walki, zmienić jego oblicze. Nie ma dla niego straconych krążków. Gra po męsku, twardo, chociaż nasi sędziowie nie rozróżniają gry ciałem od złośliwości i zbyt często odsyłany był na ławkę kar za przewinienia, których się nie dopuścił.

- On gra tak, jak gra się na lodowiskach całego świata, czyli agresywnie, twardo po męsku aż kości i bandy trzeszczą. Tak nauczono go w kolebce hokeja. Swoich nawyków nie zmieni, bo gra ciałem jest clou każdego meczu, tylko... nie u nas. Na nowotarskim lodowisku wielokrotnie widzieliśmy jego czyste wejścia ciałem, po których sędziowie odsyłali go na ławkę kar. 70% fauli nie było – twierdzi nasz ekspert, Jacek Kubowicz.

Tak widowiskowy i skuteczny gracz może zniknąć w najważniejszej fazie czempionatu kraju. „Wraca do ojczyzny, by uregulować sprawy rodzinne” – taką wersję podano podczas konferencji prasowej po meczu z gdańskim Stoczniowcem.

Kibice są jednak zaniepokojeni. Czy to przypadkiem nie zasłona dymna?

- Czuy już raz wyjechał do rodziny na święta i wrócił, chociaż wtedy również pisano czarny scenariusz. Teraz też tak będzie. Załatwi swoje sprawy finansowe ( ulga podatkowa – przyp. SL) w USA i wróci – argumentuje rzecznik prasowy Podhala.

Jest też druga strona medalu. W styczniu w nowotarskim hokejowym światku aż dudniło, iż Kanadyjczyk przedstawił żądania działaczom Podhala. Chciał, by do końca stycznia podpisano z nim kontrakt na następny sezon i dodatkowo klub miał zatrudnić jednego lub dwóch jego rodaków.

/uploads/galleries/l/97068fb8afcc21ee492e48daebffbfe4.jpg

- To prawda. Zgodziliśmy się z jego warunkami i na Kanadyjczyka. Umowa została przygotowana, ale Czuy jej jeszcze nie podpisał. Wykupił bilet na sześć dni. Czy wróci? Głowy nie dałbym sobie uciąć – mówi jeden z działaczy Podhala, który chce zachować anonimowość.

- Rozmawiałem z nim dość długo i deklaruje, że chce u nas zostać – dorzuca, Jacek Szopiński.

Jest też inna opcja. Zawodnik w Stanach może jeszcze znaleźć zatrudnienie w klubie, by przedłużyć sobie sezon. W Polsce, co niejednokrotnie podkreślał, mało jest spotkań. Ponadto nie jest tajemnicą, że kuszony jest przez Cracovię, która w przyszłym sezonie stawiać ma na zaoceaniczny zaciąg.

Dla Podhala, które bryka się z problemami kadrowymi, brak Kanadyjczyka w pierwszej fazie play off byłby ogromną stratą. „Szarotki” z nikim nie mają bonusa, a więc w pierwszej rundzie play off, ten zespół, których je wybierze będzie musiał wygrać trzy spotkania, a one cztery. Jak to zrobić bez Marcina Kolusza, Damiana Kapicy, których występ w tej fazie jest praktycznie niemożliwy i nie daj Boże Kelly’ego Czuy’a? Dwaj pierwsi co prawda wznowili treningi po kontuzji obojczyka, ale jeszcze sporo wody w Dunajcu upłynie, gdy wrócą do meczowego rytmu. Kolusz odczuwa jeszcze ból przy oddawaniu strzałów, z kolei Damian Kapica, który był rewelacją ubiegłorocznego play off, nie pali się do gry, tym bardziej, iż druty z obojczyka nie zostały jeszcze usunięte. Grać z metalem w ciele to wielkie niebezpieczeństwo. Tym bardziej, iż lekarze przestrzegają, iż drut może przeciąć skórę. 

 Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama