Kelly’ego da się lubić. Inteligentny hokeista, z sercem do gry, z ogromnym ciągiem na bramkę. W najtrudniejszych momentach potrafi poderwać zespół do walki, zmienić jego oblicze. Nie ma dla niego straconych krążków. Gra po męsku, twardo, chociaż nasi sędziowie nie rozróżniają gry ciałem od złośliwości i zbyt często odsyłany był na ławkę kar za przewinienia, których się nie dopuścił.
- On gra tak, jak gra się na lodowiskach całego świata, czyli agresywnie, twardo po męsku aż kości i bandy trzeszczą. Tak nauczono go w kolebce hokeja. Swoich nawyków nie zmieni, bo gra ciałem jest clou każdego meczu, tylko... nie u nas. Na nowotarskim lodowisku wielokrotnie widzieliśmy jego czyste wejścia ciałem, po których sędziowie odsyłali go na ławkę kar. 70% fauli nie było – twierdzi nasz ekspert, Jacek Kubowicz.
Tak widowiskowy i skuteczny gracz może zniknąć w najważniejszej fazie czempionatu kraju. „Wraca do ojczyzny, by uregulować sprawy rodzinne” – taką wersję podano podczas konferencji prasowej po meczu z gdańskim Stoczniowcem.
Kibice są jednak zaniepokojeni. Czy to przypadkiem nie zasłona dymna?
- Czuy już raz wyjechał do rodziny na święta i wrócił, chociaż wtedy również pisano czarny scenariusz. Teraz też tak będzie. Załatwi swoje sprawy finansowe ( ulga podatkowa – przyp. SL) w USA i wróci – argumentuje rzecznik prasowy Podhala.
Jest też druga strona medalu. W styczniu w nowotarskim hokejowym światku aż dudniło, iż Kanadyjczyk przedstawił żądania działaczom Podhala. Chciał, by do końca stycznia podpisano z nim kontrakt na następny sezon i dodatkowo klub miał zatrudnić jednego lub dwóch jego rodaków.
- To prawda. Zgodziliśmy się z jego warunkami i na Kanadyjczyka. Umowa została przygotowana, ale Czuy jej jeszcze nie podpisał. Wykupił bilet na sześć dni. Czy wróci? Głowy nie dałbym sobie uciąć – mówi jeden z działaczy Podhala, który chce zachować anonimowość.
- Rozmawiałem z nim dość długo i deklaruje, że chce u nas zostać – dorzuca, Jacek Szopiński.
Jest też inna opcja. Zawodnik w Stanach może jeszcze znaleźć zatrudnienie w klubie, by przedłużyć sobie sezon. W Polsce, co niejednokrotnie podkreślał, mało jest spotkań. Ponadto nie jest tajemnicą, że kuszony jest przez Cracovię, która w przyszłym sezonie stawiać ma na zaoceaniczny zaciąg.
Dla Podhala, które bryka się z problemami kadrowymi, brak Kanadyjczyka w pierwszej fazie play off byłby ogromną stratą. „Szarotki” z nikim nie mają bonusa, a więc w pierwszej rundzie play off, ten zespół, których je wybierze będzie musiał wygrać trzy spotkania, a one cztery. Jak to zrobić bez Marcina Kolusza, Damiana Kapicy, których występ w tej fazie jest praktycznie niemożliwy i nie daj Boże Kelly’ego Czuy’a? Dwaj pierwsi co prawda wznowili treningi po kontuzji obojczyka, ale jeszcze sporo wody w Dunajcu upłynie, gdy wrócą do meczowego rytmu. Kolusz odczuwa jeszcze ból przy oddawaniu strzałów, z kolei Damian Kapica, który był rewelacją ubiegłorocznego play off, nie pali się do gry, tym bardziej, iż druty z obojczyka nie zostały jeszcze usunięte. Grać z metalem w ciele to wielkie niebezpieczeństwo. Tym bardziej, iż lekarze przestrzegają, iż drut może przeciąć skórę.
Stefan Leśniowski