01.02.2011 | Czytano: 995

Pozytywnie się ”nakręcić”

O ostatnim weekendzie hokeiści nowotarskiego Podhala powinni jak najszybciej zapomnieć. Kompletnie był nieudany. Zakończyli go z zerowym dorobkiem punktowym i niezbyt porywającą grą. Przegrana z wysoko aspirującym Sanokiem na jego terenie może być usprawiedliwiona, ale porażka z Zagłębiem Sosnowiec przed własną publicznością pozostawiła sportowy niesmak – rozpoczyna hokejowy komentarz nasz ekspert, Jacek Kubowicz.

Przegrana z Sosnowcem idzie na konto zawodników. Nie ma żadnych usprawiedliwień, że byliśmy chorzy, niedysponowani i zagraliśmy w okrojonym składzie. Przeciwnik też nie dysponował składem, który rzucałby na kolana. Grał na trzy formacje, a w ostatniej piątce wystąpili zawodnicy, o których jeszcze hokejowy światek nie słyszał. Podhale bez problemów powinno sobie poradzić z takim przeciwnikiem, bez względu na kadrowe kłopoty.

Pewnym zaskoczeniem dla widzów było posadzenie na ławce w trzeciej tercji Milana Baranyka. To suwerenna decyzja trenera. Mnie nie zaskoczyła, chociaż... Baranyk nawet w takiej dyspozycji w jakiej się znajduje, jest lepszy od niektórych graczy, którzy są blisko optymalnej formy. Prawdą jest, że jego umiejętności są znacznie większe, niż prezentuje. Oczekiwania wobec niego były zdecydowanie większe. Daj Boże, żeby pełnię swojego talentu zademonstrował w fazie play off, która za tydzień się zaczyna. Forma jednak nie przychodzi ot tak, po pstryknięciu palcami. Trzeba ją wykuwać w codziennym treningu. Może wysłanie go pod koc wyjdzie mu na dobre? Już w Sanoku był bardzo aktywny, widać było go na lodzie, miał sytuacje bramkowe, ale nie potrafił ich spożytkować. Reszta siedzi w jego głowie.

Z sanoczanami po pierwszej tercji zanosiło się na niespodziankę i zapowiadało wyrównany bój do końcowej syreny. Ale tylko się wydawało, bo moment dekoncentracji Podhalan, rozluźnienia na początku drugiej tercji, sprawił, iż szybko sanoczanie „wskoczyli na konia”. Rozpędzonych trudno było zatrzymać. Niemniej wcale nie są tacy groźni na lodzie jak to wygląda na papierze. Na pewno ostra dyskusja w szatni im pomogła, zdecydowała o lepszej grze, a przede wszystkim skuteczniejszej. Patrząc na strzelców goli, to można powiedzieć, że tylko nowotarżanie strzelali. Załatwili nas „nasi”. Pokazali swoją klasę. Nie, nie były to samobójcze trafienia. Sanok bazuje na naszych wychowankach i czesko – słowackich zawodnikach. Z takim budżetem, to można mieć gwiazdy w zespole i myśleć o sukcesach.

Z drugiej strony trudno wygrać mecz, jeśli się zdobywa tylko jednego gola. Rzadko odnosi się sukces, gdy zdobywa się trzy gole, a myśmy tyle strzelili rywalom w dwóch meczach. To zdecydowanie za mało. Nie każdy mecz musi się wygrać, ale trzeba zostawić serce na lodzie. Kibice muszą widzieć pełne zaangażowanie na lodzie, bo gdy przeciwnik jest lepszy, to łatwiej przełknąć gorycz porażki.

Teraz czekają nas trzy mecze, by odbudować mentalność. Nie ma presji wyniku, ale trzeba się sprężyć, by pozytywnie się ”nakręcić” przed play off. Jeśli przegramy trzy kolejne mecze, to trenerowi trudno będzie odbudować psychikę. Trzeba po prostu walczyć do ostatniej kropli potu, wypruć żyły. Ważna potyczka czeka nas z Unią, z którą możemy się potykać w pierwszej rundzie play off. Trzeba oświęcimianom pokazać, że nie jesteśmy chłopcami do bicia.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama