- Moim wielkim marzeniem było, by do naszego góralskiego charakteru ściągnąć „przywódców” z Kanady. Podczas mojego pobytu w Niemczech fascynowałem się ich postawą na lodzie i poza nim. To prawdziwi profesjonaliści – mówi Andrzej Słowakiewicz, który pierwszy sprowadził do polskiej ligi hokeistów z kolebki hokeja.
Kelly Czuy jest piątym Kanadyjczykiem występującym w Szarotkach
W sezonie 2000/01 Podhale zatrudniło bramkarza Thierry`ego Noëla i napastnika Scotta Jewitta. Noël przyjechał do Polski wprost z Pucharu Sprenglera, broniąc bramki „Klonowego Liścia”. Mówiono o nim szczęśliwy bramkarz, gdyż przed przyjściem do Podhala zdobywał mistrzostwo kraju z każdą drużyną, w której grał. W Podhalu wpisał się do księgi rekordów klubu. W meczu z Sanokiem, w ostatniej sekundzie dogrywki przepuścił krążek po strzale Bronislava Stolarika z czerwonej linii. – Sorry coach - tak powiedział po meczu.
Od lewej: Thierry Noel, Harri Suvanto (Finlandia) oraz Scott Jewitt
– W jego przypadku zaufałem Andrzejowi Szczepańcowi, który polecił go ze Szwajcarii. To były początki. Kanadyjczycy nie bardzo chcieli do nas przyjeżdżać. Byliśmy dla nich egzotycznym krajem – mówi Andrzej Słowakiewicz.
Przybyli do Podhala w bardzo trudnym okresie. Nawet szatni porządnej nie było, gdyż hala była remontowana przed Uniwersjadą. Do tego...
– W klubowej kasie nie było złotówki - wspomina Andrzej Słowakiewicz. – Krótko u nas byli, ale swoje zrobili. Zapełnili halę świecącą pustkami. Inwestycja szybko się zwróciła. Byli również magnesem przyciągającym widownię na wyjazdach. Jewitt w meczu z Katowicami pokazał co to waleczność i zadziorność. Zapewne wszystkim utkwiła w pamięci akcja, w której po faulu stracił rękawice i ochraniacz, a mimo to przejechał całe lodowisko i zdobył gola. Kanadyjczycy wychodzą na mecz, by wygrać i zrobią wszystko, by tak się stało. Nigdy nie ślizgają się, nie odpuszczają. Są mistrzami końcówek i dogrywek. Nigdy się nie poddają. Walczą do końca. Potrafią w najważniejszym momencie zmobilizować zespół. Nigdy też nie udają. Grają twardo po męsku – jak mówią – twarzą w twarz. Od dziecka mają wpajane, że są aktorami i muszą stworzyć takie widowisko, by publiczność była usatysfakcjonowana, bo to ona jest głównym sponsorem.
Jewitt dał próbkę wielkich możliwości i był wielkim wzmocnieniem drużyny, ale nie dokończył sezonu. Sternicy SSA Podhale nie wypłacili mu pieniędzy i wyjechał. To samo skłoniło Davida Lemanowicza, bramkarza draftowanego przez Floridę Panthers, do opuszczenia Podhala. Podczas prezentacji zaskoczył dziennikarzy kaskiem z namalowaną szarotką, emblematem Podhala i orłem. Wykonanie tego malunku było droższe niż kask. Dzieło sztuki było autorstwa tego samego malarza, który na ochraniaczu twarzy Lundqvista (New York Rangers) wykonał statuę wolności.
David Lemanowicz
– Brak wiarygodności odstrasza Kanadyjczyków od gry w naszym kraju – twierdzi Andrzej Słowakiewicz. – Menadżerowie orientują się w realiach naszych klubów. Nasi prezesi nie chcą się z nimi wiązać nie tylko przez barierę językową, ale dlatego, że ich kontrakty zarejestrowane są w IIHF. Wolą więc zatrudniać trenerów i hokeistów zza południowej granicy, bo z nimi można pójść na „układy”. Szkoda. Czasami lepiej mieć dwóch dobrych Kanadyjczyków niż średniego Czecha czy Słowaka za te same pieniądze. Za Oceanem jest masa zawodników polskiego pochodzenia i w ojczyźnie hokeja wcale nie grają ogonów. Pierwszy krok zrobiła Cracovia zatrudniając Kostucha i Martynowskiego. Dziesięciu graczy oferowałem klubom. Podhale mogło mieć najlepszą trójkę w lidze, ale nie skorzystało z okazji.
Jason Lafrenier
Największym niewypałem w Podhalu był Jason LaFreniere, z przeszłością w NHL. W Podhalu rozegrał zaledwie dwa spotkania (2004/05). Bardziej fascynowały go „laski” w „Las Vegas” niż hokej. Po lodzie poruszał się dostojnie, jak na oldboja przystało. – Miał papiery na granie, ale przyjechał kompletnie nieprzygotowany – mówi Andrzej Słowakiewicz.
Stefan Leśniowski