19.11.2010 | Czytano: 1067

„Baran” i „Franek” znowu w Podhalu(+foto)

Jeszcze nie tak dawno byłby to szlagier kolejki. Wielokrotnie te zespoły między sobą rozstrzygały o mistrzostwie Polski. Już na długo przed rozpoczęciem meczu hale w obu miastach pękały w szwach. Kibice nigdy się nie zawiedli, były emocje i wysoki poziom.

Nic jednak wiecznie nie trwa. Unia wpadła w kłopoty, ale się z nich wykaraskała. Teraz ciężkie czasu nastały w Nowym Targu. Górale starają się wyjść na prostą. Emocje były, ale powrót Baranyka i Bakrlika nie pomógł. Może tyle, że więcej widzów zjawiło się w hali.

Unici od początku przeważali. Już w 2 minucie Jakubik zmarnował idealną szansę na objęcie prowadzenia. Na raty próbował pokonać Rajskiego. W odpowiedzi Baranyk świetnie uwolnił się od przeciwnika, ale Zborowskiemu nie dał rady. Była to jedna z dwóch sytuacji jakie w pierwszej części wypracowali gospodarze. Drugą, tuż przed przerwą miał Kolusz, ale krążek po jego uderzeniu poszybował nad poprzeczką. Podhale nie wykorzystało nawet 103 –sekundowej podwójnej przewagi. W tym czasie oddało tylko jeden strzał z niebieskiej linii (Czuy). Goście natomiast ciągle nękali Rajskiego. Gdy grali w przewadze zasypywali go gradem strzałów. Pierwsza przewaga nie przyniosła im wymiernych efektów, ale po drugiej byli cali w skowronkach. Klisiak w swoim stylu ( ile to już lat) zrobił kółeczko pod bandą i dograł do Jarosa, a ten z niebieskiej linii zmusił do kapitulacji ostatnia instancję miejscowych. Kapitalny powrót wychowanka z Zagłębia. Chwilę później Tabaček uciekł W. Bryniczce, ale Rajskiego nie zdołał pokonać. Za w 15 minucie Jaros zza bramki dograł do Klisiaka i za plecami Rajskiego zapaliło się czerwone światełko.

- Świetnie wprowadził się do zespołu Jaros. Mam nadzieję, że się zmienił i będzie dużym wzmocnieniem – powiedział trener Unii.

Po przerwie mieliśmy festiwal goli. Drużyny przekonały się, że nie warto faulować. Wszystkie gola padły, gdy jedna z drużyn grała w osłabieniu. Trener Podhala przemeblował formacje i gra zaczęła się kleić. To co się nie udawało „Szarotkom” w pierwszych 20 minutach zatrybiło po przerwie. Wykorzystały dwie liczebne przewagi. Już w 50 sekundzie w zamieszaniu podbramkowym K. Bryniczka wepchnął krążek do siatki, a 6 minut później jego brat oddał strzał życia spod niebieskiej linii i „Zbora” po raz drugi musiał wyjmować „gumę” z siatki. Przyjezdni również wykorzystali przewagi. Dronia i A. Kowalówka strzałami z dystansu pokonywali Rajskiego. 4 sekundy przed zakończeniem tercji Różański wlał kolejną iskierkę nadziei w serca fanów jego drużyny.

Trzecia tercja rozgrzała widownie do białości. Oba zespoły miały sytuacje na zmianę wyniku, ale losy spotkania rozstrzygnęły się w 56 minucie. Najpierw Czuy pokonał Zborowskiego, gdy „Szarotki” grały w osłabieniu. Radość trwała tylko 21 sekund. A. Kowalówka przestrzelił Rajskiego.

- Dobry hokej dzisiaj widzieli kibice – twierdzi szkoleniowiec Unii. – O losach meczu zdecydowały przewagi. Dwa razy prowadziliśmy różnicą dwóch goli, ale po własnych błędach zafundowaliśmy sobie nerwowe chwile. Sędziowie popełnili mnóstwo błędów w obie strony, ale takie już jest gwizdanie w Polsce.

Spodziewaliśmy się trudnej przeprawy, bo Podhale to młody, waleczny zespół. Mecz świetnie się dla nas ułożył, ale błędy kosztowały nas sporo nerwów – powiedział Waldemar Klisiak.

- Drużyna była zmotywowana, ale źle rozpoczęła spotkanie – mówi Jacek Szopiński. – Nie ustrzegliśmy się błędów. W drugiej tercji zmuszeni byliśmy atakować, doszliśmy rywala, ale szybko straciliśmy dwa gole. Brakowało szczęścia, bo niekoniecznie wszystkie bramki mogły wpaść. Jak choćby ta ostania. Zawodnicy podjeli walkę. Skorzystaliśmy z prezentu Zborowskiego na 4:4, ale szybko ten prezent oddaliśmy. Tomek powinien ten strzał obronić. Dla kibiców był to jeden z lepszych meczów. Za mało jest gry ciałem. Hokej u nas jest bezkontaktowy, a jeśli już to sędziowie wyrzucają na ławkę kar. Wydali w tym meczu wiele niezrozumiałych decyzji.

Baranyk i Bakrlik do 5 grudnia grają w Podhalu za darmo. – Klub nie stać na ich zatrudnienie – twierdzi rzecznik prasowy, Roman Przygodzki. – Oni wyszli z taka propozycją. Chcą udowodnić, że są zawodnikami przydatnymi drużynie. Do 5 grudnia muszą się znaleźć darczyńcy, by zostali na dłużej. Padły już pierwsze deklaracje. Myślę, że nie ostatnie, bo zawsze byli ulubieńcami publiczności.

- Siedem wspaniałych lat spędziłem w Nowym Targu. - przypomina Milan Baranyk. - Czuję się tutaj jak w rodzinie. Podhale dało mi najwięcej w karierze. Tutaj chcę wrócić do hokeja. Dla mnie tym meczem rozpoczął się sezon. Przez dwa miesiące leczyłem kontuzję. Najpierw uszkodziłem łokieć, być może dlatego, że zmieniłem kij. Potem chciałem szybko nadrobić stracony czas i przesadziłem w siłowni. Uszkodziłem mięśnie brzucha. Nadal odczuwam lekki ból. Cieszę się, że kibice tak wspaniale nas przywitali. Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania wobec mnie są bardzo duże. Sam od siebie oczekuje więcej, ale jak mówię, dzisiaj rozpocząłem hokejowy sezon. Prezes Zagłębia, Adam Bernat nie rzucał mi kłód pod nogi przy rozwiązywaniu kontraktu. Chyba zdał już sobie sprawę w jakiej znalazł się sytuacji.

„Franek” po zdobyciu mistrzostwa Polski z Podhalem, poddał się operacji kolana. – Trzy lata zwlekałem, aż nadszedł ten moment. Rehabilitacja trwała dwa miesiące, potem przygotowywałem się w pierwszoligowej drużynie czeskiej i...szukałem klubu – wyjawia. - Ja wpakowałem go na minę w Sosnowcu – przyznaje Milan Baranyk.

- Teraz kolano jest w porządku – zapewnia Bakrlik. - W Zagłębiu nie mógłbym zagrać, gdyż klub ten ma zakaz transferowy. W Nowym Targu zawsze się dobrze czułem, tutaj jest hokejowa atmosfera, wspaniali kibice.

- Wiem na co ich stać – twierdzi Jacek Szopiński. – Walnie przyczynili się do tytułów mistrza kraju w 2007 i 2010 roku. Grać w hokeja się nie zapomina. Nie są jeszcze wyeksploatowanymi hokeistami, są głodni gry. Powinni się u nas dobrze czuć i wzmocnić nowo budowaną drużynę. Dzisiaj nie zgrali tak jakbym oczekiwał. Oni sami o tym wiedzą. Do swojego optymalnego poziomu dojdą pracą i będą liderami. Jeśli mieliby reprezentować poziom naszych juniorów, to nie będą nam potrzebni.

MMKS Podhale – Aksam Unia Oświęcim 4:5 (0:2, 3:2, 1:1)
0:1 Jaros (Klisiak) 10:06 w przewadze,
0:2 Klisiak (Jaros) 14:30,
1:2 K. Bryniczka (Łabuz, K. Kapica) 20:50 w przewadze,
2:2 W. Bryniczka (Dutka, Kolusz) 26:41 w przewadze,
2:3 Dronia ( Radwan, Wojtarowicz) 31:13 w przewadze,
2:4 A. Kowalówka 35:25 w przewadze,
3:4 Różański 39:56 w przewadze,
4:4 Czuy 55:13 w osłabieniu,
4:5 A. Kowalówka (Klisiak) 5:34 w przewadze.

Sędziowali: Molenda – Bernacki (obaj Sosnowiec), Hyliński (Oświęcim).
Kary: 22 – 18 min.
Widzów 2000.

MMKS Podhale: Rajski – K. Kapica, Łabuz, Różański, K. Bryniczka, Czuy – Dutka, W. Bryniczka, D. Kapica, Jastrzębski, Kolusz – Gaj, Sulka, Bomba, Neupauer, Kmiecik – Szumal, Bakrlik, Baranyk. Trener Jacek Szopiński.
Unia Oświęcim: Zborowski – Gallo, A. Kowalówka, Jaros, Klisiak, Tabaček – Zatko, Gabryś, Řiha, Modrzejewski, Krajči – Dronia, Piekarski, Radwan, Jakubik, Wojtarowicz. Trener Ladislav Spišiak.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama