15.11.2010 | Czytano: 2382

Odszedł Wojciech Kowalski

Śmierć jest nieunikniona, ale zawsze – kiedy się z nią stykamy – przeraża, rodząc pytanie pozostające bez odpowiedzi... Dlaczego? Tym silniej te słowa trafiają w pustkę, kiedy odchodzi człowiek znany, na swój sposób bliski, wtedy kiedy śmierć przychodzi z znienacka... jeszcze dwa dni temu witaliśmy się na ulicy.

Zaskoczeniem dla sympatyków hokeja była wiadomość o śmierci Wojciecha Kowalskiego. Urodził się 7 stycznia 1944 roku. Jak każdy młody chłopak w tym wieku złapał za kij hokejowy. Zaczęło się do zabawy na zamarzniętym Dunajcu, potem była szkółka Podhala i prawdziwy zespół. Barwy Podhala reprezentował do sezonu 1968/69. Podczas służby wojskowej, w sezonach 1966/67 – 67/68 reprezentował barwy warszawskiej Legii. Z tym klubem w 1967 roku sięgnął po mistrzostwo kraju. Z macierzystym Podhalem dwa razy (1966 i 69) świętował miano najlepszej drużyny w kraju. Osiem sezonów występował w polskiej ekstraklasie. W tym czasie rozegrał 190 meczów i zdobył 48 goli. Grał w ataku. Był motorem napędowym większości akcji, a odebranie mu krążka, ze względu na siłę rąk, było wyczynem bardzo trudnym. Wszystkim imponowała jego pewność na lodzie; zaszczepiał ją swoim partnerom i jednocześnie wzbudzał respekt u przeciwników. Niezwykle impulsywny zawodnik, momentami wręcz nieodpowiedzialny hokeista. Wśród kibiców posiadał wielu fanów. Dysponował mocnym i potężnym strzałem. Jego uderzenia miały tak ogromną siłę rażenia, że nieraz dziurawiły siatkę i powalały bramkarzy. Bramkarz Pomorzanina Toruń, Józef Wiśniewski został dosłownie wepchnięty przez krążek do bramki ! Dochodził do siebie niemal pięć minut. Wojtek był niesamowity. Potrafił przedrzeć się przez najbardziej szczelną zaporę i wówczas nic nie było w stanie zatrzymać go, gdy pędził na bramkę. A kiedy uderzył z całej siły bramkarz mógł tylko modlić się, by "guma" nie trafiła w światło bramki. W przeciwnym razie człowiek w masce nie miał szans na jakąkolwiek reakcję. Nie stronił też od walki wręcz. "Wezwany" na pojedynek na pięści nigdy nie rejterował przed przeciwnikiem.

Cześć jego pamięci!

Pogrzeb odbędzie się w środę o godzinie 14 na cmentarzu w Nowym Targu.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama