09.11.2010 | Czytano: 1043

W dobrym kierunku

Trzy punkty zdobyte przez „Szarotki” w miniony weekend to dużo i zarazem mało. Dlatego, że oba spotkania były z gatunku za sześć punktów. Zarówno Stoczniowiec i KTH to zespoły, z którymi toczymy bój o miejsce w play off – zaczyna cotygodniowy komentarz nasz ekspert, Jacek Kubowicz.

Rywalizacja między tymi zespołami i być może Zagłębiem, które na razie rozczarowuje, toczyć się będzie do ostatniej kolejki sezonu zasadniczego. Przed nami jeszcze dwie rundy i wiele punktów do zdobycia. Do walki mogą się jeszcze włączyć sosnowiczanie, którzy teraz są pod kreską.

Czy mogliśmy wygrać z Gdańskiem prowadząc po 40 minutach 3:1? Było wiadomo, że Stocznia się nie podda, że będzie zaciekle atakowała. Dopisało jej szczęście przy drugim golu. Krążek podawany zza bramki odbił się od łyżwy i gdańszczanie dostali wiatr w żagle. My graliśmy swoje i nie byliśmy pod jakimś wielkim ciśnieniem. Z naszej strony nie było obrony Częstochowy. Były szanse z obu stron, ale słoneczko kolejny raz zaświeciło przybyszom znad morza. Karne to loteria, chociaż Różański, który nieraz ratował Podhale w meczach o większą stawkę, udowodnił, że karne to nie przypadek, ale umiejętności i technika.

Twierdziłem, że w Krynicy czeka nas trudniejszy bój i nie pomyliłem się. Aż do ostatnich minut drugiej odsłony byliśmy zespołem goniącym wynik, dopiero wtedy wyszliśmy na prowadzenie. Po raz kolejny zapłaciliśmy stratą punktów za bezmyślne kary. Sami nie potrafiliśmy na początku dogrywki wykorzystać przewagi liczebnej, zrobili to kryniczanie.

Faule wynikają z braku dyscypliny zawodnika. Z tym problemem mamy do czynienia od początku rozgrywek. Nikt nie ma pretensji do fauli we własnej tercji w momencie zagrożenia, czy gdy przeciwnik jedzie sam na sam, ale kary łapane w tercji rywala nie mają nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Nie trenerzy powinni wyciągać w tego wnioski, bo ci na pewno „dymią” w szatni, ale zawodnicy. Nie wiem czy wynika to z braku doświadczenia, że w ferworze walki tracą głowy.

/uploads/galleries/l/a7263d726bc8dd7109a0ccf7be2b15fd.jpg

Narzeka się też na arbitrów. Są jacy są. Nie tylko my na nich psioczymy. Każdy ma prawo do pomyłki, ale nieraz widzieliśmy cuda w ich wykonaniu. Ich pracę powinien przeanalizować Wydział Gier i Wydział Sędziowski, bo mylić się to ludzka rzecz, ale gdy tylko w jedną stronę, to robi się to niesmaczne.

W Podhalu doszło do korekt w ustawieniu formacji ofensywnych. Jastrzębski wskoczył na środek do Kolusza i Czuya. Po czterech wspólnych treningach i dwóch meczach trudno wystawić jednoznaczną ocenę. Widać go na lodzie, ale... więcej sobie po nim obiecywałem. Obudzili się młodzi. D. Kapica, K. Bryniczka i Bomba zaczęli trafiać. Odciążyli Czuya, Różańskiego i Kolusza, którzy nie będą sami zdobywać gole. Nastąpił podział i myślę, że zmierza to w dobrym kierunku. Obrona nie popełnia kardynalnych błędów, żeby wytykać kogoś palcami. Więcej oczekuję od doświadczonych zawodników, młodzi się uczą, ale robią postępy.

Teraz mamy dwa tygodnie przerwy, w której głównie należy pracować nad rozgrywaniem przewag, bo ten element gry straszliwie szwankuje. Z Gdańskiem mieliśmy 2-3 przewagi przy stanie 3:1 i aż prosiła się czwarta bramka, która rozstrzygnęłaby losy pojedynku. Notabene Gdańsk mi zaimponował. Przyjechał z piętnastoma zawodnikami, wytrzymał trudy meczu i jeszcze dwa dni później sprawił ogromną niespodziankę pokonując wysoko mierzącą Unię.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama