Okazuje się, że w tej lidze każdy może wygrać z każdym. Nie ma faworytów ani zespołów z góry skazanych na pożarcie. Chociaż niepokoi jedna rzecz, że ci, którzy wydają się być pewniakami po dwóch, trzech wstępach nagle dostają łoty od tych, którzy wcześniej prezentowali mizerny futbol i byli niemiłosiernie bici. Najbardziej dziwi postawa zespołów z szóstoligową przeszłości. One miały nadawać ton rywalizacji, one miały podnieść poziom ligi. Tymczasem najbardziej zawodzą. Wierchy mają raptem cztery punkty więcej od „czerwonej latarni” tabeli. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja Orkana. Tylko punkt dzieli go od grupy spadkowej. Poroniec też gra bez wyrazu i stylu, a Orawa, która jeszcze nie tak dawno była liderem, w ostatnich dwóch kolejkach zaprezentowała strzelecką niemoc, mimo iż wcześniej miała najlepszą średnią na mecz, aż 4 gole.
Z wymienionej czwórki tylko Poroniec wyszedł zwycięsko i to rzutem na taśmę. Zresztą dość szczęśliwie. Przegrywał do 83 minuty 0:1, a zwycięski gol padł w 3 minucie doliczonego czasu gry ze strzału...samobójczego. Nie wiem czy Frydman zawiesił im tak wysoko poprzeczkę, czy Poroniec nie może odnaleźć się w niższej lidze? Brak w jego akcjach błysku, radości z gry, swobody.
Orkan nie sprostał u siebie Babiej Górze, mimo iż już w 3 minucie objął prowadzenie. Szybko się wystrzelał i oddał inicjatywę przyjezdnym. Lipniczanie grali bardzo umotywowani, czujnie i mądrze w obronie. Jestem pełen podziwu dla drużyny, która zdołała wywieźć komplet punktów z bardzo gorącego terenu.
Kolejny rezultat, który mało kto przewidział padł w Jabłonce. Niedawny lider dostał baty na oczach najwierniejszych kibiców. Pogromcy – Czarni – rozpoczęli sezon w imponującym stylu, ale kolejne mecze zwiastowały powrót tej drużyny na wytyczone od lat szlaki. Tymczasem okazało się, że potrafi się w piłkarzach z Czarnego Dunajca obudzić lew. Do przerwy toczyła się wyrównana walka, ale po zmianie stron w odstępie 4 minut przyjezdni zdołali zadać dwa nokautujące ciosy, po który rywal nie odzyskał równowagi do końcowego „gongu”. Ambitna Orawa nacierała, ale jej ciosy nie docierały do celu. Klasowy zespół nie powinien dać się tak zlać. Na pewno można to uznać za kompromitację.
Podobnie jak występ Wierchów na własnym terenie, które dały się ograć Huraganowi. Wierchy atakowały, ale kontry Huraganu były skuteczniejsze. To trochę dziwne, że rabczanie nie potrafią zdobyć gola na własnym boisku i wręcz w tragicznym stylu przegrywają z drużyną z dolnych rejonów tabeli.
To nie koniec zaskakujących rozstrzygnięć. Podsumowując półmetek chwaliłem Lubań, ale chyba zrobiłem to przedwcześnie. Porażka z beniaminkiem z Kluszkowiec to wstyd dla zespołu, który marzy o szóstej lidze. Lubań stać na walkę o najwyższe cele. Nie poradził jednak sobie z świetnie dysponowaną w tym dniu linią defensywą Zapory.
Beniaminek z Chabówki przed tygodniem zaskoczył wygraną na wyjeździe, a teraz przegrał z ostatnim zespołem w lidze. Mecz był za sześć punktów, a gra polegała na przebijaniu piłki z połowy na połowę.
Na fotel lidera powrócili Czarni, które razem z Jarmutą prezentują się najsolidniej. Nie trącą głupich punktów, a dzieje się to dlatego, że przeciętność poparta jest w miarę dobrą defensywą i realizacją założeń taktycznych. Jarmuta w meczu na szczecie wywiozła jeden punkt z Ludźmierza, a największą atrakcją były dwa uderzenia z wolnego Boruckiego.
Stefan Leśniowski