- Weekend Szarotki nie zaliczą do udanych, chociaż była szansa pokonania Naprzodu – twierdzi. – Była to drużyna, z którą nowotarżanie powinni szukać punktów, tym bardziej, gdy do konfrontacji dochodzi na własnym lodzie. Zapowiadało się nieźle, szczególnie po piątkowym meczu z Tychami. W piwnym mieści nasza drużyna rozegrała bardzo słabe spotkanie. Na palcach jednej ręki można zliczyć ile razy zmuszony był do interwencji Sobecki. Nie stworzyliśmy sobie sytuacji, więc trudno było marzyć o korzystnym rezultacie. Do tego zbyt często odwiedzaliśmy ławkę kar, co nie tylko powodowało straty goli, ale także sił.
Z dotychczasowych konfrontacji można wyciągnąć wniosek, że zdecydowanie lepiej prezentujemy się u siebie niż na taflach przeciwników. Zdecydowanie większa jest mobilizacja. To musi się zmienić, bo w wyjazdowych potyczkach trzeba szukać punktów. W tym sezonie jest tak mało meczów, że każdy punkcik jest na wagę „złota”. Do każdego meczu trzeba więc przystępować maksymalnie skoncentrowanym i z emanującą wolą zwycięstwa i grać do ostatniej sekundy. Tymczasem podopiecznym Jacka Szopińskiego brak koncentracji w pierwszych minutach meczu. W Tychach po czterech minutach przegrywaliśmy 0:2, a po kolejnych pięciu 0:3. To praktycznie było po meczu. Tyszanie też nie chcieli bić strzeleckich rekordów i po trzeciej bramce wykazywali wielką ochotę... pójścia do domów. Zadawalała ich skromna wygrana.
Nie był to pierwszy mecz Podhala, który na dobre się nie rozpoczął, a był już przegrany. Jeśli po pięciu minutach przegrywa się 0:2, to nawet waleczne serce nie pomoże. Skoro pozwoliło się przeciwnikowi wskoczył na „konia”, to musiałby być frajerem, by dać sobie wydrzeć zwycięstwo. Tym bardziej, że góralom trudno gonić wynik z niedoświadczonymi zawodnikami.
Początek meczu z Naprzodem był niezły. Były składne akcje, sytuacje, strzały i gole. Gra w przewadze również wyglądała lepiej niż w poprzednich meczach, ale to co się wydarzyło w trzeciej tercji, to kataklizm. Czym był podyktowany? Brakiem sił? Wydaje się, że sił nie powinno zabraknąć skoro gra się dwa mecze w tygodniu, czyli zdecydowanie mniej niż przed rokiem. Zresztą młode organizmy powinny się szybciej regenerować niż zawodnicy z długim stażem. Koncentracja? To, że nie strzeliliśmy na 4:1, a z tej samej akcji straciliśmy gola na 3:2, nie powinno załamać zespołu. Więcej, powinien na ostatnią odsłonę wyjść jeszcze bardziej zmobilizowany. Nie można stracić pięciu goli w jednej tercji. Nie można też u siebie pozwolić sobie wbić siedmiu bramek. Ile trzeba strzelić, osiem, dziewięć, by wygrać? To jest nierealne.
Zabrakło przytomnego przetrzymania krążka z tyłu w kluczowych momentach. Rajski wszystkiego nie wybroni. Nie ma takiego bramkarza na świecie. Wygrał już nam jeden mecz. Nie można też, grając w osłabieniu, zmieniać całą czwórkę i stwarzać sytuację sam na sam. To dziwna polityka zmianowa. Wiadomo, że ubywa sił, gdy przebywa się na lodzie 90 sekund, ale trzeba zmiany robić z głową. Nie dopuszczać do tak długiego przebywania na tafli.
Niewątpliwie brakuje drużynie cwaniactwa, chociaż w swych szeregach ma graczy doświadczonych, których w takich sytuacjach i meczach powinno się maksymalnie wykorzystywać. Zdaję sobie sprawę, że przez 60 minut nie będą grali, ale gdy wpuszcza się na lód młodych graczy, to trzeba mentalnie im pomóc.
Jeśli chodzi o ligę, to kolejny raz Sanok zaskoczył mnie negatywnie. Przegrał z Unią, a w niedzielę dodatkowy punkt uratował w karnych. Drużyna naszpikowana reprezentantami kraju, ze sporą kasą, jak na razie zawodzi. Z kolei pozytywnego psikusa zrobili kryniczanie.
Zachęcam kibiców do dalszego przychodzenia na mecze i wspierania „Szarotek”. Doping w tym sezonie będzie im bardzo potrzebny.
Stefan Leśniowski