09.09.2010 | Czytano: 1571

Zagraniczne wojaże Gudbaja

Sycylia i Floryda to miejsca, w których przygotowywał się do sezonu. W Ameryce również startował. O kim mowa? O czołowym motocrossowcu w kategorii juniorów, Patryku Gudbaju Galicy. Pobyt dostarczył mu sporo sportowych wrażeń, a także był świetną lekcją charakteru. Jak to w sporcie, raz był na wozie, drugi raz pod nim. Odnosił sukcesy i przeklinał na motocykl, który zawodził nieraz w bardzo ważnych chwilach.

Patryk zmienił klub. Obecnie jeździ w stajni Raptor Sandeco Moto Cross Team Rzeszów. – To był strzał w dziesiątkę – twierdzi Patryk Gudbaj. – Po raz pierwszy miałem świetne warunki i tak intensywne przygotowania do sezonu. To dzięki firmie Sandeco, Józkowi Bulcykowi, Panu Miglowi z firmy Panolin, firmie PapiService, agencji reklamowej Symptom, IB (producent rowerów) i zakładowi utylizacji odpadów. Już w grudniu wyjechaliśmy na Sycylię. Zamieszkaliśmy w miejscowości Patti Mesyna i trenowaliśmy na torze mistrza świata Antonio Cairoliego. Kolejne trzy miesiące spędziłem na Florydzie w miejscowości Ocala, a zajęcia sportowe mieliśmy na torach obiektu Hard Rock. Świetna baza, idealne warunki do treningów. Znajduje się tam kilka torów przeznaczonych dla MX i quadów o różnej nawierzchni i ukształtowaniu terenu oraz specjalny obiekt dla treningu FMX. Wszystko szło w dobrym kierunku. Motocykle były w miarę dobrze przygotowane, moja forma z każdym dniem szła w górę. Czułem, że jestem w wielkim gazie. Potwierdził to start w kwalifikacji do mistrzostw Ameryki. Na najsławniejszym i trudnym torze byłem najlepszy. Niestety wyniku nie mogłem potwierdzić, gdyż miałem problemy z KTM-em. Bez przerwy nawalał i nie można było go doprowadzić do stanu używalności. To nie była kwestia pieniędzy, po prostu ten model okazał się fabrycznie wadliwy. Ze spuszczonymi uszami wracaliśmy na Stary Kontynent. Przesiadłem się na Yamahę. To, że okres spędzany za Oceanem nie był dla mnie stracony, potwierdził start w mistrzostwach Słowacji. Startowali tam wszyscy najlepsi Słowacy, Czesi i jeźdźcy z naszego kraju. Mistrz Polski Tomasz Wysocki nie miał ze mną szans. W pierwszym wyścigu dołożyłem mu 30 sekund. To był nokaut! Również w drugim przejeździe nie dał mi rady. Nazajutrz wystartowałem w dwóch klasach. „450” to nie jest moja kategoria wiekowa, niemniej wygrałem obie.

Na krajowym podwórku Gudbaj rzadko się pojawiał. To efekt problemów sprzętowych. Gdy pojechał na eliminacje mistrzostw Polski to... – Pierwszy wyścig wygrałem, w drugim zawzięcie walczyłem o tytuł mistrza Polski i...sprzęt odmówił posłuszeństwa – opowiada. – Ten sezon był rwany. Dobre zawody i podium lub urwanie lewarka od biegów, czy inne dolegliwości motocykla. Moja forma była w szczytowym momencie. Pracował na nią cały team, ale tak to już jest w tym sporcie, że nie wszystko zależy od dyspozycji człowieka. Gdy wszystko było OK, to rywale oglądali mi plecy. Jak choćby w miniony weekend w Chełmnie. Świetnie znany mi tor, bo w tym klubie jeździłem, dobrze przygotowany, a i pogoda wyborna. Aż miło się było ścigać. Gaz do dechy i... dołożyłem Wysockiemu, który przyjechał za mną. W drugim wyścigu zrewanżował się. Wymieniliśmy się miejscami, bo w pewnym momencie sprzęt znowu zaczął szwankować. Niemniej jestem zadowolony z osiągniętego rezultatu. W niedzielę startuję z seniorami. Wypada się z nimi zmierzyć, bo kończy mi się wiek juniora. Zaczynam starty półkę wyżej, z zawodnikami, którzy więcej lat spędzili na motocrossowym motocyklu niż ja mam. Czterosuwowe „450” to już nie przelewki. Chłopaki w tych klasach już nie żartują.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama