Podhale wychowało wielkich mistrzów w tym sporcie. Czy będzie miało nowego króla? Ogromnie aspiracje do korony zgłasza 18 – letni Gabriel Marcinów. W ostatnich dwóch eliminacjach mistrzostw Polski pokazał klasę. Pokonał obrońcę mistrzowskiego tytułu i objął przodownictwo w klasyfikacji generalnej.
Po raz pierwszy zauroczony byłem jego jazdą, gdy miał 13 lat. Był w szkółce Rafała Luberdy, jedną z „perełek”. Już wtedy fachowcy widzieli w nim następcę Tadzia Błażusiaka. To był pierwszy rok jego startów, po uzyskaniu licencji. W kategorii młodzik zajął drugie miejsce. Spróbował swych sił także w jednej z eliminacji do mistrzostw Europy 16-latków.
- Przeżycie było boskie – mówił wtedy. – Odcinki porównywalne, z tym, co u nas się jedzie w grupie A. Było naprawdę ciężko. Przekonałem się w Norwegii, że czeka mnie jeszcze dużo pracy. Chcę jeździć jak Tadziu Błażusiak, który jest moim idolem. Mam nadzieję, że dzięki ciężkiej pracy uda mi się zrealizować moje marzenia.
Słowa dotrzymuje. Systematycznie pnie się w górę, szuka nowych rozwiązań treningowych. Jego sztab nie zaniedbuje najmniejszych drobiazgów, by Gabryś jeździł coraz lepiej, odnosił sukcesy. Dwa lata temu dostał się pod skrzydła wielokrotnego mistrza świata Hiszpana Adama Ragi. – Po treningach u ragi nie zmieniłem idola – zapewnia aspirant do mistrzowskiego tytułu. – Nadal jest Tadziu Błażusiak i jak tylko ma wolny czas, to trenuję u niego w Krakowie. Opcja hiszpańską jest zimowa.
Marcinów przesiadł się z Sherco na Gas Gasa. – To dla Ragi, bo on jest w stajni Gas Gasa. Nie wypadało jeździć na innym motocyklu – przekonuje Gabriel Marcinów. – „Rumaki” praktycznie niczym się nie różnią. No może lepsze sprzęgło jest w Gas Gasie. Ze zmianą motocykli nie było problemów. Miesiąc wystarczył, by się z nim „dogadać”.
18-latek po raz pierwszy siadł na motocykl mając pięć lat. Nie był to oczywiście motocykl wyczynowy, niemniej nauczył się na nim jeździć. Pierwsze starty zaliczył w 2000 roku z czeską licencją. Potem miał czteroletnią przerwę i zaliczył kilka zawodów, które umożliwiły mu zdobycie polskiej licencji. Czas na konkretne starty przyszedł w 2006 roku. – Do tego sportu trafiłem dzięki tacie, który również jeździł na motocyklu. Zaszczepił mi wielką miłość do tego sportu. Bardzo szybko złapałem bakcyla– twierdzi Gabryś.
Od tego czasu wiele się w sportowym życiu Gabrysia zmieniło. – Treningiem przygotowawczym kieruje człowiek z AWF Kraków, dr Tomasz Wieczorek – wyjawia trialowiec AMK Gorce. – Doskonale z nim koordynację, dynamikę i siłę. Trenera od techniki nie mam w kraju. Zimą ćwiczę w Hiszpanii w Ragą. W zawodach pomaga mi Kuba Krauzowicz, a w mistrzostwach świata i Europy Sebastian Cyrwus. Oni są moimi „krasnalami”, bez nich nie dałbym rady pokonywać niebezpieczne sekcje.
Nowotarżanin w tym sezonie zaliczył polską rundę mistrzostw Starego Kontynentu, zajmując dziesiąte miejsce – Udany był to start – twierdzi Marcinów. – Odcinki były ekstremalnie trudne, bo padało. Taplaliśmy się w błocie. Za dwa tygodnie czeka mnie start w mistrzostwach świata w San Marino, a tydzień później kolejna runda czempionatu Europy.
Gabryś to mistrz Polski juniorów i aktualny wicemistrz kraju w „generalce”. Po zawodach w Ochotnicy ma chrapkę odebrać mistrzowską koronę starszemu koledze z teamu, Józefowi Toporowi Mądremu. – Nie ukrywam, iż marzy mi się mistrzowska wstęga. Topór to dobry zawodnik i zapewne nie powiedział ostatniego słowa. W Ochotnicy nie poddał się po nieudanym pierwszym starcie. Nazajutrz podjął ze mną walkę – twierdzi Gabryś, który zdecydowanie woli sztuczne odcinki.
Stefan Leśniowski