W trzech parach poszło szybko i bezboleśnie. Tyszanie mieli najłatwiejsze zadania i je bezbłędnie wykonali. Na pewno więcej spodziewano się po małopolskich derbach. Wielu było mocno zaskoczonych, że Unia w czterech meczach odprawiła Cracovię. Owszem, pierwszy i ostatni mecz kończyły się dogrywkami, ale mimo wszystko było widać, że oświęcimianie, po zawirowaniach w sezonie zasadniczym, skonsolidowali się. Przede wszystkim postawili na atak, strzelali z każdej pozycji i celnie. Unia w półfinale tafia na Katowice.
Dwa lata temu GieKSa nie dała żadnych szans oświęcimskiej ekipie i wygrała finał w czterech meczach, ale w kolejnym roku Unia wzięła rewanż. Teraz już w półfinale te zespoły skrzyżują kije. Podopieczni Jacka Płachy odprawili z kwitkiem mających wysokie aspiracje sosnowiczan. Zmieniono trenerów w Zagłębiu, ale ta zmiana dała pozytywy w końcówce sezonu zasadniczego. Z Katowicami już tak dobrze nie poszło. Nawet jak sosnowiczanie prowadzili, to końcówek – podobnie jak w sezonie regularnym – nie wytrzymywali. Hokeiści z Sosnowca mocno mnie rozczarowali i nie tylko niżej podpisanego, ale również właścicieli klubu, którzy już pozbyli się 14 „gwiazdek” z zespołu. Akacja była szybka i bardzo odważna.
Najciekawiej było w konfrontacji Jastrzębia i Torunia. Te zespoły wyłamały się ze scenariusza napisanego w trzech wcześniejszych parach. Oj sporo się działo - pod bramkami, były kontrowersje, a dokładnie błędy arbitrów. Decyzje sędziów częściej krzywdzące były dla hokeistów z grodu Kopernika. Zwycięsko wyszedł zespół Roberta Kalabera i tafia na wielkiego faworyta – GKS Tychy. Mistrz sezonu zasadniczego, zdobywca Pucharu Polski będzie trudnym przeciwnikiem dla JKH. I mocnym faworytem.
Stefan Leśniowski