Pogoda w pierwszym dniu dopisała, choć trochę pokropiło. Za to nazajutrz padał deszcz. Były obawy, że śliskie kamienie mogą sprawić kłopoty jeźdźcom, tym bardziej, iż to pierwsze zawody, a niektórzy dopiero metodą startową budują formę.
Rywalizacja odbywała się na 10 odcinkach jazdy obserwowanej, które były usytuowane na każdej z trzech pętli. Jeźdźcy mieli limit pięć godzin, by je pokonać. Odcinki były głównie sztuczne, zbudowane z potężnych głazów, opon, kręgów i drewnianych bali. Różne style pokonywania przeszkód zademonstrowali uczestnicy, zależało to od umiejętności. Ci z mniejszymi pokonywali łatwiejsze fragmenty odcinków, ci najlepsi z elity – najtrudniejsze. Nie zabrakło upadków i to nieraz wyglądających bardzo groźnie. Musiała nawet interweniować służba medyczna, jak w przypadku utalentowanego Konrada Legutko, który na przedostatnim odcinku spadł ze skały na głowę, a na nim wyładował motocykl. Pokonał o wiele trudniejszą cześć sekcji, a upadł na zdecydowanie łatwiejszej. – Brak koncentracji i szkolny błąd - odparł jego nauczyciel, Rafał Luberda. Na szczęście nic wielkiego mu się nie stało i kontynuował zawody. Ukończył je na czwartym miejscu.
Na starcie zabrakło Przemysława Kaczmarczyka, byłego mistrza Polski, z powodu urazu jakiego nabawił się w grudniu. Koledzy śmiali się, że Przemkowi nie otwarł się spadochron. Dzisiaj mogą żartować, wtedy nikomu nie było do śmiechu. – Podczas treningu na prostej rozpędziłem motocykl na czwartym biegu i straciłem nad nim panowanie po wyskoku – wspomina Przemysław Kaczmarczyk. – Przekręciło mnie przez kierownicę i dwa metry zjeżdżałem na głowie. Zatrzymała mnie zamarznięta kopka ziemi i... złamałem siódmy kręg szyjny. Dwa miesiące się leczyłem. Już jest wszystko w porządku, ale ten sezon trialowy sobie odpuszczam. Wystartuję tylko w Erzberg Rodeo, gdzie celem jest zakwalifikowanie się do finałowej rozgrywki.
Mistrzowskiego tytułu broni Józef Topór Mądry. W sobotę jechał spokojnie, nienagannie technicznie, z głazu na głaz skakał jak kozica. Młodzież go atakuje, ale....
- Jestem zdziwiony, że bezskutecznie – mówi Józef Topór Mądry. – Tym bardziej, iż nie trenowałem, bo miałem zamiar zrezygnować ze startów. Z początkiem kwietnia dopiero usiadłem na motocykl. Toteż jestem zaskoczony, że tak dobrze mi poszło, tym bardziej, iż sekcje były znacznie trudniejsze niż w zeszłym roku. To zresztą widać po ilości punktów karnych. Najtrudniejszy dla mnie był ósmy odcinek, bo za każdym moim przejazdem padał deszcz. Z pierwszej pętli przywiozłem piątkę, z drugiej jedną „nogę”, a na trzeciej miałem trzy podpórki.
Topór „złapał” 27 punktów karnych, o 19 mniej od atakującego go Gabriela Marcinowa, który z kolei trzema punktami wygrał z Słowakiem Vladimirem Kothay’em. Marcinów nazajutrz zrewanżował się mistrzowi, również różnica 19 punktów. Na „pudło” wskoczył Legutko, a czwarty, podobnie jak dzień wcześniej, był kolejny nowotarżanin Michał Łukaszczyk. Topór triumfował w Pucharze MACEC przed Marcinowem i Legutko.
Grupę B wygrał Tomasz Hajduk, wyprzedzając w sobotę Tomasza Kuzaka (obaj KKCiM Smok Kraków) – 49 i Słowaka Matusa Kocnera. Nazajutrz drugi rezultat osiągnął Krzysztof Martyna (Smok), a trzeci był Kuzak.
Bogusław Sięka (AMK Nowy Targ) w pierwszej eliminacji był pierwszy w grupie C, wyprzedzając kolegę klubowego Tomasza Siaśkiewicza i Józefa Buczka z MKS Trial Ochotnica. Nazajutrz zamieniono się miejscami. Wygrał Buczek przed Sięką i Siaśkiewiczem.
W klasie weteran w obu eliminacjach triumfował Marek Pawlikowski (AMK Nowy Targ), w sobotę przed żywą legendą polskiego trialu, kolegą klubowym Zbigniewem Jedynakiem i Mariuszem Ambrożewiczem (Sparta Wrocław). W niedziele drugi był Krzysztof Guroś (AMK Nowy Targ), a trzeci Krzysztof Korzeniak (Smok).
Tekst Stefan Leśniowski
Foto Mateusz Leśniowski