W tej chwili zapewne tak powie każdy kibic Podhala, przyglądając się temu co dzieje się w siedzibie 19-krotnego mistrza kraju. Co wyprawiają działacze z najbardziej utytułowanym klubem. Już miałem nie wracać do przedsezonowego bagienka, ale tak się złożyło, że wyszedł z niego kolejny problem. Wczoraj wieczorem klub w mediach społecznościowych poinformował, że piątkowy mecz z Toruniem zostaje odwołany. Z przyczyn organizacyjnych. Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie jakie to są przyczyny?
Podhale próbowało wypożyczyć z janowskiego Naprzodu zawodników, a tymczasem klub nie wypłacił pensji Dominikowi Jaroszowi, z którego usług zrezygnowało jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Aktualnie gracz ten reprezentuje barwy Cracovii. Ale to nie wszystkie zaległości. Mecz nie może się odbyć z udziałem publiczności, gdy nie ma ochrony i… bez sędziów. Tymczasem klub zalega firmie ochraniarskiej i Wydziałowi Sędziowskiemu. To jeszcze nie wszystko o uregulowanie zaległości dopomina się Urząd Skarbowy. Wszystko więc wskakuje na to, iż PZHL nałoży walkower za mecz z Toruniem.
Co dalej z Podhalem? Czy to koniec? Naprawdę władający klubem nie nadają się do tego, o czym wielokrotnie pisałem. Amatorka i tyle. Dziwi mnie, że są jeszcze tacy, którzy ośmielają się ich bronić. Przecież oni - z małą przerwa na rządu Natalii Charyasz – doprowadzili do takiej sytuacji.
Stefan Leśniowski