Po pierwszym skoku Kubackiego (123 metry), przegrywaliśmy między innymi z Kazachstanem i USA. Doskonale spisali się między innymi Japończycy, daleko wylądował Halvor Egner Granerud, dokładnie na rozmiarze skoczni, wynoszącym 134 metry. To właśnie Skandynawowie prowadzili po pierwszej rundzie z notą 123,8 punktu. Tuż za nimi byli Słoweńcy (122,4), Niemcy (119,3), Austriacy (115,7) i Japończycy (115,3). Biało-czerwoni zajmowali ósme miejsce.
Żyła spisał się znacznie lepiej, bo skoczył 129,5 metra. Nota 116,2 pozwoliła przeskoczyć Amerykanów i Kazachów. Przewagę nad biało-czerwonymi powiększył Johann Andre Forfang, który skoczył 132 metry. Anże Lanisek był jeszcze lepszy, bo… wyrównał swój rekord skoczni, wynoszący 134,5 metra.
W drugim skoku Kubacki osiągnął tylko punkt konstrukcyjny. Jeszcze krócej skoczył Granerud, bo 119 metrów. Przewaga topniała, ale wciąż była niemała. Słoweńcy natomiast skakali jak w transie. 134,5 metra skoczył także Lovro Kos. Piotr Żyła skoczył ledwie 117 metrów. A Anże Lanisek poprawił rekord skoczni i osiągnął 137,5 metra. Za chwilę Andreas Wellinger przeskoczył skocznię, lądując na 144, 5 m. Nokaut. Skaczący chwilę później Jan Hoerl skoczył 139 metrów. Fantastyczny konkurs, szkoda, że Polacy odgrywali w nim role epizodyczne.
Do czołowej ósemki nie zmieścili się Kazachowie, Szwajcarzy, Ukraińcy i Włosi. Polacy byli na 6. miejscu – i okopali się na nim po średniej próbie Dawida Kubackiego, który skoczył 120,5 metra. A Słoweńcy byli w swojej lidze, bo nawet w trudnych warunkach Lovro Kos skoczył 126,5 metra. Przed ostatnią serią konkursową Anże Lanisek miał 44,5-punktowy zapas. Polska nie mogła się już bić o nic. Po fatalnym skoku Piotra Żyły (106,5 metra) biało-czerwoni mieli gorszą notę po sześciu próbach niż Słoweńcy po pięciu!
Kapitalny konkurs zwieńczył Lanisek, skokiem na 122 metry. Słoweńcy wygrali o 42,5 punktu przed Austriakami i 44,5 punktu przed Niemcami.
Stefan Leśniowski
Foto Tadeusz Mieczyński