22.03.2010 | Czytano: 1105

Złapali „byka za rogi”

Jacek Gmoch, współpracownik Kazimierza Górskiego w latach największych sukcesów polskiej piłki nożnej, był twórcą tzw. banku informacji w rodzimym futbolu. A w hokeju? Nie wiadomo kto był pierwszy, ale po ostatnim finale takie określenie jak ulał pasuje do Marka Ziętary, drugiego trenera hokejowego mistrza Podhala Nowy Targ.

– Marek wykonał katorżniczą pracę – przekonuje trener „Szarotek”, Milan Jančuška. – Długie godziny spędzał przed aparaturą wideo, by analizować rywali, wychwycić najsłabsze ogniwa.

- Katorżnicza praca to lekka przesada – wzbrania się Marek Ziętara. - Po prostu taka była moja rola w tym duecie. Nie chciałem, by rola asystenta sprowadzała się jedynie do zapisywania statystyk, a była ukierunkowana na bardziej ambitniejsze zajęcie. W trakcie meczu obserwowałem przeciwnika, jakie rozwiązania taktyczne stosuje, jakimi wariantami rozgrywa przewagi. Ta informacja natychmiast docierała do Milana. Na podstawie tych wskazówek decydowaliśmy o zmianie koncepcji gry, ustawieniu zawodników... Przed meczami analizowałem na wideo najbliższego rywala, a potem siadaliśmy z Milanem do makiety i nakreślaliśmy taktykę.

Wypracowana taktyka triumfowała w finale play off. Kompletnie wyłączyła z gry najmocniejsze ogniowo „Pasów” Leszka Laszkiewicza.

- Już w sezonie zasadniczym zrodziła się koncepcja wyeliminowania „Laszki”, a w konsekwencji pierwszej piątki, siły napędowej krakowian – wyjawia Marek Ziętara. - Nie chcieliśmy jej jednak ujawniać w spotkaniach sezonu zasadniczego, bo bonus był już poza naszym zasięgiem. Czekaliśmy na właściwy moment. Byliśmy przekonani, że z Cracovią zmierzymy się w play off, nie ważne w jakiej fazie. Taktyka wypaliła. Cracovia od dwóch, trzech sezonów grała tym samym schematem, nie trudno więc było ją rozszyfrować i jej się przeciwstawić.

/uploads/galleries/l/30b2a61a7f1e17cfc929e4c1e8b82c74.jpg

Droga Podhala do finału nie była usłana różami. Gdy „Szarotki męczyły się w pierwszej rundzie z JKH padały głosy, że szkoleniowcy przesadzili z mikrocyklem tuż przed decydującymi bojami.

- Sami nie wiedzieliśmy jak 10-dniowy mikrocykl wpłynie na dyspozycję hokeistów – przyznaje. – Pierwszy sezon graliśmy trzy razy w tygodniu i stąd brała się niepewność. W grudniu nie mogliśmy odbudować cech motorycznych, bo nie mieliśmy pełnego składu. Część zawodników była na kadrach, seniorów i do 20 lat. Dlatego zdecydowaliśmy się na odbudowę w styczniu, mając już zapewnione trzecie miejsce w sezonie regularnym. Trzy tygodnie przez play offem podjęliśmy ryzyko. Okazało się, że był to właściwy krok. Niemniej pod koniec sezonu zasadniczego i w pierwszej rundzie play off było widać u zawodników zmęczenie. Chłopcy bardzo wolno dochodzili do siebie i potwornie męczyli się z Jastrzębiem. Forma jednak rosła z liczbą rozgrywanych spotkań. Szczyt formy przyszedł na decydujący mecz z Tychami i utrzymamy został z Cracovią. Żadna drużyna nie podjęła się ryzyka przeprowadzenia takiego eksperymentu w styczniu.

Gdy został asystentem zmieniło się podejście do młodych zawodników. Obserwował młodych, dzielił się z nimi swoją wiedzę i namówił Milana Jančuške, by postawił na młodzież. Ten go posłuchał i dzisiaj zapewne tego nie żałuje.

- Od momentu, gdy przyszedłem do klubu powtarzałem, że w MMKS jest mnóstwo zawodników utalentowanych. Wystarczyło tylko spojrzeć na zwycięzców kategorii młodzieżowych, by przekonać się, że praca trenerów w tym klubie jest znakomita. Podjąłem się obowiązku współpracy z MMKS. Skupiałem się na obserwacji zawodników w pierwszoligowych bojach i dyskusjach o ich przydatności do naszej ekipy z Jackiem Szopińskim. To, że tylu zawodników MMKS występowało w ekstraklasie to też jego zasługa. Nasza współpraca układała się znakomicie. Często się konsultowaliśmy i bardzo dużo mi pomógł w przygotowaniu zawodników, a także w innych elementach. Daliśmy młodym możliwość trenowania z nami i szansę gry. Zyskali zaufanie trenera Jančuški. Reszta była w ich rękach i... złapali „byka za rogi”. Wielu z nich odegrało znaczące role w finale play off. Jeśli nadal drużyna będzie funkcjonowała, to są kolejne cztery nazwiska młodych ludzi z MMKS, których obserwowałem i mogą być przydatni zespołowi. Można dokonać minimalnych korekt na 2-3 pozycjach. Stworzyliśmy drużynę perspektywiczną, zdolną sięgać po najwyższe trofea w najbliższych kilku latach. Ogromna siła jest w tym zespole. Warto, żeby się nią ktoś poważnie zainteresował. Nie wyobrażam sobie, żeby w Nowym Targu nie było drużyny seniorów.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama