24.02.2010 | Czytano: 1036

Do trzech razy sztuka

To już nie przelewki, jutro rozpoczyna się walka o medale. Na drodze „Szarotek” do finału stają hokeiści GKS Tychy, aktualnego wicemistrza kraju. To będzie trzecia konfrontacja tych drużyn w ostatnich trzech sezonach w tej fazie play off. Dwie poprzednie rozstrzygnęli na swoją korzyść hokeiści z „piwnego” miasta. Do trzech razy sztuka?

- To byłoby wybornie – mówi trener „Szarotek”, Milan Jančuška. – Rzeczywiście z Tychami mamy stare porachunki. Dwukrotnie zamknęli nam drzwi do finału. Znamy rywala, wiemy na co go stać. Ale znamy także swoją wartość, swoje umiejętności. Ten zespół stać na bardzo wiele. W sezonie zasadniczym nie raz udowodniliśmy, w meczach z tą drużyną, że stać nas na wygraną nawet w samej „jaskini lwa”. W końcu z niczego nie wziął się korzystny bilans spotkań. Bardzo ważne będą pierwsze spotkania na wyjeździe. Gdyby chociaż jedno udało nam się wygrać, to bylibyśmy w komfortowej sytuacji.

Ostatnie sekundy
„Szarotki” w bezpośredniej rywalizacji odniosły pięć zwycięstw (4:3, 4:3, 4:2, 4:3, 4:2), a trzy spotkania przegrały ( 1:2 D, 1:6, 1:6). Trzy spotkania z tyszanami kończyły się w dramatycznych okolicznościach. 20 września tyszanie wygrali na własnym lodzie 2:1 po dogrywce, a „złotą” bramkę zdobył Adrian Parzyszek w ostatniej sekundzie. Również w ostatniej sekundzie, ale regulaminowego czasu gry, Krzysztof Zapała dobił rywala (4:3). Takim samym rezultatem zakończyła się potyczka 26 stycznia i znowu katem tyszan okazał się Zapała. Zwycięskiego gola zdobył w 59 minucie i 57 sekundzie.

- Układ jest korzystny, bo mamy bonus, a więc jedno spotkanie mniej do wygrania – dorzuca drugi szkoleniowiec, Marek Ziętara. – Tyszanie od lat zaliczają się do krajowej czołówki. Przez większą cześć sezonu liderowali. Sześć spotkań było dramatycznych i trzymających w napięciu do ostatnich sekund. To solidny zespół, oparty o doświadczonych, starszych zawodnikach. Dysponuje trzema bardzo mocnymi formacjami i czwartą młodą, która przyzwoicie się zaprezentowała. W porównaniu z ubiegłym sezonem wzmocnili linię defensywną. Powrócił na tafle Sokół. Zapewne grać będą na cztery pełne piątki. My rozpoczynać będziemy mecze na cztery ataki i trzy pary obronne. Czeka nas trudne zadanie, ale byłoby świetnie, gdybyśmy jedno ze spotkań w Tychach rozstrzygnęli na swoją korzyść.

Wzmocnieni psychicznie?
Zawodnicy Podhala twierdzą, że dramatyczne boje jakie stoczyli z JKH GKS Jastrzębie wzmocniły ich psychicznie. Dodały wiary w sukces.

- Tyszanie są groźni na swoim lodowisku, ale my pokazaliśmy w Jastrzębiu, że mamy charakter – mówi Piotr Kmiecik, który wejście do półfinału okupił trzema uszkodzonymi zębami. - Wyszliśmy z niebywałych opresji. To wzmocniło nas psychicznie. Nasz plan zakłada jedną wygraną w Tychach. Zdajemy sobie sprawę, że łatwo nie będzie w „kotle czarownic”. Rywale będą mieli za sobą gorący doping żywiołowo reagującej publiczności. W sezonie zasadniczym pokazaliśmy jednak, że nawet w „kotle” potrafimy wygrywać. Za tyszanami przemawia doświadczenie, większe obycie boiskowe, ale młodość też ma swoją siłę.

Z kolei Krzysztof Zapała twierdzi, iż z tyskim teamem powinno być łatwiej niż z ćwierćfinałowym rywalem. – Na pewno nie będą murować bramki jak jastrzębianie – twierdzi. – Muszą strzelać gole, a więc będą atakować. My napastnicy będziemy mieli większe pole do popisu. Mamy handicap w postaci bonusu, więc - po sporej porcji nerwów jakie zjedliśmy w Jastrzębiu – pozwoli nam z większym spokojem rozpocząć rywalizację.

Trener bez łyżew
Zespoły GKS Tychy i Podhala Nowy Targ w play off potykały się 33 razy. 20 razy lepsi byli górale, którzy również mogą poszczycić się lepszym bilansem bramkowym: 130-84. Sześć play off-ów zakończyło się triumfem „Szarotek”, a w trzech lepsi byli rywale. Najwyższe wygrane - Podhala to 11:1 (1994/95) i 13:3 (1998/99), a GKS- u 6:0 (2000/01).

Po raz pierwszy oba zespoły skrzyżowały kije w pierwszej edycji play off, w sezonie 1983/84. To była gra o brązowy medal. Podhale pechowo przegrało rywalizację o finał z sosnowieckim Zagłębiem i musiało się zadowolić „tylko” brązowym medalem, po wygranych 5:0 i 4:2.

Najwięcej razy drużyny potykały się w fazie ćwierćfinałowej. Pięć razy zwyciężali górale, a tylko w sezonie 2000/01 górą byli tyszanie, chociaż rozpoczęli od zaskakującej porażki 0:5 przed własną widownią. Ciekawostka jest, iż „Szarotki”, pod nieobecność Andrzeja Słowakiewicza (twierdził, że został uwięziony przez generalnego sponsora Wieńczysława Kowalskiego) prowadził Jacek Szopiński. To było jedyne zwycięstwo nowotarżan. W drugim meczu w boksie stanął już popularny „Mąka”, lecz kolejne dwie potyczki prowadził ukraiński trener Władimir Andriejew, który zasłynął tym, iż zajęcia szkoleniowe nadzorował zza bandy, gdyż...nie miał łyżew. Po dwóch przegranych spotkaniach wrócił do ojczyzny.

W ostatnich dwóch sezonach zespoły te spotkały się w półfinale. W obu przypadkach walka o finał zakończyła się zwycięstwem hokeistów z „piwnego” miasta, w sześciu meczach.

Przed dwoma laty nie był to zaskakujący rezultat. Podhale grało bardzo słabo w sezonie zasadniczym i nie można było liczyć na cud. - Trzeba być szczęśliwym, że dostaliśmy się do czwórki – powiedział wtedy kapitan „Szarotek”, Jarosław Różański. Chociaż... Po trzecim kapitalnym meczu „Szarotek” panował hurra optymizm. Tymczasem 24 godziny później humory już nikomu nie dopisywały. Mistrz został pobity przed własną publicznością i wybierał się do „piwnego” miasta. 42 godziny później jeszcze bardziej zmarkotniały miny fanów mistrzów Polski.

/uploads/galleries/l/72760c51bdacc1e418b7946745d20b62.jpg

Kolejna porażka w Tychach i obrońca mistrzowskiego trofeum znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Aby myśleć o grze w finale nowotarżanie musieli wygrać szóste spotkanie. Zapewniali, że są w stanie doprowadzić do jeszcze jednej konfrontacji, ale szybko okazało się, że mistrzowie sezonu zasadniczego są lepsi, w każdym elemencie.

- Przegrana w półfinale to pokuta z całej ligi - powiedział obrazowo Jarosław Różański.

- Czujemy się największymi przegranymi ligi – mówił rok później po półfinałowej konfrontacji z GKS Tychy prezes SSA Wojas Podhale, Andrzej Podgórski.

Tyszanie, mimo iż przegrywali w meczach 0:2 zdołali wyrzucić „Janosików” za burtę. Zabrakło szczęścia i sił.

Powtórzyć 2007 rok
Tylko raz oba teamy zmierzyły się w finale. Było to w sezonie 2006/07. Tychy w finałowej serii nie miały żadnych atutów, by sprostać góralom, przegrały 1:4 w meczach. Jedyne zwycięstwo odniosły w rzutach karnych, w trzecim meczu. W ostatnim spotkaniu, w 34 minucie padł rekord odległości z jakiej pokonany został bramkarz. Sebastian Gonera, gdy jego zespół grał w osłabieniu, z „wąsów” własnej tercji wybijał krążek i – ku zaskoczeniu wszystkich – z takiej odległości zmusił do kapitulacji Tomasza Rajskiego.

Nowy Targ oszalał z radości! Ale też na taką chwilę czekał dziesięć lat! To co się działo, w nocy z 20 na 21 marca 2007 roku przed halą lodową i na nowotarskim Rynku przeszło wszelkie wyobrażenia. To była wyjątkowa noc. Kibice chcieliby ją powtórzyć w tym roku.

 

Stefan Leśniowski

* Dane statystyczne na podstawie książek: „75 lat Szarotek” oraz „Historia rozgrywek ligowych - rocznik 2008” autorów Andrzeja Godnego i Stefana Leśniowskiego.

Komentarze







reklama