Ta wygrana pozwoliła mu wyrównać stan rywalizacji zawodowych walk na 2:2. Dzisiaj stanął przed szansą poprawienia tego bilansu. Na jego drodze był Mateusz Łazowski, który również przystępował do tego pojedynku mając na koncie dwie wygrane i tyleż przegranych walk. Dla organizacji kierowanej przez Tomasza Babilońskiego i Przemysława Kroka była to pierwsza po pandemii impreza z kibicami.
37-letni Marcin Kalata stoczył już trzy walki dla Babilon MMA. Pokonał przez nokaut Kamila Mindę i Damiana Olszewskiego, a sam poległ w starciu z Filipem Stawowym. Wciąż marzy mu się rewanż z tym ostatnim, ale najpierw na jego drodze stał Mateusz Łazowski, który łączy starty zawodowe w MMA i kickboxingu. W mieszanych sztukach walki zaliczył dwa cenne zwycięstwa na galach ACA, gdzie odprawił Dawida Kobierę (KO 1) i Przemysława Dzwoniarka (jednogłośna decyzja sędziów), ale ostatni raz był w klatce w listopadzie 2019 roku. Podróżował po świecie, był m.in. w Tajlandii. Zrzucił 16 kg. Przystępował do walki ważąc 100 kg. Jego rywal był cięższy o 7, 6 kg.
- Obaj nie kalkulują w oktagonie. Do tego mają ciężkie łapy i to może być bardzo dobra bitka. Zobaczymy kto wygra – mówił Artur Gwódź. – Kalata to zawodnik góralskiej kości. Obaj mają wielkie charaktery. Łazowski już we wcześniejszej walce pokazał, że daje mocne widowiska. Kalata, to wojownik, dawno nie widziałem zawodnika z tak mocnymi wymianami. Jedna z najlepszych strzelb. Bardzo liczę, że będzie to walka wieczoru. Wszyscy spodziewają się ognia, a może pokażą jedną z piękniejszych walk MMA.
- Twardy, mocny, charakterny zawodnik – tak o Kalacie mówił Mateusz Łazowski. - Bije się do końca i trzeba do ostatniej sekundy na niego uważać. Bitnik, nie cofa ręki.
Ta walka też była dla jego siostry. – Muszę zostawić serce, żeby była ze mnie dumna – powiedział przed walką.
Czekaliśmy na grzmoty, ale w pierwszej rundzie ich się nie doczekaliśmy. Walka cały czas toczyła się w stójce. Lżejszy Łazowski początkowo był szybszy. Trafił Kalatę w krocze i mieliśmy przerwę w walce. Po obu stronach obejrzeliśmy niskie kopnięcia i pojedyncze ciosy. Można było jednak odnieść wrażenie, że obaj bali się zaryzykować, żeby nie nadziać się na kontrę. W końcówce rundy odważniej zaatakował Kalata, zadał mocny cios na szczękę i pod rywalem ugięły się nogi, wywrócił się i z opresji uratował go gong kończący rundę.
Druga runda zaczęła się od wymiany ciosów. Znowu oglądaliśmy stójkę, aż do momentu, gdy Łazowski mocnym low-kickiem podciął rywala i przeniósł walkę do parteru. Tam zajął dosiad i z tej pozycji bezlitośnie okładał Kalatę do końca rundy. Pojedynek toczony, jak na wagę ciężką, w dużym tempie.
Początek trzeciej rundy to faul Kalaty, który zadawał ciosy z łokcia z tył głowy. Decyzja była w rękach lekarza, który miał zdecydować, czy pojedynek może być kontynuowany. Łazowski chciał kontynuować walkę, a Kalata został ukarany odjęciem punktów. Po rozpoczęciu walki Łazowski znowu był na górze. Kontrolował rywala na ziemi. Nie pozwolił wstać góralowi. Tak się skończyło to starcie. Dużo taktyki i przemyślanych akcji warszawianina. Wszyscy sędziowie punktowali tak samo 29:27 dla Łazowskiego.
Stefan Leśniowski