02.03.2021 | Czytano: 5121

PHL. Przykre i smutne pożegnanie sezonu

- Siódme miejsce to nie przypadek. To konsekwencja tego co się wydarzyło przed rokiem, czy też dwa, trzy lata wstecz. Wyrzucało się swoich zawodników. Nie jestem ich obrońcą. Nie jestem też stricte przeciwnikiem ligi open, ale realistą – mówi wielokrotny mistrz kraju i reprezentant Polski, Krzysztof Zapała.

„Szarotki” już za burtą. Jednym w to trudno uwierzyć, drudzy na więcej chyba nie liczyli, jeśli przez cały sezon obserwowali poczynania „Szarotek”. Byli jednak tacy, którzy wierzyli, że w play off zdarzy się cud. On się nie wydarzył, bo  w sporcie liczą się przede wszystkim umiejętności, a tych zabrakło góralom. Teraz możemy  obejrzeć półfinały i finał w PHTV.
 
Krzysztof Zapała: - W szoku jestem, że przegraliśmy do zera. To jest przykre i smutne dla nowotarskiego hokeja. Jastrzębie było faworytem, bo było lepszą drużyną, lepiej poukładaną i z głową budowaną.  Opinia o nich, że grają  „swoi” też troszeczkę się już burzy. Coraz więcej obcych, ale proporcje w miarę zachowane. Podhalu wszystkiego po trochu zabrakło. Liderów, chociaż widziałem drużyny budowane bez liderów, tyle tylko, że wtedy drużyna musi więcej walczyć i mieć charakter. U nas zawodnicy nie byli liderami, ale  wydawało im się, że są.  Siódme miejsce to nie przypadek. To konsekwencja tego co się wydarzyło przed rokiem, czy też dwa, trzy  lata wstecz. Wyrzucało się swoich zawodników. Nie jestem ich obrońcą. Nie jestem też stricte przeciwnikiem ligi open, ale realistą. Realnie patrzę na to jakie są możliwości i warunki w klubie. Bez sensu było dwa lata temu pozbywać się swoich młodych, którzy dzisiaj mogli być ograni i  ciągnąć drużynę oraz  pokazywać góralski charakter na lodzie. Tego mi zabrakło.  Dziury zalepiało się obcokrajowcami. Może nasi nie byliby liderami, ale wtedy nie trzeba byłoby ściągać  aż tylu stranieri,  mniej, ale lepszej klasy.  Winny trener?   Złożony temat. Z jednej strony trener odpowiada za wynik. Z drugiej  ktoś dał mu narzędzia do pracy. Nie on decydował o tym kto będzie w drużynie, chociaż w trakcie sezonu cześć transferów przez niego przeszło. Trener po przegranej zawsze bierze odpowiedzialność na siebie. Są nad nim pracodawcy, którzy zarządzają i oni podsyłają zawodników.  To oni ich kontraktują, oni dają wysokość płacy, a tym samym funkcje w drużynie. Mamy tylko pięknego sponsora, a reszta kuleje. Obecną sytuację trzeba w spokoju przeanalizować i jasno określić sobie cele. Nie od razu mistrzostwo czy awans do czwórki, tylko budowa silnej drużyny, która przed dłuższy okres będzie w stanie wygrywać. Każdy kibic, ja też,  chciałbym, żeby Podhale grało w finale.  Ale, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Trzeba realnie patrzeć na  sytuację, a ona nie jest dobra.
 
Gabriel Samolej: - Nie byliśmy faworytem w tym ćwierćfinale, natomiast każdy miał nadzieję, że zdarzy się cud i meczów będzie więcej. Wszystkie były na styku, ale JKH pokazał klasę. Doświadczenie, mądrość i wyrachowanie zdecydowały o sukcesie. Klasowy zespół poznaje się po tym, że wykorzystuje najmniejsze detale. U nas nie zagrało to, co nie grało przez cały sezon zasadniczy. Brak skuteczności, mnóstwo niepotrzebnych fauli. W trzecim meczu, po tym jak Podhale z 1:3 wyciągnęło na 3:3  miało blisko 2-minutową przewagę w samej końcówce i nie zagroziło bramce gości. Potem głupi faul w dogrywce i rywal to wykorzystał. Momenty dekoncentracji, które jastrzębianie potrafili wykorzystać. Przykre, że wczoraj na trybunach naliczyłem ośmiu naszych młodych zawodników , którzy zostali wykluczeni ze składu. Gwardia zaciężna niczym nam nie pomogła. Nie mieliśmy lidera, a napastnicy zawodzili totalnie. W czterech meczach zdobyliśmy sześć bramek. W sezonie zasadniczym przez 184 minuty nie zdobyliśmy gola! Najłatwiej zwalić na obrońców i bramkarza, ale jak się strzela jednego gola, to trudno marzyć o wygranej.  Nie można odmówić ambicji zespołowi, ale to okazało się za mało na Jastrzębie, które  od wielu lat ma strategię na  budowę drużyny i przede wszystkim wykazało się cierpliwością.  Mają od kilku lat  jednego trenera, który buduje.  U nas trzy sezony i trzech trenerów z różnymi szkołami hokeja. W każdym roku inny styl gry, inna strategia. Trudno w takich okolicznościach  marzyć o sukcesach, skoro nie ma się żadnego planu na drużynę. Jestem za tym, żeby Gusow kontynuował swoją pracę, tym bardziej, że on nie miał wielkiego pola manewru. Nie wiem kto odpowiadał za transfery, ale  nie były udane. On też nie jest zwolennikiem ligi open i myślę, że nowy zespół budowałby w oparciu o wychowanków, wzmocniony  3-5 klasowymi obcokrajowcami. Dać mu popracować 2-3 lata, to być może uda mu się  w przyszłości zbudować team na miarę sukcesów jakie osiągał z „Szarotkami” jako zawodnik.  
 
Jacek Kubowicz: - Jestem zawiedzony, chociaż po sezonie zasadniczym nie można było być optymistą. Nie wiem czy mecz z Sanokiem był kalkulacją, żeby  wybrać sobie rywala, ale…  Praca i cierpliwość przynosi efekty w JKH, który wypromował polskich zawodników.  Przyczyny naszej porażki? Bardzo przeciętni obcokrajowcy jak na nasze warunki. Widać to w statystykach. Nie potrafili wykorzystywać liczebnych przewag, jak choćby wczoraj. Trzy w pierwszej tercji, które powinny ustawić mecz, a wykorzystaliśmy jedną. Nieskuteczność.  Mówiło się, że pracuje się nad poprawą, ale efektów nie było. Bramek jak na lekarstwo. Wczoraj straciliśmy dwa gole, czyli nie dużo,  ale my zdobyliśmy jeszcze mniej, tylko jedną. 1:0 zdarza się w hokeju, ale bardzo rzadko, wczoraj się to nie wydarzyło. Liderów nie było, nie wyłonił się na play off. Nie było też trójki wiodącej, której  przeciwnik obawiałby, która mogłaby mu zagrozić pod bramką.  Liderem może być bramkarz, ale on gola nie strzeli. Nie wiem jaka jest polityka klubu. Nie myślę, żeby porady z zewnątrz do rządzących dochodziły, bo po poprzednich sezonach nie wyciągnęli wniosków.  Mają swoich doradców i ich słuchają. Trzeba wyciągnąć konsekwencje od wszystkich, począwszy od   prezesów poprzez sztab szkoleniowy i zawodników. Wyniku nie ma, a za to jest odpowiedzialny trener. Jeżeli jednak  będziemy żonglowali trenerami to przestańmy się łudzić, że będą sukcesy.  Za wzór bierzemy sobie Jastrzębie. Jak przyszedł Robert Kalaber, też nie od razu drużyna odnosiła sukcesy. Ktoś mu zaufał i zainwestował w niego i w swoich wychowanków. Nie na sezon, ale na kilka. Gdyby plątał się na siódmym miejscu przez dwa lata, to zapewne zarząd też by go zwolnił.  Widać było progres. Trzeba zaufać trenerowi, dać mu czas. Jeżeli przełknęliśmy gorycz siódmego miejsca, to myślę, że gorzej nie będzie. Chociaż świat zaskakuje nas z każdej pozycji.
 
Stefan Leśniowski

W galerii ponizej zdjęcia z wszystkich czterech meczów Szarotek w ćwierćfinale playoff: z Jastrzębia autorstwa Magdaleny Kowolik, z Nowego Targu autorstwa Michała Adamowskiego
 

Komentarze







reklama