1:0 Marcinho 77
2:0 Hagowski (P. Duda) 80
3:0 Marcinho 84 z karnego
4:0 Sidorczuk 90+4
Lubań: J. Sikora (40 Świerad) – Augustyn, D. Firek (55 P. Duda), Szeliga, Noworolnik (60 Jandura), Zawiślan (40 Hagowski), Górecki, Pluta, Sidorczuk, D. Duda (70 Offei), Marcinho
Rylovia: Baran (65 Dzień) – Bachula, Chruściel, Motylski, A. Ostrowski, N. Ostrowski, K. Sikora (75 Caban), Stawarz, Sumara (88 Kwaśniak), Pukal (80 Gurgul), Wójciak
Sporo czasu zajęło zawodnikom Lubania znalezienie drogi do siatki rywala. Kiedy już ta sztuka się udała, posypały się gole. Łącznie maniowianie trafiali czterokrotnie i w dalszym ciągu nie odpuszczają w walce o pierwszą pozycję na koniec rundy jesiennej.
Momenty były:
7 – Noworolnik z dystansu. Baran na posterunku – uderzenie skutecznie sparowane.
28 – Chruściel w sytuacji sam na sam powstrzymany przez J. Sikorę.
48 – D. Duda znalazł miejsce pred bramką, jego próbę broni Baran, dobitka także zastopowana przez golkipera przyjezdnych.
73 – Chruściel ogląda drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.
77 - GOL 1:0! Po interwencji bramkarza Marcinho był we właściwym miejscu i skutecznie dobija.
80 - GOL 2:0! P. Duda dogrywa wzdłuż pola karnego. Hagowski zamyka akcję celnym strzałem.
84 - GOL 3:0! Faul w polu karnym Rylovii. Marcinho z jedenastki podwyższa rezultat.
90 +4 - GOL 4:0! Po wymianie podań Sidorczuk ustala wynik meczu.
Unia Tarnów – Watra Białka Tatrzańska 3:1 (2:0)
1:0 Popiela 16
2:0 Popiela 35
3:0 Wardzała 51
3:1 Stropkay 61
Unia: Lisak – Węgrzyn, Malisz, Mabassa, Nytko (58 Adamski), M. Nowak, Orlik (45 Starzyk), Wardzała (68 Krauze), Lopes (68 Miłkowski (85 Matyjewicz)), Biały, Popiela
Watra: Kobal – Kuchta, Bałos, Łukaszczyk, Cicman, Rabiański, Stropkay, Zuiev, Kwiędacz (60 Thoma), Dudek, Kurnyta
Unia odskoczyła już w pierwszej odsłonie tego pojedynku, kiedy po indywidualnych błędach graczy Watry wpakowała dwukrotnie piłkę do sieci. Podczas drugiej odsłony "Jaskółki" powiększyły swoją zaliczkę, białczanom pozostało honorowe trafienie zdobyte po godzinie gry. Mimo kilku sytuacji w końcówce przyjezdnych nie było stać na kolejne gole.
Krzysztof Kościelniak, zdj. Joanna Dziubińska