09.05.2020 | Czytano: 8493

Ocalić od zapomnienia: Zabójcze dyszle (+zdjęcia)

To już 27 lat jak nie ma go wśród nas. A wydaje się jakbyśmy wczoraj grali w siatkówkę na plaży w Gdańsku Brzeźnie, jakbyśmy wczoraj pili piwko w klubie Paradis i rozprawiali o jego legendarnych walkach w ringu. O jego sławnych dyszlach, ciosach prostych, którymi nokautował przeciwników. Jak ten czas szybko lecie!



 
Czempion, o którym już za życia krążyły legendy. Jedna dotyczy walki z amerykańskim pięściarzem, który rzekomo miał mieć w rękawicy podkowę. O kim mowa? O Stanisławie Piłacie. Jednym z nielicznych olimpijczyków z Podhala w sportach letnich.

 Piłat ( w środku) w otoczeniu córki Ewy i Stanisława Leśniowskiego

Z podkową w rękawicy?

Jedna z legend głosi, że Stanisław Piłat został pokonany w Chicago przez leworęcznego, czarnoskórego Amerykanina Thomasa, podczas meczu z USA w 1934 roku (25 maja), dlatego, że rywal miał w rękawicy podkowę!
 
Media tak wówczas pisały: „Amerykanin był znacznie wyższy i cięższy od naszego reprezentanta. Walka tych dwóch rywali rozgrzała widownię. To był godny finał meczu, przegranego przez Polskę 2:14 ( jedyne zwycięstwo odniósł Szapsel Rotholc, który pokonał Amerykanina włoskiego pochodzenia, Urso – przyp. aut). Piłat przegrał walkę, został wyrzucony z ringu piorunującym ciosem rywala, który miał w rękawicy... podkowę”.


 
Pan Stanisław wielokrotnie prostował rewelacyjnie doniesienia mediów, ale ta legendarna opowieść do dzisiaj krąży w bokserskim światku.
 
– Po prostu opuściłem gardę i trafił mnie idealnie, a trzeba przyznać, że przeciwnik miał kopyto w dłoni. Do tego momentu walka była wyrównana. Cios za cios, a padały potężne uderzenia z obu stron. Przeciwnik, mimo wagi, bardzo szybko i elegancko poruszał się po ringu. My byliśmy oszołomieni zmianą czasu i atmosferą jaka panowała w hali – tłumaczył.
 
Z tego sławnego meczu Piłat przywiózł wspaniałą pamiątkę – złoty pierścień z wyrytym wizerunkiem rękawicy bokserskiej, z którym nie rozstawał się do końca życia.
 
Bokser z przypadku
 
Urodził się w Nowym Targu. Jako młody chłopak należał do „Sokoła” i dużo ćwiczył. Uprawiał wiele dyscyplin, właściwie wszystkie poza boksem. Był lekkoatletą, grał w koszykówkę, fechtował szpadą (szermierka), próbował swych sił w gimnastyce, no i oczywiście w narciarstwie. Był niezwykle sprawny jak na swój wzrost i wagę. Modelowy atleta! Mówili na niego Apollo z Nowego Targu .
 
„ Z Nowego Targu przyjeżdża do Poznania doskonale zbudowany młodzieniec. Dwa metry wzrostu, 90 kilogramów wagi. W miejskiej marynarce i w góralskich portkach. Na nogach kierpce. Stanisław Piłat. Przywozi go osobiście szwagier, w góralskim stroju, w guni i z ciupagą, i mówi, że jego zdaniem ten chłopiec ma talent do bitki. No i tak zaczyna się kariera Piłata, który przez wiele lat będzie reprezentantem Polski wagi ciężkiej i w wielu dramatycznych meczach będzie zdobywał w ostatniej walce potrzebne do zwycięstwa punkty!” – tak boksera z nowotarskim rodowodem opisuje Tadeusz Olszański w książce „Rzecz o Feliksie Stammie. Została Legenda”.
 
Wyprawa Staszka do Poznania była z okazji sokolskiego kursu instruktorów sportowych. Szwagier uważał, że Staszek ma talent do „bitki” i zaprowadził go na salę Warty. Jeden z działaczy klubu, pan Suszczyński, późniejszy kapitan sportowy Polskiego Związku Bokserskiego, dostrzegł go podczas zajęć i natychmiast tchnięty intuicją zaczął namawiać młodego Apolla – bo taki mu nadano przydomek - by odwiedził salę bokserską poznańskiego klubu. Trener Feliks Stamm przyjął chłopaka z gór bardzo serdecznie. I do razu kazał mu się wziąć do pracy. Staszek z kursu do gór już nie wrócił.
 
Walczył z kowalami
 
Legendarny trener Feliks Stamm, gdy dostał w swoje ręce potężnie zbudowanego górala, zdecydował, iż nowotarski olbrzym będzie sparował ... z kowalami! – Jak ma jaja, to da im radę – stwierdził. Miał jaja, odwagę i potężny cios. Piłat stoczył z nimi kilka walk, trzech znokautował, a kowale, mający wielką krzepę „rozkwasili” mu nos. Debiut nie był udany, ale Piłat nie miał zbyt dużo czasu, by nauczyć się techniki, zwłaszcza obronnej.


 
- To były moje pierwsze kroki w boksie. Nie znałem technik obronnych, opuszczałem gardę – tłumaczył.
 
W marcu 1932 roku poszedł do wojska. Służył w pułku ciężkiej artylerii w Krakowie. W czasie służby jego ukochana Warta jechała na mecz do Lwowa. Otrzymał urlop i dołączył do kolegów. Kiedy wyszedł na ring było 8:6 dla lwowian i od wyniku jego walki zależał rezultat meczu. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz. Wiadomo, waga ciężka rozgrywana była jako ostatnia. Walczyło się wówczas w ośmiu kategoriach wagowych. Jego przeciwnikiem w tej walce był pięściarz pochodzenia żydowskiego, o bardzo silnym ciosie, Gros. Mówiono o nim, iż w swoim czasie zabił na ringu Godlewskiego. Miał rzeczywiście czym uderzać, o czym przekonał się Piłat już w pierwszym starciu, kiedy po celnej „bombie” upadł na kolana. Kto czym wojuje – od tego ginie i w następnej rundzie Gros nadział się na potężny prawy prosty tzw. dyszel Piłata i przegrał przed czasem. Warta zremisowała spotkanie.
 
- Nasze pojedynki zawsze dostarczały widowni niesamowitych emocji.  W tej wadze ciosy miały swoją moc. To nie był głaskanie, tylko walenie jak z młota. Głowy nam odskakiwały, pot zalewał oczy, ale parłem do przodu. Po porażkach wyciągnąłem wniosek, chociaż  to ja pierwszy oberwałem. Nie zdążyłem się zasłonić i upadłem na kolana. Ten cios o dziwo mnie zmobilizował i ostatecznie moje mocne ciosy docierały do celu, osłabiając rywala. Po ostatnim gongu moją rękę sędzia uniósł do góry – opowiadał.  
 
Reprezentacyjna przygoda

W drużynie narodowej Piłat zadebiutował 8 października 1933 roku podczas poznańskiego meczu z Czechosłowacją. Był to udany debiut. Polak pokonał Burgarta w trzeciej rundzie przez k.o.
Mało kto z nas pamięta, że Piłat reprezentował nasz kraj na berlińskiej olimpiadzie w 1936 roku. Stoczył tam w ćwierćfinale zacięty pojedynek z Urugwajczykiem Feansem, pulchnym pięściarzem, niższym od Staszka. Górala tacy przeciwnicy wyprowadzali z równowagi, nie lubił z nimi boksować. Piłat lubił, gdy go atakowano, bo wtedy mógł wyprowadzać swoje wspaniałe dyszle, czyli ciosy proste bite z obu rąk. Nowotarżanin przegrał walkę, co było wielkim rozczarowaniem, gdyż liczono na medal pana Stanisława. Że pójdzie śladami Stanisława Kiecala i zmiecie z ringu wszystkich Schmelingów, Baerów, Carnerów i Lousów.
 
Nie dobił się walki o olimpijskie trofeum, czy też mistrzostwo Europy, ale ceniono go za odwagę i siłę charakteru. Miał przecież w barwach biało –czerwonych kilka wspaniałych pojedynków.
 
Szkaradnie oszukany
 
Ostatnią bokserską walkę w karierze stoczył w 1939 roku podczas mistrzostw Europy w Dublinie, z odwiecznym rywalem, złotym medalistą olimpijskim z 1936 roku, Herbertem Runge. Nasz reprezentant nie miał szczęścia do niego. Pięć razy Piłat krzyżował z nim rękawice i zawsze musiał uznać jego wyższość. Dwa razy ewidentnie oszukali go niemieccy sędziowie. Wcześniej w meczu międzypaństwowym również walczył jak lew i szkaradnie go okradziono. Polska przegrała z Niemcami 5:11.
 
– Trafiałem go bardzo mocno, raz i drugi. Słaniał się na nogach i wydawało się, że po kolejnym ciosie zaliczy deski, ale sędzia dał mu odsapnąć. Rzekomo but mu się rozwiązał i przerwał walkę. W takim momencie. Do końca szedłem i biłem, cały czas byłem w ataku. Po walce wszyscy mnie pocieszali, że byłem lepszy, ale sędziowie inaczej walkę ocenili – wspominał Stanisław Piłat.
 
Niepokonany na krajowym ringu
 
Niepowodzenie na międzynarodowej arenie, powetował sobie na krajowych ringach, gdzie niepodzielnie panował w wadze ciężkiej. W 1934 roku zdobył pierwszy tytuł mistrza Polski i powtarzał ten wyczyn regularnie do 1939 roku. Ponadto pięciokrotnie, wraz z kolegami z Warty, sięgał po drużynowe mistrzostwo kraju. W 1936 roku, w poszukiwaniu lepszych warunków życia, przeniósł się na Śląsk, gdzie bronił barw Policyjnego Klubu Sportowego Katowice, także w ... szermierce, jako szpadzista.


 
Za metą
 
Potem wybuchła wojna i o boksie nie mogło być mowy. Piłat po różnych perypetiach wrócił w rodzinne strony. Jego kolejne losy za sportową metą związane były z Nowym Targiem i młodzieżą szkolną. Przez wiele lat, aż do emerytury, był nauczycielem wychowania fizycznego w nowotarskich szkołach. Założył też sekcję bokserską w miejscowym Starcie. Był sędzią narciarskim i lekkoatletycznym. Kochał sport i młodzież.


 
Piłat z fajką z przyjaciółmi na plaży w Gdańsku Brzeźnie

W 1971 roku byłem z nim na mistrzostwach Polski w boksie w Katowicach. Wtedy po raz pierwszy widziałem go płaczącego. Po sławnym incydencie, kiedy to Jan Szczepański rozeźlony na wszystkich, od widowni począwszy, a na jednym z działaczy skończywszy, wyrzucił medal poza ring. Staś wychowany w umiłowaniu wszystkiego co patriotyczne, polskie, wzniosłe i piękne, nie mógł przeboleć takiej profanacji złotego medalu i zachowania zaskakującego wszystkich.


 
STANISŁAW PIŁAT – urodził się 13 czerwca 1909 roku w Nowym Targu. Boksował w barwach Warty Poznań i PKS Katowice. W latach 1934-39 sześciokrotnie zdobywał tytuł indywidualnego mistrza Polski wagi ciężkiej. Pięciokrotnie, w latach 1932-36, sięgał z drużyną Warty po drużynowe mistrzostwo kraju. Uczestnik igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku oraz mistrzostw Europy w Budapeszcie, Mediolanie i Dublinie. W biało –czerwonych barwach stoczył 20 pojedynków, z których 9 rozstrzygnął na swoją korzyść, a trzy zremisował. W swojej karierze stoczył 170 walk, z czego 143 wygrał, 24 przegrał i 3 zremisował. Po wojnie nauczyciel wychowania fizycznego w nowotarskich szkołach. Zmarł 10 maja 1993 roku w Nowym Targu. Zasłużony dla Sportu Miasta Nowy Targ.
 
Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama