25.11.2009 | Czytano: 3345

Sięgają wyżej niż Mont Blanc

Narty, rowery, wspinaczki górskie. Co oni jeszcze wymyślą? Nie potrafią być bezczynni. Sport upodobali sobie najbardziej. Jest ich pasją, hobby, a zarazem wypoczynkiem. Co ja piszę - po prostu życiem. Przyznają, że od kiedy weszli w te tryby, nie mogą się z nich wyzwolić. Nie całkiem to może precyzyjne - bowiem wcale wyzwalać się z nich nie chcą. Dla sportu są gotowi poświęcić bardzo wiele.

Dopóki będzie nam to sprawiało przyjemność, satysfakcję będziemy jeździć na rowerach, na nartach, chodzić po górach – mówi jednym chórem rodzina Głodkiewiczów – bo o niej będzie to story, o rodzinie która w 2005 roku została uznana za najbardziej usportowioną rodzinę w kraju. Wyróżnienie było dla nich miłą niespodzianką, a tym bardziej, że Puchar Prezydenta Rzeczpospolitej Polski został im wręczony podczas finałowych zawodów Family Cup w Kielcach.





Kielce 2005 zakończenie finałów AMP. Chwila przed wręczeniem rodzinie Pucharu Prezydenta RP

 

- To dla nas ogromny zaszczyt, że spośród tylu rodzin, nam przypadł ten okazały puchar, który dotychczas przyznawany był tylko kilka razy – mówi głowa rodziny, Andrzej Głodkiewicz. To był jego sukces, jego żony Jolanty oraz wówczas 27-letniego Tadeusza, 24-letniej Katarzyny i najmłodszej 16-letniej Basi.

Ich „dorobek” sportowy jest imponujący. Gdy oglądam ich kolekcję, to dostaję zawrotu głowy. Jakbym znalazł się w sklepie ze sportowymi trofeami. W domu trofea zajmują dwa pokoje, a dyplomy są chronologicznie poukładane w segregatorach. Ta imponująca kolekcja to 989 dyplomów, 265 pucharów ( w tym wiele z autografami gwiazd polskiego sportu, m.in. Ryszarda Szurkowskiego i Roberta Korzeniowskiego) i 168 medali.


Zawody leśników – Niedzica 2008, Dynamiczny start - Tadeusz

 

Sukcesy można wymieniać w nieskończoność, zabrakłoby gazety. W klasyfikacji rodzinnej Eska Gatorade Bike Maraton w 2005 roku sklasyfikowani zostali na drugim miejscu. W latach 2006 i 2007 w tym samym cyklu maratonów rowerowych w klasyfikacji rodzinnej dwukrotnie stawali na najwyższym podium. W tej samej imprezie, Basia dwukrotnie była triumfatorką w klasyfikacji generalnej w grupie K 1 (juniorki). Katarzyna została mistrzynią Polski Leśników, a Basia wicemistrzynią. Starsza córka Głodkiewiczów była druga w Kościelisku w wyścig Intel Powerade Bike Maraton. Tadeusz po raz pierwszy w 2005 roku wystartował w TransCarpatii. Wygrał dwa etapy, a w klasyfikacji generalnej ( z kolegą Michałem, gdyż jest to jazda parami) był czwarty. Nowotarska rodzina z sukcesami startuje także poza granicami kraju jak choćby w węgierskim maratonie rowerowym, gdzie ściga się 1300 kolarzy. Barbara odnosiła w tych wyścigach duże sukcesy - raz wygrała, a dwa razy była druga w swojej kategorii wiekowej. Tadeusz w grupie wiekowej, w której startowało 660 zawodników, zajął 7. miejsce.


Zima 2009 - Jeszcze parę kroków i Kasia będzie na Rysach.

 

- Przy kolejnych startach w tych zawodach organizatorzy węgierscy zaczęli już nas zauważać, raz nawet powitali nas na starcie w języku polskim. Było to dla nas bardzo wzruszająca chwila – mówi głowa rodziny.

W ostatnich kilku latach corocznie startują w Amatorskich Mistrzostwach Polski (Family Cup), zarówno w kolarstwie górskim jak i narciarstwie zjazdowym, maratonach rowerowych (cykl zawodów) Eska Fujifilm Bike Maraton oraz Mio Fujifilm Bike Maraton, Pucharze Tarnowa i Pucharze Szlaku Solnego, zawodach narciarskich leśników, Pucharze Związku Podhalan, zawodach narciarstwa alpejskiego i Pucharze Parków Narodowych (narciarstwo wysokogórskie), Biegu Podhalańskim (narciarstwo biegowe) oraz wielu innych imprezach, o ile tylko „napięty” kalendarz startów im na to zezwala.


Zawody regionalne- Puchar Gorców - Kluszkowce 2009, Ostatnie sekundy przed startem - Jolanta (mama)

 

- Miłość do sportu, do aktywnego życia przechodzi z pokolenia na pokolenie – mówi Andrzej Głodkiewicz. – Mój tata był zapalonym narciarzem, skoczkiem i biegaczem, akademickim mistrzem Polski. Zajął dziewiąte miejsce w akademickich mistrzostwach świata w St. Moritz. Dużo sukcesów odnosił w kajakarstwie i wspinaczce górskiej. Najmłodsza Basia miała 3,5 roku, gdy już startowała w slalomie, a cztery, gdy zjechała na nartach z Nosala.

– Jeździła z pieluchami - śmieje się mama. - Jej zjazd z Nosala wzbudził ogromną sensację. Już wtedy przejawiała zacięcie do sportu, była bardzo odważna. Miała 15 lat jak zaliczyła pierwszy maraton kolarski (młodsi nie są dopuszczani do tego typu zawodów – przyp. SL).


Puchar Gorców 2009, Czy na nartach ,czy na „desce” nie robi mu różnicy. Tadeusz.

 

- Najmłodsza latorośl - Barbara - ma jakiś wrodzony talent do sportu – dodaje tata. – Nie trenuje, tylko startuje i zawsze jest w szpicy peletonu.

Aż dziw bierze, że z takim talentem nie zaczęła treningów w jakieś profesjonalnej grupie. – Sport uprawiam dla własnej satysfakcji, zadowolenia i zdrowia. Nie mam sportowych planów na przyszłość. Kiedy okaże się, że będę miała wyniki, może wtedy o czymś więcej pomyślę. Na razie nauka jest najważniejsza i poświęcam jej dużo czasu. Dlatego na treningi mi go nie starcza – mówi Basia, obecnie studentka drugiego roku geodezji na Uniwersytecie Rolniczym.

- Od pradziejów – tak powiedział przy wręczaniu Pucharu Prezydenta, Janusz Zielonacki, redaktor naczelny wydawnictwa Family Cup - startują w Amatorskich Mistrzostwach Polski. – Rozpoczęliśmy (w 1993 r) od bardzo udanego startu w rodzinnym slalomie na Nosalu, a potem były kolejne sukcesy na nartach i rowerach. Basia była druga i trzecia, syn – drugi, a Kasia zawsze mieściła się w pierwszej szóstce – mówi akademicki mistrz kraju WST (1972 r), wicemistrz Family Cup w kolarstwie górskim (1996 i 2008), Andrzej Głodkiewicz. – Od 14 lat startujemy w Family Cup, w dwóch konkurencjach - narciarstwie alpejskim i kolarstwie górskim. Startowaliśmy rodzinnie we wszystkich finałach krajowych. Sprawia nam to olbrzymią przyjemność i jest doskonałą zabawą. Poznaliśmy przez te lata wiele wspaniałych ludzi, wspaniałych rodzin, które podobnie jak my, dla zdrowia i własnej satysfakcji, za własne pieniądze uprawiają sport.

- Rowerowa pasja zaczęła się 17 lat temu – kontynuuje pan Andrzej. – Tadziu dostał starą kolarkę, ale smutno mu było samemu jeździć więc kupiliśmy drugi rower i razem wybieraliśmy się na przejażdżki. Byliśmy wtedy równymi partnerami. Jazda w terenie przypadła nam do gustu. Wtedy były to początki kolarstwa górskiego. Najpierw wypożyczaliśmy rowery, a potem zdecydowaliśmy się na ich kupno. Dziewczynki dorastały i zaczynały podbierać nam jednoślady. Ten sport niebywale nas wciągnął. Zaczęliśmy brać udział w zawodach, odnosić pierwsze sukcesy, zdobywać nagrody.

Tadziu z każdym startem dochodził do coraz wyższej formy. Był pierwszym zwycięzcą Euroligi „Tatry”, a w kolejnym cyklu tego wyścigu był .....honorowym starterem.


Węgry -Wyszegrad 2007, Start do maratonu. Tu trudno się odnaleźć.

 

- Nie mogłem wystartować, bo miałem wypadek – włącza się do rozmowy Tadeusz, absolwent AGH. – Podczas treningu najechał na mnie motocykl i noga poszła na 9-tygodni do gipsu. Nie mogłem bez roweru wytrzymać, tak mnie korciło, że zacząłem pedałować w opatrunku gipsowym. Rodzinnie wygraliśmy Euroligę. Tata przez cztery lata był najlepszy w swojej kategorii wiekowej. Raz po obu stronach na podium miał Słowaków. Trzy razy Euroligę wygrała Basia. Uwielbiamy też rowerowe wyścigi przez przeszkody, coś podobnego do motocrossu. Tadeusz odnosił w nich duże sukcesy, a najmłodsza Basia w tych zawodach pokonywała nieraz o wiele bardziej utytułowane od siebie rywalki .

- Od Danielek zaczęliśmy pasjonować się maratonami – dodaje Katarzyna, absolwentka krakowskiej AWF. – To były całkiem inne zawody niż cross country. Nie byliśmy co prawda przyzwyczajeni do tak długiego ściągania, bo nawet 8 - godzinowego, ale haczyk został połknięty. Teraz cross counrty (10-20 km) są dla nas za krótkie. Maratony są coraz bardziej popularne. Gdy zaczynała się ich moda, startowało góra 100 kolarzy. Obecnie startuje 500-1500 kolarzy.


Węgry -Wyszegrad 2007. Ale po zawodach odnaleźć się jest łatwiej. Basia na podium.

 

- Nie jestem pewny, czy w przyszłym roku będę startował w maratonach. Danielki i Kościelisko, najtrudniejsze i najbardziej górskie wyścigi przeszły do historii. Ściganie będzie po bardziej prostym terenie. Może więcej będę uczestniczył w crossach. Zobaczymy jak przepracuje zimę. Na pewno chciałbym jeszcze raz przejechać TransCarpatię. Zależy to także od tego czy znajdę partnera i ...pieniądze – mówi Tadeusz.

- To bardzo drogi sport – dodaje pan Andrzej. - Nie mamy sponsorów. Wszystko sami sobie finansujemy. Nie mamy też serwisanta, ale tą rolę w naszym teamie doskonale pełni Tadziu i jak na razie rowery spisują się na medal. Jako całkiem amatorska grupa nie mamy żadnego rygoru treningowego. Jeździmy wtedy kiedy mamy na to ochotę , tak aby sprawiało nam to przyjemność.


Finał Family Cup -Kluszkowce 2009. Na trasie slalomu. Andrzej (tata).

 

W ostatnich latach rodzina Głodkiewiczów odkryła nową pasję. To narciarstwo wysokogórskie. - Zmierzyć się na nartach z wyższymi górami, to pewnego rodzaju wyzwanie dające niejednokrotnie dużą dawkę emocji. W górach, gdzie niejednokrotnie warunki śniegowe i pogodowe są bardzo zmienne, trzeba mądrze i rozważnie oceniać swoje siły i możliwości, jak również mieć dobre rozeznanie w terenie, w którym się porusza. Nie ma tam wyciągów ani innych ułatwień czy udogodnień. Jest za to cisza, przestrzeń, piękno przyrody i krajobrazu oraz niejednokrotnie walka o przetrwanie z własnymi słabościami – mówi wódz grupy.

Takim „kołem napędowym” w rodzinie do uprawiania tego wspaniałego sportu, (bardziej turystyki górskiej) jest Katarzyna. To ona zaraziła całą rodzinę tym rodzajem aktywnego wypoczynku. - W tym sporcie niejednokrotnie samo pokonanie zaplanowanej przez siebie, czy wyznaczonej na zawodach trasy, jest wielkim osiągnięciem i daje olbrzymią satysfakcję – mówi Kasia. - Próbowaliśmy startować w Pucharze Parków Narodowych w Tatrach, Karkonoszach, na Snieżniku i Babiej Górze w Gorcach, ale różnie nam to wychodziło. Jak chodzi o wyniki sportowe to były zmiennie - raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze była wspaniała sportowa rywalizacja, doskonała koleżeńska atmosfera, a to miało dla nas największą wartość. Prawdą jest, że cieszy wynik, lecz my uznajemy, że nie za wszelką cenę. Również, a nawet jeszcze bardziej cieszy to, że poznaje się wspaniałych ludzi i zawiązują się przyjaźnie.


Alpy - Mont Blanc. Kasia na wierzchołku najwyższego szczytu Alp.

 

- W naszych okolicach wspaniałymi terenami rekreacyjnymi do uprawiania tego sportu są Gorce, ale oczywiście największe emocje są zawsze w Tatrach, szczególnie w tych wyższych partiach. One pociągają i dostarczają ogromnych emocji, których nam ciągle mało. Z górami zawsze byliśmy bardzo związani. Często chodziliśmy rodzinnie na wycieczki w Tatry. Góry można naprawdę pokochać. Katarzyna często nam w nie „ucieka”. Tarty już jej nie wystarczają, pragnie większych wyzwań, w wyższych partiach gór. W zeszłym roku po raz pierwszy zapoznała się z Alpami, a w lipcu tego roku w dwuosobowym zespole wyszła na najwyższy szczyt Alp, Mont Blanc. Choć zawsze podczas każdej jej wyprawy jest pewien niepokój, to nie możemy, a może nie chcemy, jej tego zabraniać. Z żoną w młodości byliśmy tacy sami. Teraz dopiero dociera do mnie to, co musieli czuć moi rodzice, gdy z bratem braliśmy plecaki, linę, haki oraz cały sprzęt wspinaczkowy i szliśmy pokonywać niełatwe tatrzańskie ściany – kończy opowiadanie Andrzej Głodkiewicz.

Słuchać tej rodziny można w nieskończoność. Potrafi barwnie opowiadać o swoich pasjach, przygodach, co czuje uprawiając sport. Nie ten przez wielkie „S”, profesjonalny, o którym rozpisują się gazety, a nieraz są to osiągnięcia znacznie mniejsze niż takich pasjonatów jak rodzina Głodkiewiczów.

Każdy sport, a szczególnie ten ekstremalny, wiąże się z pewnym ryzykiem. Ważne jest jednak, żeby podchodzić do niego z dużą dozą rozwagi, nie dać się ponosić emocjom i fantazjom. Ma on sprawiać radość, ale przede wszystkim musi być bezpiecznym. Amatorsko sport uprawia się dlatego, że kocha się ruch, a wysiłek i zmęczenie fizyczne poprawia tylko własne samopoczucie i dodaje zdrowia .

- Bo sport, to jest taki nasz sposób na życie – mówią chórem.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Archiwalne rodziny

Komentarze







reklama