22.11.2009 | Czytano: 1208

Szacuneczek (+zdjecia)

Początkowo wydawało się, że będzie to bezprawne widowisko, ale później działo się, że hej! Przyczynił się do tego arbiter, który oględnie mówiąc nie czuł gry. Zresztą to ten, który nie uznał gola „Mące” z Naprzodem, gdy widziała cała Polska w telewizyjnych powtórkach. Widocznie monitor zaparował, bo nie zauważył prawidłowo zdobytej bramki nawet po analizie wideo.

Zawodników i publiczność wzburzył swoją decyzją z 37 minuty. Wtedy to Kulas zaatakował kolanem Bakrlika. Arbiter nie widział w tym nic złego i nowotarżanin sam wymierzył sprawiedliwość. Sytuacja zaczęła się arbitrowi wymykać z rąk, bo potworzyły się grupki szarpiących zawodników. Do walki na pięści dołączył Dutka i rywal miał dużo szczęścia, że „Karasia” złapał liniowy, bo walka byłaby nierówna. Obrońca Podhala to medalista w kickboxingu! Obaj krewscy górale powędrowali pod prysznic. Jastrzębianie byli bez winy.

- Ewidentny faul. Nie wiem na co czekał arbiter – dziwił się Milan Milan Jančuška. – Grałem w hokeja i sam postąpiłbym tak jak „Franek” – dodawał.

- Według mnie faulu nie było – ripostował Wojciech Matczak. – Czy ktoś rejestrował mecz? Chciałbym ta sytuację zobaczyć.

- Jak można było się nie zdenerwować – mówi „Franek”. – Za taki faul powinien otrzymać 5 plus karę meczu. Takim wejściem mógł mi załatwić koniec sezonu.

- Sędzią chyba nie miał oczu – grzmiał Martin Voznik. - Uznał, że nic się nie stało. Mogło się stać. Ten atak mógł „Frankowi” zakończyć karierę. Od tego momentu zaczęła się młócka na lodzie.

– Ten incydent nas obudził, bo do tego momentu graliśmy bezjajecznie – twierdził Wojciech Matczak.

Jego chłopcy mogli stanąć na „nogi”, bo przez 5 minut grali z przewagą dwóch zawodników. Pod bramką Podhala dochodziło do dantejskich scen, ale „Zbora” rewelacyjnie bronił. Dwukrotnie w sukurs przyszli mu obrońcy. D. Galant wybił „gumę” z linii bramkowej, a Suur z pola bramkowego. W końcu udało się gościom zdobyć gola. Poszli za ciosem i po błędzie obrońcy, który się wywrócił złapali kontakt. Do tego momentu gospodarze prowadzili 3:0.

Pierwsza tercja nie dostarczyła zbyt wielu emocji. Hokeiści „próbowali” grać, ale czynili to na zbyt wolnych obrotach. Wydawało się, że reporterski notes będzie pusty po 20 minutach, bo akcji klarownych nie było, a strzały z dystansu nie robiły wrażenia na golkiperach. Tymczasem w 16 minucie znalazł się rodzinek w tym zakalcu. Młodzież Podhala przeprowadziła akcję godną lodowisk świata. Zapoczątkował ją Bryniczka, który na lewym skrzydle uruchomił Kmiecika. Ten po wtargnięciu do tercji rywala, widząc, iż bramkarz wyjechał do boku, zachował się jak stary wyga. Dograł „gumę” do nadjeżdżającego drugim skrzydłem Kapicy, a ten ulokował ją w pustej bramce.

Na początku drugiej tercji goście mieli dwie szanse na wyrównanie. – Mają za co dziękować Zborowskiemu – powiedział Władysław Groblicki, kibic z 40 –letnim stażem, siedzący obok niżej podpisanego. S. Kowalówka aż za głowę się złapał, bo nie mógł zrozumieć jak jego uderzenie z „wąsów” wylądowało w jego „raku”. W 28 minucie gospodarze grając w osłabieniu założyli...”zamek”. Malasiński zza bramki dograł do Dziubińskiego i „guma” wylądowała pod poprzeczką. – Na tafli był atak obcokrajowców i chyba myślał, że górale sami wprowadzą sobie „gumę” do tercji – z przekąsem mówił Wojciech Matczak. Chwilę później Baranyk nie wykorzystał sytuacji sam na sam, ale Kmiecik już takiego błędu nie popełnił. – Zachował się jak profesor – wykrzyknął Władysław Groblicki.

Na czwarte trafienie miejscowi fani czekali do 54 minuty. Wtedy Dziubiński ośmieszył obrońcę na linii tercji ataku, a ten zrewanżował mu się... faulem w sytuacji sam na sam. Arbiter sygnalizował karę, a „guma” niczym bumerang wróciła do niego, a ten posłał ją do bramki. Kropkę nad „i” postawił Voznik, któremu krążek do „pustaka” wystawił Kapica. Strzelec gola mógł po meczu powiedzieć: - Szacuneczek dla młodych.

- Znowu czegoś nam zabrakło, by pokonać Podhale – twierdzi szkoleniowiec jastrzębian. – Zagraliśmy odpowiedzialnie tylko do momentu dwóch zmian przed utratą pierwszego gola. Skrzydłowi zrobili złą zmianę. Mieliśmy swoje 5 minut, ale doświadczenie Podhala wzięło górę.

- Nareszcie! Dopiero w 21 meczu możemy zagrać w optymalnym składzie – cieszył się trener Podhala, Milan Jančuška. – Zapała i Baranyk byli po chorobie i brakowało im rytmu gry, a całemu zespołowi lekkości.

Liczby dnia
2 – tyle kar meczu nałożył arbiter. Pod prysznic przed zakończeniem meczu odesłał Bakrlika i Dutkę.
27 – tyle razy jastrzębianie strzelali na bramkę Zborowskiego.
38 – tyle sekund brakowało, by Podhale obroniło się z podwójnej 5- minutowej kary.
39 – tyle razy musiał interweniować Kosowski

Podhale Nowy Targ – JKH Jastrzębie 5:2 (1:0, 2:0, 2:2)
1: 0 – Kapica – Kmiecik – Bryniczka (15:30),
2:0 – Dziubiński – Malasiński (27:30 w osłabieniu),
3:0 – Kmiecik – Bryniczka (36:51),
3:1 – Bryk – Wolf (41:30 w podwójnej przewadze),
3:2 – Bryk – Wolf (43:53),
4:2 – Dziubiński (53:24),
5:2 – Voznik – Kapica – Baranyk (59:01).

Sędziowali: Kryś (Katowice) – Matlakiewicz, Madeksza (Sosnowiec).
Kary: 54 – 10 min.
Widzów 1200.

Podhale: Zborowski; Dutka (27) – Suur, Ivičič – Łabuz, Sroka – Sulka, D. Galant – Gaj; Baranyk – Voznik – Bakrlik (25), Malasiński – Zapała – Kolusz (2), Ziętara – Dziubiński – Gruszka, Kapica – Bryniczka – Kmiecik. Trener Milan Jančuška.
JKH: Kosowski; Wolf – Bryk (2), Piekarski – Dąbkowski, Górny – Pastryk (4); Lipina – Zdenek – Zdrahal, Mackiewicz – S. Kowalówka – Gawlina, Urbanowicz – Radwan – Danieluk, Kulas – Kiełbasa (2) – Kąkol (2). Trener Wojciech Matczak.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama