Kibiców do białości rozgrzał pojedynek dwóch nowotarżanek Sonii Klich, aktualnie piątej zawodniczki świata, z robiącą szybkie postępy Stefanią Staszel. Klich była w tym pojedynku faworytką i nie zawiodła. To drugi tytuł szesnastolatki w seniorkach. Wcześniej dwukrotnie była wicemistrzynią kraju.
- Zawody rozegrane zostały w kamieniołomie - mówi złota medalistka wśród kobiet, Sonia Klich. – Odcinki były naturalne, skaliste, były też podjazdy po sypkich kamieniach. Dodatkowym utrudnieniem był padający deszcz i niska temperatura. W takich warunkach w wielu przypadkach na przeszkodach trzeba było ratować się technicznymi podpórkami. Przy wyskoku mogło „ściągnąć” więc noga ratowała od upadku. Mieliśmy do przejechania dwie pętle, a na każdej było do pokonania sześć odcinków. Losy mistrzostwa rozegrały się na drugiej sekcji. Po pierwszej pętli prowadzała Stefania, która przejechała ten odcinek na cztery punkty karne. Ja dostałam „piątkę”. Nie wiedziałam, że sędziowie zaczęli odliczanie czasu i za to ukarali mnie dwoma punktami karnymi. Potem miałam dwie podpórki i wreszcie śpiesząc się, by zmieścić się z limicie czasowym, przeleciałam przez kierownicę. Na drugim okrążeniu postawiłam jedną nogę, a Stefania złapała piątkę. Tym samym wyprzedziłam ją o cztery „oczka” w klasyfikacji łącznej ( Klich – 15 pkt. karnych, Staszel -19 – przyp. SL). Wynik cieszy, bo ostatnio nie trenowałam. Nadrabiałam zaległości w nauce, po wyprawie do Australii. Ponadto śnieg nie pozwolił na rowerowe skakanie.
W kobietach całe podium zajęły góralki. Brązowy medal przypadł Marcelinie Matuszewskiej z Nowego Bystrego, która ukończyła zawody z 50 punktami karnymi.
W zmaganiach juniorów Nowy Targ miał dwóch przedstawicieli na podium. Pierwszy na „pudle” zameldował się Krystian Woźniak ( 39 pkt. karnych), by odebrać brązowy medal. Ostatni na podium wskoczył, ale za to na najwyższy jego stopień, Filip Mrugała. Potwierdzając tym samym supremacje w kraju. To jego drugi tytuł mistrzowski z rzędu, a w sumie trzeci indywidualnie.
- To były bardzo prestiżowe dla mnie zawody, gdyż mój rywal Paweł Palacz miał pretensje, że to nie on, tylko ja pojechałem do Australii na mistrzostwa świata – mówi Filip Mrugała. – Pokazałem mu kim jestem. Zwycięstwem zatkałem mu usta, a przecież nie przygotowywałem się specjalnie do tego czempionatu, bo ostatni miesiąc skupiałem się na nauce. Nadrabiałem zaległości po wyprawie na australijski kontynent. Po pierwszej pętli prowadziłem jednym punktem, ale drugą przejechałem na dwa „oczka” karne i to zdecydowało o mistrzowskiej koronie. Najwięcej problemów sprawiła mi piąta sekcja i blisko 130 - centymetrowy wyskok. Ukończyłem zawody z 10 punktami karnymi, o sześć gorszy wynik miał Paweł Palacz.
Stefan Leśniowski