Czempionat rozegrano w Krakowie. Stawili się wszyscy najlepsi w kraju oprócz Dariusza Popieli, który w tym czasie – jedyny z Polaków – uczestniczył w Pucharze Świata. We włoskiej miejscowości Ivrea zajął trzecie miejsce w konkurencji K1. Właśnie ta konkurencja w mistrzostwach kraju dostarczyła widzom najwięcej emocji. Do finałowej dziesiątki zakwalifikowali się wszyscy Polaczykowie, czwórka. Wystartował również Łukasz, który miał przerwę w uprawianiu kajakarstwa. Powrócił wielkim stylu. Rodzinnym faworytem był Mateusz, ale to nie on tym razem w klanie rozdawał karty.
- Żartowano, że jest to pojedynek Polczyków z resztą świata – śmieje się Józef Dyda. - Emocje rosły z każdym startem. Kolejni zawodnicy śrubowali wynik i zmieniali się na pozycji lidera. Prowadził Michał Pasiut, później Mateusz Polaczyk. Maciej Okręglak i Rafał Polaczyk, najlepsi w kwalifikacjach, wystartowali jako ostatni. Maciek po bezbłędnym przejeździe wyprzedził Mateusza Polaczyka. Honoru rodziny musiał bronić najmłodszy z rodu. Rafał popłynął rewelacyjnie i doprowadził widzów do szaleństwa. Pierwszy odcinek popłynął szybko i bezbłędnie. Nagle, przygotowując się do cofki na 11 bramce, popełnił błąd. Zaliczył prawie wywrotkę. Mówię prawie, bo nie była to pełna eskimoska, ale położył się na lewej burcie. Trybuny przeszył jęk zawodu, bo to spora strata czasowa. Zaciągnął wiosłem, wstał i ruszył na trasę. Nie miał nic do stracenia, jechał ryzykowanie, ale zarazem pięknie, bezbłędnie i szybko. Wszystkie bramki pokonywał na granicy ryzyka i wykręcił niesamowity czas 79,77. Okręglak miał 81,05. Długo widzowie wiwatowali na cześć Rafała. Stoczył fantastyczną walkę z rywalami i rwącą wodą. Na najniższym stopniu podium stanął Mateusz Polaczyk z czasem 82,53 przy dwóch punktach karnych. Pozostali Polaczykowie zajęli miejsca: Grzegorz – 6, Łukasz – 9. W finale znalazł się także jeszcze junior Jakub Brzeziński pochodzący z Krościenka. Zajął ósme miejsce, zaliczył wywrotkę na 6 bramce, sporo stracił i zajęte miejsce go nie satysfakcjonowało. Niemniej razem z równolatkiem Wiktorem Sanderą coraz pewniej czują się w seniorskim gronie. Nawiązują walkę ze starszymi i bardziej doświadczonymi kajakarzami. To jest bardzo obiecujące.
Do niespodzianki doszło także w konkurencji K1 kobiet. Tutaj najszybsza okazała się młodziutka Klaudia Zwolińska, która wyprzedziła Natalię Pacierpnik (najlepsza w kwalifikacjach olimpijskich) i szczawniczankę Joanne Mędoń Polaczyk.
W C1 mężczyzn również niespodzianka. Na pierwszych dwóch miejscach kanadyjkarze z Leśnej, bracia Igor i Kacper Sztuba. Ten drugi to jeszcze junior. W pokonanym polu pozostawili zwycięzcę klasyfikacji olimpijskiej Grzegorza Hedwiga.
W C1 kobiet również mała niespodzianka. Mistrzostwo Polski wywalczyła 16- latka Ola Stach, który wygrała z pochodzącą ze Sromowiec Justyną Janczy i szczawniczanką Ewą Hurkałą. Ta ostania uplasowała się tuż za podium.
Wszyscy ostrzyli sobie zęby na pojedynek braci Brzezińskich z Szczepańskim i Pochwałą w C2. Rywalizacja była ostra, ale bardziej doświadczeni okazali się minimalnie lepsi od braci Andrzeja i Filipa. Brązowy medal wywalczył duet ze Szczawnicy - Michał Wiercioch i Grzegorz Majerczak.
- Jestem zaniepokojony tym, co się dzieje w pienińskich kajakach – martwi się Józef Dyda. –Totalny kryzys dotknął takie kluby jak Sokolica Krościenko i Spływ Sromowce Wyżne. Z Sokolicy był tylko jeden przedstawiciel i odpadł w półfinale K1. Ze Spływu zabrakło przedstawiciela. Coraz głośniej mówi się o kryzysie w Pieninach Szczawnica. I to jest najbardziej bolesne, bo to bardzo zasłużony klub dla polskich kajaków. Słyszy się o konflikcie wewnątrz klubu, między trenerami. Trener Żebracki, który bardzo dobrze pracował ma problemy zdrowotne i czeka go operacja kręgosłupa. Coraz mniej dzieci garnie się do kajaków. Trzeba podjąć błyskawiczne kroki, by ratować pienińskie kajaki, bo zebrały się nad nimi czarne chmury. Uciekają zawodnicy do innych klubowi i jest to przykre. Oczywiście wiąże się to pieniędzmi. Najmniej dotyczy to Pienin. Władze związkowe twierdzą, że kluby same muszą sobie radzić, szukać sponsorów i środków w samorządach. To małe nieporozumienie, bo w małych miejscowościach samorządy nie stać na taki wydatek. Bez pomocy z góry trudne będzie utrzymanie kajaków.
Stefan Leśniowski