23.02.2016 | Czytano: 4939

„On nie jeździ. On biega po lodzie” – „wywiady z młodymi” od. 9 cz. I

„Zdarzały się sytuacje, gdzie ludzie mówili mi, że mam szansę grać w jakimś dobrym klubie w piłkę, ale że wtedy muszę zrezygnować z hokeja. Było parę takich sytuacji – nie mówię, że nie” – opowiada w rozmowie ze mną mój kolejny gość. O wybraniu hokeja zamiast piłki, meczach play-off z Unią Oświęcim oraz o występach w Reprezentacji Polski rozmawiałem z Patrykiem Wronką. Zapraszam do lektury!

Przydomek „Goldi” nie wziął się znikąd. Patryk Wronka na swoim koncie ma między innymi kilka złotych medali Mistrzostw Polski juniorów w hokeju na lodzie oraz cztery tytuły Mistrza Polski Seniorów w unihokeju. Przede wszystkim jest jednak zwykłym, skromnym chłopakiem, którego zwykle nie opuszcza dobry humor. Pytany o receptę na dobre wyniki odpowiada, że pomagają mu żarty i po prostu uśmiech.

W skrócie: kolejny mega pozytywny człowiek, z którym przyszło mi rozmawiać w ramach mojej serii „wywiady z młodymi”. Ktoś mógłby mi zarzucić „przecież on nie jest taki młody!”. Istotnie – tak mogłoby się wydawać, bo mając zaledwie 20 lat Patryk ma już za sobą kilka sezonów gry w polskiej Ekstralidze, kilka występów w seniorskiej Reprezentacji Polski i jest jednym z najlepszych napastników w Polsce. Co ciekawe nie ma na to jakiejś specjalnej recepty. Po prostu robi to, co kocha, ciężko i intensywnie pracuje na treningach oraz czerpie radość z gry. To tylko jedna z ciekawostek z życia ulubieńca nowotarskich kibiców hokeja. Więcej w poniższym wywiadzie:

Z aktualnym rywalem w ćwierćfinale play-off – Unią Oświęcim – wygraliście dość pewnie oba spotkania (5:1 oraz 4:1), mimo że dwa ostatnie mecze rundy zasadniczej z tą drużyną kończyły się waszymi porażkami. Co miało wpływ na zmianę waszej formy w pojedynkach z tym rywalem? Fakt powrotu po kontuzji kilku kluczowych graczy czy może to, że faza play-off to zupełnie co innego niż sezon zasadniczy?
-Wydaje mi się, że jedno i drugie. Po pierwsze nasz skład w końcu jest optymalny. Z drugiej zaś strony – w ostatnich meczach rundy zasadniczej mieliśmy już praktycznie zagwarantowane trzecie miejsce w tabeli, stąd może i nie forsowaliśmy tempa w ostatnich spotkaniach. Powodem tego był też fakt, że czuliśmy w nogach mecze na trzy piątki pod koniec pierwszej fazy rozgrywek i to też miało duży wpływ na naszą formę – tym bardziej, że graliśmy praktycznie mecz po meczu: wtorek, piątek, niedziela – cały czas na okrągło. Na szczęście teraz na play-offy mamy pełny skład, bo chłopaki wróciły po kontuzjach. Mieliśmy też teraz wszyscy trzy tygodnie wolnego od meczy, które udało nam się dobrze przepracować i na pewno przez ten okres odpowiednio zregenerować. Widać również, że bardzo poważnie podeszliśmy do decydującej fazy rozgrywek już od pierwszej rundy i nasza gra wygląda z meczu na mecz coraz lepiej.

Po dwóch zwycięstwach u siebie jedziecie we wtorek do Oświęcimia, by – w co mocno wierzą kibice – przypieczętować swój awans do półfinału play-off (przyp. red. w ćwierćfinałach gra się do trzech zwycięstw). Nastawiacie się na coś szczególnego w tym wyjazdowym spotkaniu?
-Wydaje mi się, że po prostu musimy grać swój hokej. Jeśli gramy swoje, to wtedy wygląda to dobrze. Jedziemy tam teraz po zwycięstwo, ale wiadomo, że nie będzie łatwo, tym bardziej że gramy na lodowisku rywala. Mam jednak nadzieję, że już we wtorek wrócimy do domu po trzecim zwycięstwie w ćwierćfinale i nie będziemy tam już musieli jechać na czwarty mecz tej rywalizacji.

Często w przypadku wyjazdowych spotkań wracacie do domu zaraz po meczu? Nie zostajecie na noc w miejscu, gdzie gracie?
-To zależy jak długą drogę mamy do przejechania. Gdybyśmy grali w Toruniu, Gdańsku, czy nawet w Sanoku to na pewno byśmy zostali tam noc, bo do takich miejsc mamy „kawałek” i nie opłacałoby się nam stamtąd wracać, a regeneracja po spotkaniu też jest bardzo ważna. Natomiast Oświęcim jest dość blisko, więc jedziemy tam we wtorek i tego samego dnia wracamy.

Wracając do rozgrywek – macie wyznaczony konkretny cel na te play-offy?
-Patrzymy przede wszystkim na mecz, który jest przed nami. To jest dla nas najważniejsze. Wiadomo, że będziemy chcieli dojść jak najdalej i jak najwięcej osiągnąć w tym sezonie, ale na razie interesuje nas tylko ten mecz, który jest najbliżej.

Rozumiem, że jest to sprawdzona taktyka, która działa: skupić się na tym jednym jedynym meczu, który przede mną i nie wybiegać za bardzo w przyszłość?
-Tak, dokładnie.

A miewałeś w swojej karierze momenty, gdzie wybiegałeś myślami za bardzo do przodu i potem to ci w pewny sposób przeszkadzało?
-Na pewno te cele siedzą w głowie i bywają momenty, gdzie myśli się, że „kurczę, faktycznie jest szansa zdobyć taki, czy taki medal lub dobre miejsce”, ale ja na szczęście zazwyczaj skupiam się tylko i wyłącznie na tym jednym meczu, który przede mną.

W takim razie co zwykle robisz, jeśli przychodzą gorsze momenty: gdy coś nie wychodzi, dopada cię lenistwo albo brak sił?
-Na pewno są takie chwile w sezonie, gdzie jest słabszy okres i trzeba to jakoś przeboleć, ale gdy jest źle to robię po prostu wszystko, by to poprawić: jakiś dodatkowy trening, czy swego rodzaju dawka motywacji. Wiadomo – ta forma nie zawsze będzie na najwyższym poziomie i czasem będzie spadać. Ale wtedy trzeba zacisnąć zęby i jeszcze mocniej się starać, byś na decydującą fazę rozgrywek, jak play-offy był w jak najlepszej dyspozycji.

Masz jakiś specjalny sposób na motywację, czy po prostu ciężką pracą próbujesz zabić te gorsze chwile?
-Przede wszystkim bardzo dużo żartuję. Generalnie nie skupiam się jakoś bardzo na konkretnych czynnikach motywacyjnych, choć mam swoją muzykę, którą sobie puszczam, by się w jakiś tam sposób dobrze nastawić przed meczem. Ale jak już wychodzę na lód na rozgrzewkę to od samego początku jestem mocno skupiony. A tak to stawiam na żarty (śmiech). Przede wszystkim dużo żartów, uśmiechu – to mi najbardziej pomaga.

A potrafiłbyś wymienić jakieś konkretne osoby, które cię w tych gorszych chwilach wspierają?
-Wiadomo – rodzina i bliscy są dla mnie największym wsparciem i tak naprawdę ich zdanie jest dla mnie najważniejsze. Jeśli mają dla mnie jakieś uwagi, czy rady to staram się je przyjmować i robić tak, jak mi podpowiadają.

W hokeja zacząłeś grać sam od siebie, czy jednak przeszło to po genach i rodzinne tradycje dały się we znaki?
-Oczywiście była świadomość tej rodzinnej hokejowej tradycji, ale na pierwszy trening pojechałem sam – z własnej nieprzymuszonej woli. Pamiętam to nawet do dziś: akurat razem z Damianem Tomasikiem wtedy wybraliśmy się na nasze pierwsze zajęcia. Ale to zawsze była tylko moja decyzja, rodzice mnie nigdy do tego nie zmuszali.

Ile lat miałeś w takim razie, gdy zaczynałeś swoją przygodę z tym sportem?
-Kurczę… kiedy to było! Miałem może z cztery-pięć lat. Na pierwsze treningi w naborze pojechałem właśnie z Damianem. Były zajęcia najpierw na sali, a potem na lodzie. Jeszcze wtedy nie miałem nawet sprzętu, ale na szczęście śp. trener Jan Kudasik załatwił nam go sporo, a czego brakowało – to się dokupywało.

Trenerzy, których najbardziej zapamiętałeś, głównie z lat juniorskich? Możesz ich wymienić?
-Jeszcze jak byłem w klasie sportowej w Szkole Podstawowej nr 11 i potem w Gimnazjum nr 2, to przez długi okres, bo aż sześć lat moim trener był Robert Szopiński. Potem trenował mnie jeszcze pan Rysiu Kaczmarczyk, a już na te najwyższe szczeble wyprowadził mnie mój obecny szkoleniowiec – Marek Ziętara.

Kiedy miałeś taki moment w swojej karierze, gdzie zacząłeś poważnie uświadamiać sobie, że faktycznie z tego hokeja może być coś więcej?
-Tak naprawdę odkąd tylko zacząłem trenować, zawsze chciałem, żeby coś z tego było. Po to przecież trenowałem. Czy był jakiś konkretny przełomowy moment? Sam nie wiem. Na pewno jak trener zaczął dawać mi szanse w pierwszej drużynie i jak zacząłem jeździć na zgrupowania młodzieżowych Reprezentacji Polski, to nasuwała się taka myśl, że może faktycznie coś z tego będzie, że może nawet kiedyś uda mi się zagrać w seniorskiej Kadrze… Zresztą marzenie to w ostatnim czasie się spełniło.

W zasadzie twoja kariera potoczyła się dość szybko: od debiutu w pierwszej drużynie Podhala minęło ledwo parę lat zanim stałeś się jednym z czołowych napastników w Polsce i ulubieńcem nowotarskiej publiczności. Spodziewałeś się takiego rozwoju sytuacji?
-Na pewno się tego nie spodziewałem. Pamiętam, jak jeszcze niedawno zastanawiałem się nad tym, czy zagram w pierwszej drużynie tutaj, w Nowym Targu, a co dopiero myśleć o grze w seniorskiej Reprezentacji Polski! Dlatego bardzo mnie to cieszy, że wszystko tak szybko idzie do przodu, bo chciałbym teraz stawiać kolejne kroki na mojej ścieżce rozwoju. Chciałbym też na pewno za jakiś czas spróbować swoich sił w lepszej lidze – jeżeli będzie ku temu okazja – by móc wciąż się rozwijać.

Miałeś kiedykolwiek ciężko ze względu na swój młody wiek i tak wczesny debiut jako „młody kot”?
-Nie, nie było większych problemów. Wiadomo – my, młodzi mamy swoje dodatkowe obowiązki w szatni: jesteśmy dyżurnymi, zbieramy krążki na rozgrzewce i tak dalej – tak jest wszędzie. Ale co do samej drużyny to jest naprawdę super. Jest dużo młodych chłopaków, dogadujemy się bardzo dobrze.

Ostatnio debiutowałeś również w seniorskiej Kadrze, gdzie dostajesz coraz więcej szans od trenera Jacka Płachty. Czym są dla ciebie występy w Reprezentacji Polski?
-Na pewno bardzo dużym wyróżnieniem i szansą na zdobycie sporego doświadczenia. Granie na tak wysokim szczeblu, jak ostatni turniej na Węgrzech to na pewno coś wielkiego i chciałbym bardzo podziękować trenerowi Jackowi Płachcie, że naprawdę we mnie wierzy i daje mi szansę.

Niejednokrotnie twoi koledzy z Reprezentacji podkreślali, że cały czas była w was wiara w awans do kolejnej rundy kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich 2018. Ale czy faktycznie spodziewaliście się tak dobrego wyniku?
-Myślę, że na ten turniej na Węgry pojechaliśmy z jednym celem. I tym celem był właśnie awans do następnej rundy kwalifikacji do Igrzysk. Wiedzieliśmy, że ten ostatni mecz z gospodarzami imprezy będzie najtrudniejszy, ale nie lekceważyliśmy też reszty zespołów, bo jednak każdy rywal stawia jakiś opór i spodziewaliśmy się ciężkich meczy nawet z Estonią i Litwą. Niemniej jednak mieliśmy cały czas w głowach ten mecz z Węgrami. Wiedzieliśmy, że jesteśmy na ich terenie i że przyjdzie sporo kibiców, ale mimo to nie byliśmy jacyś stremowani i dzięki temu zagraliśmy – tak uważam – naprawdę bardzo dobry mecz. Widać też, że poziom naszej Kadry idzie w górę i trzeba się z tego cieszyć. Oby tak było dalej.

Był to swego rodzaju rewanż za ostatnie Mistrzostwa Świata Dywizji I A?
-Nie parzyliśmy nawet na to. Wiedzieliśmy, że kilka miesięcy temu mieliśmy szansę w meczu z nimi na bezpośredni awans do Elity, ale nie skupialiśmy się na tym. Mieliśmy w głowach tylko to, że musimy wyjść po swoje i na lodzie zawalczyć o zwycięstwo. Tyle.

Co czuliście więc po zakończeniu spotkania, przy wysłuchaniu Mazurka Dąbrowskiego?
-Czuliśmy na pewno, że ta ciężka praca, jaką włożyliśmy w przygotowania przed tym turniejem nie poszła na marne. Poczuliśmy, że faktycznie poziom naszej Reprezentacji jest coraz wyższy i ciągle idzie do przodu. Byliśmy też z siebie bardzo zadowoleni i dumni, że wywalczyliśmy sobie to zwycięstwo ciężką pracą na treningach i zaangażowaniem na lodzie.

Źródło/autor: http://hokej.net/ , W. Buszta

Faktycznie można zauważyć w ostatnim czasie dość spory progres, jaki zrobiła hokejowa Reprezentacja Polski. Ale czy wy również – jako zawodnicy – czujecie, że poziom waszej gry na tle zagranicznych przeciwników rośnie?
-Na pewno dużo daje to, że zaczynamy w końcu grać z tymi mocnymi zespołami – wyżej notowanymi, dzięki czemu nabieramy sporo nowego doświadczenia i uczymy się hokeja na wysokim poziomie. Spory kawał dobrej roboty wykonuje tutaj też trener Jacek Płachta, który przygotowuje dla nas naprawdę bardzo intensywne i ciekawe ćwiczenia oraz – co widać – treningi na najwyższym poziomie.

Co będzie więc najważniejsze w kolejnej fazie kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich – na turnieju, w którym przyjdzie wam zmierzyć się z Białorusią, Słowenią i Danią?
-Myślę, że bardziej w tej chwili skupiamy się na Mistrzostwach Świata Dywizji I A, które przed nami, a które odbędą się jeszcze przed ostatnim turniejem kwalifikacyjnym do Igrzysk. Na pewno gra w tym kolejnym turnieju kwalifikacyjnym będzie dla nas wielką przyjemnością – w końcu będziemy mogli zagrać z naprawdę świetnymi zespołami. Tym bardziej, że jest wtedy przerwa w rozgrywkach i będą mogli na tę imprezę przyjechać z takich lig jak NHL czy KHL najlepsi zawodnicy reprezentacji Białorusi, Słowenii, czy Danii. Na pewno będzie to bardzo ciekawe doświadczenia dla nas – zawodników niegrających w jakichś czołowych ligach na świecie. Poziom naszej gry – jak już wspomniałem – idzie jednak w górę i mam nadzieję, że już niedługo coraz więcej polskich hokeistów będzie reprezentowało czołowe ligi zagraniczne.

Poziom polskiej ligi też idzie w górę?
-Wydaje mi się, że jest przede wszystkim coraz więcej wyrównanych drużyn. Nie ma tak jak kiedyś, że w walce o medale liczyły się jedynie dwie-trzy drużyny. Teraz tak naprawdę jest w tej czołówce nawet pięć-sześć dobrych zespołów i każdy z nich walczy tak naprawdę o mistrzostwo. Nigdy nie wiesz – jadąc na jakiś mecz – jaki będzie wynik. Wiesz, że musisz być w stu procentach skupiony, bo w każdej chwili możesz przegrać.

A da się w jakikolwiek sposób porównać atmosferę jaką tworzy się w klubie z tym, co dzieje się podczas zgrupowań Kadry?
-Co jest na pewno zauważalne to fakt, że zarówno u nas w Podhalu, jak i w Reprezentacji jest naprawdę świetna atmosfera. Bardzo żyjemy tym, co dzieje się w szatni, wszyscy ciężko pracują na wspólny sukces. Różnica jest tylko taka, że w Reprezentacji są już naprawdę najlepsi zawodnicy w Polsce i ta intensywność treningów jest jeszcze większa niż w klubie – tym bardziej, że chcesz się pokazać z jak najlepszej strony. Nie mówię, że w klubie tak nie jest, ale chodzi mi bardziej o to, że fakt przebywania na jednym zgrupowaniu z najlepszymi w Polsce daje dodatkowego kopa.

Zawsze ciekawiła mnie jedna rzecz: co czuje zawodnik, który wraca z Kadry do rozgrywek ligowych i przychodzi mu grać przeciwko kolegom, z którym jeszcze nie tak dawno razem współpracował w Reprezentacji?
-Nie czujesz nic szczególnego. Oczywiście masz w pamięci, że niedawno wykonywaliście z kolegą z Reprezentacji wspólną robotę i graliście dla dobra tej samej drużyny, ale to wszystko nie ma potem większego znaczenia, bo wracasz do ligi i myślisz tak naprawdę o dobru tylko swojej drużyny, swojego klubu. Życzysz wtedy koledze z Reprezentacji tak naprawdę – jak każdemu przeciwnikowi – jak najgorzej (śmiech). Życzysz mu przegranej, ale wiadomo – wszystko z respektem i szacunkiem. Na pewno się po takich zgrupowaniach nawzajem bardzo szanujemy. Pewne zżycie i szacunek do siebie jednak pozostaje.

Źródło/autor: http://hokej.net/ , W. Buszta

Zostawiając już temat reprezentacji, czas na nieco ogólniejsze pytania. Więcej w życiu nauczyły cię porażki czy zwycięstwa?
-Na pewno po porażkach poznaje się wszystko, nad czym trzeba jeszcze popracować, ale tak się akurat w mojej przygodzie z hokejem złożyło, że – szczególnie w młodszych rocznikach – wygrywaliśmy z chłopakami większość meczy i ciężko było o jakiekolwiek porażki. Potem dopiero, gdy debiutowałem w ekstralidze, był sezon, gdzie sporo przegrywaliśmy. Mieliśmy wtedy bardzo młody skład i był to swego rodzaju okres wprowadzający nowych, młodych graczy do zespołu. Nauczyliśmy się wtedy przede wszystkim czym jest pokora oraz zyskaliśmy naprawdę spore doświadczenie. Dzięki temu twszystko może iść teraz w dobrym kierunku. Tak czy siak: zarówno porażki jak i zwycięstwa dają ci jakąś nauczkę.

Zauważyłem na obudowie twojego telefonu Patrick’a Kane’a. Twój idol?
-Może nie idol, ale bardzo mi się podoba jego styl gry: bardzo szybki drybling, dobry przegląd gry… Na pewno gdzieś tam na niego patrzę i na nim się wzoruję, ale żeby był jakimś moim idolem to nie. Oczywiście podziwiam jego grę, ale nie jest on moim idolem.

A jakie cechy powinien mieć według ciebie wzorowy hokeista?
-Szybkość, dobry przegląd pola, spokój… Przede wszystkim też dobrą mentalność, żeby do każdego meczu – nieważne czy to z lepszym rywalem, czy z gorszym – podchodził tak samo i z wielką wiarą w zwycięstwo – bo to jest najważniejsze. Generalnie musi mieć więc poukładane w głowie i rzecz jasna myśleć o zespole, a nie o sobie, bo to zespół jest najważniejszy. Bez niego nawet taki Patrick Kane by nie istniał (śmiech).

W takim razie które z tych cech ma Patryk, ale Wronka?
-Ciężko mi stwierdzić jakie mam cechy. Z tym pytaniem odsyłam do moich trenerów. Ja mogę powiedzieć tylko jedno: zawsze gdy wychodzę na lód, walczę za drużynę i daję z siebie wszystko.

Ludzie mówią, że gdy jeździsz na łyżwach, to wygląda jakbyś tak naprawdę biegał albo skakał. Zgodzisz się z tym?
-(Śmiech). No nieraz widziałem się na wideo i faktycznie może to tak wyglądać. Nie wiem skąd to się bierze: po prostu taki mam styl i tyle. Staram się jak najszybciej przebierać nogami i tak to wychodzi. Taki mam styl od zawsze i nie wiem nawet jak go nazwać (śmiech).

A masz jakąś specjalną dietę, której się trzymasz?
-Nie. Z reguły jak zaczynam jakąś dietę, to po paru dniach mi się nudzi. Jem więc normalne posiłki: śniadanie, obiad, kolację… Zdarzy się też jeszcze czasem coś zjeść przed kolacją. To mi w zupełności wystarcza. Nie wczuwałem się nigdy w jakieś specjalne diety, ale myślę, że jest to bardzo dobre dla takich profesjonalnych sportowców, bo jednak dieta dużo daje i ten organizm wtedy inaczej reaguje na różne rzeczy związane z treningami. Może się w końcu zmuszę i podejmę się kiedyś jakiejś dłuższej diety, bo też się nad tym często zastanawiam, ale teraz w końcówce sezonu nie chcę już nic zmieniać.

Czyli nie macie jakichś zaleceń z góry od sztabu szkoleniowego w kwestii odżywiania się?
-Oczywiście jeśli jedziemy na jakiś obiad drużynowy przed lub po meczu, to trener dba o to, by było w tym posiłku dużo składników dobrych dla sportowców, jak na przykład ryż i nic tłustego. Ale tak indywidualnie to jemy po prostu tak, by nie być głodnym i tyle (śmiech).

Dwa lata młodszy od ciebie Alan Łyszczarczyk gra już za Oceanem i radzi sobie całkiem nieźle. Czy ty w tym wieku miałeś już jakieś propozycje zza granicy, okazje, żeby wyjechać?
-Nie. Bardziej wszystko skupiało się tutaj wokół klubu w Nowym Targu. Alan już od młodego wieku ma swojego agenta, który też mu na pewno dużo pomógł i pomaga. Może jakbym ja miał w tym wieku swojego agenta, to też by się spróbowało swoich sił za granicą, ale wtedy jeszcze o tym nie myślałem. Bardziej te myśli powracają teraz, już po fakcie. Bo myślę, że jeśli miałbym wtedy jakąś fajną propozycję zza granicy, to nie zastanawiałbym się długo, tylko bym z niej skorzystał. Zawsze przecież można spróbować. Wrócić zaś tutaj to żaden problem.

Żałujesz tego teraz?
-Ogólnie nie. Może inaczej by się potoczyła moja kariera wtedy, ale generalnie jestem zadowolony z tego, co do tej pory osiągnąłem oraz z tego, gdzie jestem i mam nadzieję, że to się będzie dalej rozwijać w dobrym kierunku.

Masz marzenie, by wystąpić kiedyś w jakiejś konkretnej zagranicznej lidze?
-Przede wszystkim chcę się stale rozwijać hokejowo. Na pewno bardzo by się chciało zagrać w jak najlepszej lidze, ale to czas pokaże: co będzie, to będzie. Ja z kolei też nie chcę zbytnio wybiegać w przyszłość.

A ile lat temu definitywnie postawiłeś na hokej? Bo jak wiemy, twoja osoba przez długi czas była też kojarzona z piłką nożną, a do dziś pojawia się też od czasu do czasu w rozgrywkach unihokeja.
-Gdzieś tam zawsze ta piłka nożna była – to prawda – ale ja zawsze byłem bardziej zdecydowany na hokej. To mnie bardziej cieszyło. W piłkę też bardzo lubię grać, a nawet nie wiem czy nie wolę bardziej oglądać piłki, niż hokeja, ale jeśli chodzi o granie, to jakoś zawsze bardziej mnie ciągnęło do hokeja.

Czyli raczej nie było momentu, gdzie nagle musiałeś podjąć decyzję co wybrać, bo hokej i tak zawsze był na pierwszym miejscu?
-To znaczy zdarzały się sytuacje, gdzie ludzie mówili, że mam szansę grać w jakimś dobrym klubie w piłkę, ale że wtedy muszę zrezygnować z hokeja. Było parę takich sytuacji – nie mówię, że nie – ale tak czy siak z hokeja nigdy nie zrezygnowałem.

------ Koniec części I -------

Już dziś Patryka i jego zespół czeka podróż do Oświęcimia, gdzie z miejscową Unią zmierzą się oni w trzecim meczu ćwierćfinałowej rywalizacji play-off (do trzech zwycięstw). W przypadku zwycięstwa Podhala, „Goldi” i jego koledzy awansują do półfinału play-off sezonu 2015/2016. Trzymamy kciuki i życzymy powodzenia nowotarskim „Szarotkom”!

Część druga powyższego wywiadu pojawi się już w tym tygodniu. W niej między innymi rozwiejemy plotki o rzekomym pobycie Patryka na testach w FC Barcelonie, porozmawiamy o tym, dlaczego „Goldi” mało imprezuje oraz o tym, co sądzi on o poziomie gry obcokrajowców w naszej lidze. Już teraz gorąco zapraszam!

Pozostałe wywiady z serii:

  1. Wywiad z Karolem Pelczarskim
  2. Wywiad z Dawidem Dudą
  3. Wywiad z Jakubem Haburą
  4. Wywiad z Fabianem Lesnerem cz. 1 i cz. 2
  5. Wywiad z Justyną Florczak
  6. Wywiad z Pauliną Pawlikowską cz. 1cz.2
  7. Wywiad z Katarzyną Fułą cz. 1 i cz.2
  8. Wywiad z Kingą Piędel cz.1 i cz.2

Tekst Jakub Udziela

Komentarze







reklama