07.02.2016 | Czytano: 2743

Marzenia są sensem życia – „wywiady z młodymi” odc. 8 cz. II

Wychował ją sport, wspierali rodzice, a życie nie rozpieszczało. Dzięki temu mogła iść do przodu i zaszła tak daleko. Ale jeszcze się nie zatrzymuje. Dopiero zaczyna swą drogę. Zapraszam na drugą część wywiadu z Kingą Piędel!

Słowem wstępu: Kinga swoje pierwsze koszykarskie kroki stawiała w Nowym Targu, gdzie w miejscowym klubie grała sześć lat – aż do momentu, gdy został rozwiązany. Od tamtej pory przeszła niesamowitą drogę, pełną przeprowadzek, prób silnej woli, ale przede wszystkim – drogę ku temu, by być szczęśliwą. I idzie nią dalej. Obecnie jest zawodniczką klubu Pszczółka AZS UMCS Lublin, na co dzień występującego w koszykarskiej ekstraklasie kobiet. Jej cele – jak mówi – nigdy się nie kończą. Co więc już za nią, a co jeszcze przed nią? Przeczytajcie i dowiedzcie się sami!

W tej części mojej rozmowy z Kingą odkryjemy cel serii „wywiady z młodymi”. Bo wcale nie jest ona po to, by ukazać jakieś profesjonalne spojrzenie eksperta na daną dyscyplinę sportu. Absolutnie nie. Chodzi o to, by żywo, z energią i pełnym przekonaniem mówić o tym, co kocha się robić i o tym, co wypełnia nasze młode życie. I nadaje mu sens!

Zdjęcie: Chapi`s Photo Blog

Kto jeszcze nie widział – część I wywiadu znajdziecie tutaj: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=11215

Zadomowiłaś się już w Lublinie? Podoba ci się tam?
-Zadomowiłam się tutaj od razu jak przyjechałam. Lublin to najpiękniejsze miasto, w jakim kiedykolwiek byłam. Jest naprawdę cudownie. Do tego ludzie są wspaniali i na każdym kroku niesamowicie pomocni. Odkąd tu przyjechałam, spotkałam się z naprawdę niesamowitą uprzejmością. Nie wyobrażałam sobie nawet, że ludzie mogą być tak mili i tak chętni do pomocy. To zdecydowanie najlepsze miejsce spośród wszystkich, w jakich do tej pory mieszkałam. Mam tu też wielu przyjaciół. Lublin to miasto, które na pewno na długo zapamiętam.

A jak wspominasz na przykład Sosnowiec?
-Sosnowiec to miasto pełne tajemnic. Miałam tam trudne warunki, ale organizacyjnie było dobrze: miałam super trenera, świetne koleżanki w zespole, chodziłem do fajnej szkoły… Wszystko było naprawdę w porządku. Zresztą nie żałuję żadnego miejsca, w jakim się do tej pory znalazłam. Sosnowiec, Lublin, Nowy Targ, czy Łomianki… Nie żałuję ani jednego z tych miejsc. Łomianki zresztą są niedaleko Warszawy, więc do stolicy miałam dziesięć minut autobusem. I zdarzało się nawet tak, że zaraz przed świętami wsiadałam w Warszawie do autobusu i jechałyśmy z dziewczynami z klubu z Kartuz na mecz do Gdyni. A potem z Gdyni 12-godzinny powrót pociągiem do Nowego Targu na święta do rodziny. Przyjeżdżałam na Wigilię i Boże Narodzenie i zaraz po dwóch dniach jechałam na międzynarodowy turniej z reprezentacją. Więc od zawsze jeżdżenie po całej Polsce. Czasami jest ciężko, ale trzeba temu sprostać.

Rozumiem, że podróże są ci niestraszne?
-Tak. Po prostu żadna podróż już mnie nie zaskoczy (śmiech).

Chciałbym teraz spytać o reprezentację. Jak oceniłabyś poziom polskiej kadry na tle innych krajów?
-Bardzo kontrowersyjne pytanie (śmiech)! Muszę się nad tym zastanowić… Może przytoczę przykład: dwa lata temu na Mistrzostwach Europy zajęłyśmy 5. miejsce. Ale na pewno w Polsce nie ma takiego szkolenia, jakie jest w Hiszpanii, Rosji czy Serbii. Wydaje mi się, że w naszym kraju kuleje to, że dzieciaki strasznie szybko się zniechęcają. I od tego wszystko się zaczyna. Niestety, taki mam dzisiaj świat, że nikt nie lubi się męczyć i cierpieć. A niestety – żeby coś osiągnąć – trzeba się mocno napracować. Brakuje nam takiego większego zaangażowania w to szkolenie. Czegoś w rodzaju większej woli walki. Myślę, że jeśliby to ruszyło, to sukcesy też by rosły. Brakuje nam jeszcze w Polsce takiego większego zacięcia.

To jakie emocje wywołuje u ciebie ta sytuacja w polskim baskecie? Jesteś bardziej pozytywnie nastawiona, czy jednak z lekkim niepokojem patrzysz w przyszłość?
-Na pewno jest nadzieja, że będzie coraz lepiej. Z pewnością mamy w Polsce dobrych trenerów, więc szkolenie też jest dobre. Problem leży bardziej po stronie mentalności, głównie zawodników. Wydaje mi się, że my – Polacy – po prostu boimy się wszystkiego, co związane z ciężką pracą. Niemniej jednak jest duża nadzieja na lepszą przyszłość, o czym świadczy chociażby polska ekstraklasa, będąca w pierwszej piątce koszykarskich lig Europy. I to pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość, bo człowiek zdaje sobie sprawę, że gra na naprawdę wysokim poziomie. Choć musimy też pamiętać, że przyjeżdżają tu zagraniczne zawodniczki, które również w dużej mierze przyczyniają się do wzrostu poziomu naszej ligi.

Zdjęcie: Chapi`s Photo Blog

W takim razie – skoro mówisz o mentalności – co byś chciała przekazać młodym adeptom koszykówki?
-Chciałabym im przede wszystkim powiedzieć, żeby nie mieli nigdy w życiu ani jednej chwili zwątpienia – żeby nigdy takiej myśli do siebie nie dopuścili, bo sukces tak naprawdę leży tylko i wyłącznie w naszej głowie. Jeżeli koncentrujemy się na robieniu tego, co chcemy i jeśli jesteśmy pewni, że tego chcemy, to trzeba iść ciągle do przodu i nigdy się nie zatrzymywać.
Młody człowieku! Nie bój się też wyjechać! To nic, że masz na przykład dopiero 16 lat. Nie bój się zostawić rodziców, miasta, w którym mieszkasz, czy czegokolwiek co cię tu trzyma. Ja wyjechałam mając 14 lat, a mimo to ciągle mam kontakt ze starymi znajomymi i za każdym razem, gdy wracam do Nowego Targu, widuję się z nimi i dalej są moimi przyjaciółmi. I tak samo dalej mam rodzinę. Różnica jest tylko taka, że rzadziej się z nimi widuję. To nie ma tak, że wyjeżdżasz i twój dotychczasowy świat się wali i znika. Poza tym, jadąc do innego miasta, też poznajesz wielu fantastycznych ludzi i przede wszystkim uczysz się samodzielnego życia.

Gdy byłam już w Sosnowcu miałam zaledwie 16 lat. I co? I sama sobie gotowałam, sama wszystko załatwiałam, dojeżdżałam do szkoły i tak dalej. I nie było z tym żadnego problemu! Ale musisz sobie uświadomić, że jesteś zdany na siebie. I to nie jest też tak jak zazwyczaj myślimy o wyjeździe z domu, że: „Świetnie! Nie ma rodziców, mogę jeść byle co, niczym się za bardzo nie przejmować i robić, co mi się tylko żywnie podoba”. Nie. Musisz sobie uświadomić: „Aha, okej: gram, a więc muszę się dobrze odżywiać. Muszę się nauczyć gotować tak, by było dobrze. Muszę chodzić do szkoły, bo muszę mieć wykształcenie. Nie będę miała wykształcenia – nie wezmą mnie dalej…” i wiele innych istotnych spraw.

Moim zdaniem trzeba po prostu wiedzieć jaki się ma w życiu cel. Rozpisz sobie nawet te cele na kartce! I patrz na nie codziennie. Jeżeli wiesz, że to jest to, co chcesz w życiu robić, to trzeba się po prostu piąć w górę, aż w końcu to osiągniesz. I nic więcej. Nie można się załamywać. A nawet jak się załamiesz na 1-2 dni, to potem wstań i powiedz sobie: „no dobra, ale ja przecież tego chcę. Skoro tego chcę, to mam świadomość pewnych wyrzeczeń, pewnych zmian w moim życiu. Nie mogę się tym załamywać”. Jakbym ja się załamała, to gdzie bym teraz skończyła? Jakbym powiedziała sobie: „nie chcę wyjeżdżać” to siedziałabym teraz dalej w Nowym Targu. I co bym robiła? Nic. Bo to jest małe miasto i ono nie rozwija. Jeżeli chce się coś osiągnąć, coś wielkiego i ma się ku temu ambicje, to trzeba się złamać, zacisnąć zęby i uświadomić sobie: „zostawiam wprawdzie rodziców i wszystkich znajomych, ale oni nie znikną. Zawsze będą. I oni do mnie albo ja do nich będę przyjeżdżać. Będę ich widywała”.

Trzeba więc wyjść z tej strefy komfortu – bardziej rozwijasz się bowiem wtedy, gdy jest ci niewygodnie. Jak ci jest niewygodnie, to musisz – siłą rzeczy – iść do przodu. Wstać i iść dalej. Bo musisz kombinować. Jak ci jest ciepło, przyjemnie, jesteś w domu, mama ci robi śniadanko, kawkę, herbatkę, potem idziesz do szkoły, wracasz – masz obiad – wszystko jest super, ale to ci nic nie daje… A ja na przykład wracam ze szkoły i dopiero myślę: „O matko, co dziś ugotować?” (śmiech).

No tak. Bo jak się coś zmienia, to wymusza to na tobie jakieś działanie…
-Dokładnie. I im większe to na tobie wymusza działanie, tym bardziej idziesz do przodu. Nie możesz siedzieć w miejscu i nie może być ci „ciepło” gdy jesteś młody, bo inaczej nic nie osiągniesz. Jeżeli wyjdziesz ze strefy komfortu, to po prostu jesteś w stanie osiągnąć wszystko. Często ktoś mówi: „chciałbym zrobić to, albo to, ale nie dam rady”. No jak nie spróbujesz tego zrobić, to nie dasz rady – proste. Ja sobie nigdy nie mówiłam, że nie dam rady. Mówiłam raczej: „chcę tego i zrobię to, nieważne co by się działo”. A nawet, gdy się okaże, że się nie uda, to mam przynajmniej świadomość, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by jednak tak było. Wtedy wiem, że dałam z siebie maksimum. Tak samo w przypadku przegranych meczy: jeśli nawet przegrasz mecz, ale zostawisz całe swoje serce na parkiecie, to nikt cię nie będzie winił za porażkę. Ale jeżeli widać, że „niby chcesz, niby nie” i tak się plątasz po boisku, to wiadomo, że będziesz obwiniany. I to zresztą zasłużenie. Jeśli wkłada się w coś całe serce, bo się tego chce, to nikt nie ma prawa ci nic zarzucić. Nie ma w ogóle takiej możliwości. I najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby spełniać siebie, a nie marzenia swoich rodziców, dziadków, czy kogokolwiek innego. To jest NASZE życie – każdego z osobna – i to, jak się ono potoczy zależy tylko i wyłącznie od nas. I kim się chce być – tym się zostanie. Jeśli tylko poświęcisz się temu w stu procentach.

Zdjęcie: azs.umcs.pl

Sport jest wychowawcą?
-Tak. Tak – jest wychowawcą. Nie głaszcze na pewno jak mama (śmiech), jest wychowawcą.

Największym w twoim życiu?
-Zdecydowanie tak. Największym w moim życiu. Rodzice wychowywali mnie tylko do pewnego wieku. Konkretnie do wspomnianych już kilka razy 14 lat. A potem kto miał mnie wychowywać? No sport! Sport i ja sama. Sama musiałam rozróżniać co jest dobre, a co złe. I uczyłam się na swoich błędach. Robiłam w życiu mnóstwo głupot, ale zawsze – mimo wszystko – wiedziałam dokąd idę.

Podczas rozmowy z Fabianem (przyp. red. wywiad z Fabianem Lesnerem: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=10862), a teraz z Tobą można się wręcz zakochać w koszykówce, nawet jej nie znając – z samego tylko sposobu waszego mówienia o niej. To jest coś fantastycznego. Ale mimo to dalej jest dużo osób w Polsce, które bardzo mało wiedzą o tej dyscyplinie sportu…
-Niestety, ale zgodzę się. Koszykówka nie jest niestety – moim zdaniem – tak rozpowszechniona, jak być powinna. Jest to na pewno piękny sport, pełen emocji i niesamowicie nieprzewidywalny. Podczas gdy wszyscy tylko myślą: „aj tam! One tylko biegają za piłką i rzucają ją do kosza, to nawet nie jest jakoś szczególnie kontaktowy sport”. To dlaczego – ja się pytam – jest tyle kontuzji jak naderwane więzadła krzyżowe? Dlaczego niektóre dziewczyny mają pozszywane twarze, a ja mam kotwicę w nodze – nb. mając dopiero 18 lat? To JEST sport kontaktowy. A kontuzje w nim są naprawdę straszne. Są tragiczne. A najgorsze jest potem wyjście z takiej kontuzji i powrót do gry. Ja nie mogłam biegać, ja nie mogłam postawić normalnie nogi… Po operacji ja się od nowa uczyłam chodzić! I jak ja miałam zacząć biegać i skakać? – można by sobie było pomyśleć.

Wszystkie mecze są akurat nagrywane i po kilka razy, jak nie więcej, oglądałam tę akcję, w której tak paskudnie skręciłam nogę. I zastanawiałam się jak to mogło się stać. A potem włączałam sobie filmiki z Mistrzostw Europy i znów przychodziły dobre myśli: „przecież ja to potrafię. To cały czas jestem ja”. I nawet przez okres rehabilitacji nie miałam zwątpienia. A teraz skaczę jeszcze wyżej i biegam jeszcze szybciej niż to robiłam przed nią. Oczywiście, że mam teraz troszkę inaczej zabezpieczoną tą nogą podczas gry, ale co najważniejsze – gram dalej. Choć łatwo nie było. Ja na nowo musiałam uczyć się chodzić. Po tych wszystkich latach, po dojściu do ekstraklasy – w trakcie sezonu tracę wszystko. I oczywiście przez pierwsze dwa dni przyszło straszne załamanie. Rekonstrukcja wiązadeł to była dla mnie załamka. Sam fakt, że już w wieku 17 lat czekała mnie tak poważana operacja. To był straszny cios. I potem cały czas rehabilitacja: spędzałam w szpitalu 3-4 godziny dziennie, a sama robiłam jeszcze potem dużo ćwiczeń w domu. I w końcu, gdy się to skończyło, wróciłam z niesamowitą determinacją na okres przygotowawczy do nowego sezonu. Sam fakt biegania z dziewczynami na bieżni podczas robienia motoryki przede sezonem dawał mi niesamowitego kopa.

Już myślałam, że wchodzę na właściwy tor. A tu wracam na parkiet i nagle nie mogę biegać. Przez cały miesiąc płakałam na każdym treningu, bo nie byłam w stanie biegać po parkiecie. Po trawie byłam w stanie, a po parkiecie już nie. I co miałam wtedy zrobić? Miałam się poddać i powiedzieć: „nie, może jednak nie, ja chcę jednak zejść do tej słabszej ligi, bo może tam będzie mi łatwiej? Bo się boję, że Amerykanka we mnie wleci i znów coś mi się stanie”? Nie! Wyrzuciłam z głowy te wszystkie myśli, zacisnęłam zęby, jeszcze bardziej starałam się to wzmacniać i teraz znowu moja noga jest sprawna, a ja zadowolona z tego, że mogę grać.

I może kontuzja nie jest dobra, ale za to dużo uczy. Uczy i obnaża to, jaki mamy charakter i jacy jesteśmy. Bo zarówno ja, jak i Fabian (przyp. red. Fabian Lesner – dunker) mieliśmy już tyle kontuzji w swoim życiu, że moglibyśmy powiedzieć „pass”. Ale patrz: my gramy dalej. Ja jestem po operacji i gram. Fabian tak samo jest po wielu skręceniach, urazach i niewiadomo czym jeszcze i też gra. I jest dunkerem, co w ogóle jest niewyobrażalne. Gdzie w Nowym Targu może dwie osoby o tym myślały. Żeby robić takie rzeczy jak on. A teraz Fabian lata nad koszami. Dosłownie. I nie przejmuje się tym, że w Nowym Targu nikt tego nie robił. Nikt tego nie robił w Nowym Targu, nikt tego nie robił w wielu innych miastach, a on to zrobił. Dlaczego? Bo tego chciał. Mi też wszyscy znajomi mówili: „zostań w Nowym Targu. Może tutaj będzie ci lepiej”. Powiedziałam im: „Nie. Ja chcę grać i cieszyć się z tego, bo to kocham”. I uwierz mi, że nie ma osoby, która mnie kiedykolwiek zatrzyma. A moim rodzicom jestem niesamowicie wdzięczna za to, że nigdy nie powiedzieli mi, że nie chcą, bym gdzieś wyjeżdżała. Nawet jeśli miałabym jechać gdzieś na drugi koniec świata, to i tak nie będą robili z tym żadnych problemów. Powiedzą tylko, że już nie mogą się doczekać aż znów przyjadę do nich na święta. Gdziekolwiek bym miała grać, to zawsze powiedzą mi: „Rób swoje – to jest twoja gra, ty tego chcesz – rób to”. Mimo że tak naprawdę dopiero teraz, w tym roku jestem dorosła. Strasznie ich kocham.

Jesteś pełnoletnia. Bo pełnoletni niekoniecznie znaczy dorosły.
-Tak. Masz rację! Dorosła to ja już byłam przed pełnoletniością (śmiech). Jak musiała wyjechać i sama sobie w życiu poradzić. W wieku… 16 lat.

No i właśnie – o to mi chodzi. Są tacy ludzie, którzy w wieku 16-17 lat są już dorośli, a są i tacy, którzy nawet w wieku 24-25 lat nie są dorośli – mimo że są pełnoletni.

Zdjęcie: Chapi`s Photo Blog

A wracając jeszcze do kontuzji – no tak, trzeba walczyć o swoje marzenia. Wiele osób po poważnej kontuzji rezygnuje w obawie przed następną. Ale to też jest rezygnacja ze swojej pasji, ze swoich marzeń… i tego się potem żałuje.
-Ale ja też miałam strach w oczach! To nie jest tak, że da się być aż takim twardym. Bo się nie da. Ja odczuwałam na przykład wielki lęk przed wejściami na kosz. I przez dwa miesiące robiłam wszystko, by nie wchodzić pod ten kosz. Bo się bałam. Trener wtedy podszedł do mnie i powiedział: „ale czego ty się boisz? Przecież ty to umiesz robić i przecież robisz to dobrze. Czego ty się boisz? Przecież jesteś już dawno po operacji, wszystko jest w porządku. Zrób to!”. Podziałało, ale mimo to i tak trochę czasu minęło, zanim przyszłam na trening i w końcu wychodząc na boisko powiedziałam sobie: „już się nie boję. Zrobię to!”. Czas jest bardzo potrzebny do tego, żeby mieć kiedy nauczyć się odpędzać strach. Bo nikt nie jest ze stali. Jeśli mam taką sytuację – okej, zaciskam zęby i próbuję, ale trzeba jeszcze zawsze przebrnąć tę barierę lęku. Tylko do tego po prostu potrzeba czasu. I to jest moim zdaniem naturalne. W końcu na wszystko w naszym życiu potrzeba czasu.

Bez cierpliwości nie da rady osiągnąć sukcesu…
-Dokładnie. Mi akurat wyszło jak wyszło – że co roku jestem coraz wyżej i dalej pnę się do góry. Ale to wszystko z prostego powodu: że pragnęłam dążyć do tego krok po kroku – chciałam wykazywać się cierpliwością. I małymi kroczkami – nie martwiąc się niczym i nic nie popędzając – osiągnęłam i osiągam w życiu to, co sobie zakładam. I wciąż się rozwijam.

Wspomniałaś, że koszykówka w Polsce nie jest zbyt dobrze rozpowszechniona. Masz jakieś pomysły jak można by to było zmienić?
-My z drużyną w Lublinie chodzimy na przykład po różnych szkołach, pokazujemy się i prezentujemy tę piękną dyscyplinę sportu. I te dzieciaki bardzo się cieszą, gdy przychodzimy: jak widzą, że jesteśmy takie młode i gramy już na takim poziomie, to myślę, że dostają mocnego kopa motywacji, że one też kiedyś mogą takie być. I ja też tak miałam, gdy byłam dzieckiem, że gdy zobaczyłam jakiegoś profesjonalnego koszykarza to oczywiście było „woooow! Ale super! Też chcę taka byyyć!” (śmiech). Bo skoro on doszedł do tego, to czemu ja nie mogę? Więc myślę, że reklamowanie drużyn w Polsce przez chodzenie po różnych szkołach i pokazywanie tego, co my robimy, jest bardzo ważne. Albo na przykład chodzenie z młodymi koszykarzami na profesjonalne mecze ekstraklasy. Ja – jakbym była trenerem – to zabierałabym co jakiś czas moich podopiecznych na taki mecz. Gdy grałam jeszcze w Nowym Targu, to nasz trener zabrał nas nawet raz na mecz Wisły Can-Pack do Krakowa. Wróciwszy po tym meczu miałyśmy już zupełnie inny pogląd na to, co robimy. Wróciłyśmy do trenowania i te treningi były zupełnie inne: dużo bardziej się do nich przykładałyśmy, wykonywałyśmy ćwiczenia z większym przekonaniem. Bo byłyśmy tą wielką koszykówką niesamowicie zafascynowane. Dlatego właśnie tego typu „podtrzymywanie ognia” jest moim zdaniem bardzo ważne.

Zdjęcie: azs.umcs.pl

Teraz trochę co innego: ja będę mówił jakieś zdanie, a ty będziesz je musiała dokończyć. Dobrze?
-Okej, w porządku.

Koszykówka to… - opisz w pięciu słowach. Dasz radę?
-(Śmiech). No spróbuję. Koszykówka to cierpliwość, odwaga… Kurczę, chyba jednak się nie da w pięciu słowach. Tak jak ci powiedziałam – to jest całe moje życie i tego nie da się opisać w pięciu słowach. Koszykówka to jest po prostu wszystko. WSZYSTKO. To, czego nauczyłam się na boisku – przeniosło się potem na moje życie. Charakter oraz to, że umiem sobie poradzić w trudnych sytuacjach, że umiem załatwić jakieś rzeczy, że nie boję się wyjść do ludzi, że nie boję się rozmawiać… Tego wszystkiego nauczyłam się na boisku. Dawaj resztę tych zdań!

Kocham basket, bo…
-Kocham basket, bo to wielka przygoda. To wielka przygoda i droga, która nie ma końca. I nigdy nie wiem, co stanie się jutro. I ta wielka ciekawość: co będzie jutro na treningu, co za tydzień, co się stanie na następnym meczu i tak dalej… Myślę, że to jest wielka, ogromna przygoda.

Codziennie chodzę na treningi, ponieważ…
-Ponieważ to kocham!

Gra sprawia mi tak niesamowitą radość, bo…
-Bo w każdym meczu uczę się coraz więcej i jestem w stanie po każdych zawodach wyciągnąć nowe wnioski: co robię źle, a co dobrze i potem albo uczyć się na własnych błędach albo uświadamiać sobie co mogę bardziej rozwijać.

W organizacji meczy koszykarskich najbardziej podoba mi się…
-To, że na przykład w Lublinie mamy zawsze pełną halę. Mamy pełną halę kibiców w koszulkach AZS-u. Całe trybuny są biało-zielone. Ludzie dopingujący z trybun, bijący nam brawa, będący naszym „szóstym zawodnikiem” – to jest najpiękniejsze. My gramy właśnie dla nich. Ci ludzie są z tego miasta i chcą żebyśmy wygrywały, a my chcemy wygrywać dla nich. Chcemy się im pokazać z jak najlepszej strony.

Mówiłaś, że masz w życiu bardziej cele, niż marzenia (przyp. red. odsyłam do pierwszej części wywiadu: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=11215 )… Ale te również są. Dlatego twoim największym marzeniem na tą chwilę jest…?
-Mam mnóstwo marzeń. Tysiące! Na pewno chciałabym grać w jakimś naprawdę świetnym europejskim klubie i utrzymywać się z tego na dobrym poziomie. Ale ciężko jest mi mówić o marzeniach. Moim marzeniem jest po prostu grać i być szczęśliwą. Nic więcej nie pragnę, bo to jest to, czego potrzebuję. I to, czy będę w Turcji, Rosji, czy niewiadomo gdzie jeszcze nie odgrywa tutaj jakiejś znaczącej roli. Klub, w którym będę nie ma żadnego znaczenia. Chodzi tylko o to, bym grając gdzieś czuła się spełniona. Ja po prostu muszę być szczęśliwa, żeby gdzieś być, a gdzie to będzie – to nie ma znaczenia.

Po zabawie z dokończeniem zdań mam jeszcze dwa pytania na koniec. Pierwsze z nich: po co się spełnia marzenia?
-Po co się spełnia marzenia? Żeby być szczęśliwym! Marzenia spełnia się po to, żeby uczyć się życia, żeby cieszyć się z tego życia. Aby nie było tak, że rano wstajesz, pijesz kawę, idziesz do szkoły, wracasz, jesz obiad, uczysz się, oglądasz film, idziesz spać i tak w kółko przez resztę szarych dni. Rutyna i monotonia są straszne! Nie lubię takich szarych dni. Oczywiście, że ja również jestem w swego rodzaju monotonii: trenuję, trenuję, uczę się, trenuję, uczę się i tak dalej. Ale mimo to dla mnie każdy dzień przynosi coś nowego. I o to w tym chodzi.

Patrząc na to już bardziej skrajnie – czy marzenia są sensem życia?
-Tak, są. Marzenia są sensem życia. Bo po co się żyje? No ja żyję po to, żeby spełniać marzenia. I ludzie też żyją po to, żeby spełniać marzenia: żeby zwiedzić cały świat, żeby grać w takim klubie, jakim się chce, żeby zarabiać takie pieniądze jakie się chce… i tak dalej. Marzenia są sensem życia. Niewątpliwie. Czy rano wstajesz tylko po to, żeby iść do szkoły, a potem przeżywać każdy dzień tak samo? Jeżeli masz marzenia, to masz tą drogę. Drogę, która jest tak ciekawa, że idąc nią nie wiesz co się stanie. I ona nadaje sens twojemu życiu. Masz obrany cel, ale nie wiesz jaką drogą będziesz szedł – ona się sama ukształtuje. I my możemy oczywiście pomóc temu, w którą stronę pójdziemy, ale jeśli zabłądzimy, to i tak możemy z tego wyjść. Także trzeba po prostu iść do przodu. Iść do przodu i spełniać marzenia – ot przepis na życie! I to ma sens.

A więc – już na koniec (będzie jednak więcej pytanek „na koniec”) – jaka jest twoja droga na tą chwilę? Twoje plany?
-Teraźniejszość (śmiech)! Teraźniejszość i tylko to się liczy.

Czyli tak jak mówisz – nigdy nie wybiegasz w przyszłość?
-Tak. Nie wybiegam na razie. Nie ma sensu.

W takim razie dzięki wielkie za rozmowę i życzę ci dużo tego, co do tej pory już masz – wytrwałości i cierpliwości, bo to jest chyba klucz do sukcesu.
-Dziękuję ci bardzo!

Gorąco zapraszam również do obejrzenia krótkiego filmiku promującego Kingę: https://vimeo.com/124507615

Pozostałe wywiady z serii:

  1. Wywiad z Karolem Pelczarskim
  2. Wywiad z Dawidem Dudą
  3. Wywiad z Jakubem Haburą
  4. Wywiad z Fabianem Lesnerem cz. 1 i cz. 2
  5. Wywiad z Justyną Florczak
  6. Wywiad z Pauliną Pawlikowską cz. 1cz.2
  7. Wywiad z Katarzyną Fułą cz. 1 i cz.2

A moim kolejnym gościem będzie ulubieniec kibiców nowotarskiego hokeja – Patryk Wronka. Myślę, że pojawi się również kilka pytań o tym, jak jego drużyna czuje się przed fazą play-off, gdzie w ćwierćfinale zmierzy się z Unią Oświęcim, jak Patryk odczuwa trudy sezonu zasadniczego i dlaczego wybrał akurat hokej, a nie na przykład piłkę nożną. Już teraz gorąco zapraszam!

 

Drogi czytelniku! Jeśli chcesz zadać pytanie Patrykowi – napisz je do mnie w mailu na adres kubinho103@gmail.com, a ja postaram się zadać mu je podczas rozmowy!

Tekst Jakub Udziela
Zdjęcia Chapi`s Photo Blog oraz azs.umcs.pl

Komentarze







reklama