24.12.2015 | Czytano: 3867

Świątecznie i o unihokeju z Kasią Fułą – „wywiady z młodymi” odc. 7 cz. I

Reprezentacja Polski i Mistrzostwa Świata w Tampere od kuchni, nutka profesjonalizmu w unihokejowej drużynie MMKS-u „Podhale” oraz radosne chwile z unihokejową rodziną – o tym i o wielu innych rozmawiałem w świątecznym wywiadzie z Katarzyną Fułą. Zapraszam do lektury!

Sympatyczna, otwarta, szczera, pracowita i sumienna – tak w kilku słowach można by określić moją rozmówczynię. Przeprowadzając wywiad z Kasią czułem się, jakbyśmy się znali przynajmniej od roku. Niezwykła otwartość, pozytywne nastawienie i pogoda ducha. A jeśli chodzi o sport – poważnie podchodząca do sprawy i dojrzała.

Katarzyna Fuła to 23-letnia unihokeistka z Nowego Targu, na co dzień grająca w drużynie MMKS „Podhale”. Aktualna mistrzyni Polski, wielokrotna reprezentantka Polski. „Jeden z najlepszych strzelców ligi w ciągu ostatnich dwóch lat. Drzemie w niej ogromny potencjał, który dopingowany jest przez bardzo dużą ambicję. Bardzo dobrze zaprezentowała się podczas Pucharu Europy na Łotwie. Ma bardzo dobre warunki fizyczne, ale musi popracować nieco nad wytrzymałością” – tak mówił o niej reprezentacyjny trener, Christer Bertilsson. Ja tymczasem zapraszam do lektury wywiadu z Kasią, w którym podzieli się z nami wieloma fantastycznymi wspomnieniami, przemyśleniami i wnioskami płynącymi z wieloletniego uprawiania sportu.

0S9A5179

Jakub Udziela: Wróciłaś właśnie z Mistrzostw Świata (przyp. red. Mistrzostwa Świata Kobiet w unihokeju rozgrywane od 4 do 12 grudnia br. w fińskim Tampere). Była to pierwsza tego typu impreza dla ciebie?
Katarzyna Fuła: Nie. Byłam już dwa lata temu na mistrzostwach świata. Grałam też z dziewczynami z MMKS-u w Pucharze Europy, aczkolwiek ciężko porównywać te rozgrywki, bo jest to jednak zupełnie inny turniej i przede wszystkim inny poziom.

Finowie was czymś zaskoczyli pod względem organizacyjnym?
-W porównaniu z ostatnimi mistrzostwami, które odbyły się na Czechach, w Finlandii było po prostu fantastycznie. Zarówno atmosfera, jak i sama organizacja turnieju była świetna. Wiadomo – jak to zawsze – zdarzały się jakieś wpadki, ale to normalne, bo każdy człowiek się myli. Przede wszystkim jednak mogłyśmy się tam poczuć jakbyśmy faktycznie były na mistrzostwach świata. Można było odczuć, że jesteś na wielkiej imprezie i grasz na najwyższym poziomie. Co do samej organizacji nie mam zastrzeżeń. Niektórzy wspominali, że czegoś zabrakło, ale ja tego nie odczułam. Hala, oprawa, czy chociażby i rozpoczynanie meczów z odgrywaniem hymnów narodowych – to wszystko wywarło na mnie wielkie wrażenie. A podczas samego „Mazurka Dąbrowskiego” ciarki mnie przechodziły...

A jak to wyglądało od kuchni, poza meczami?
-No powiem ci, że nie było takiej chwili, byśmy się nudziły. Dużym plusem było na pewno to, że byłyśmy bardzo zgrane. Do tej pory nie spotkałam się w reprezentacji z tak zgraną ekipą zarówno na boisku, jak i poza nim. Gdy tylko był jakiś czas wolny, to każdą taką chwilę spędzałyśmy razem. Co prawda nie robiłyśmy jakichś niesamowitych rzeczy: gdzieś razem wyszłyśmy do sklepu, pooglądać widoki, czy obejrzeć inne mecze, ale i tak było to dla nas coś fantastycznego, bo tak naprawdę jadąc na turniej sportowy nie spodziewasz się jakichś niesamowitych atrakcji. Czymś wspaniałym było dla mnie po prostu to, że jak jedna z nas rzuciła jakiś pomysł, to robiłyśmy to wszystkie razem.

Wszystkie razem? Całą kadrą?
-Tak! Właśnie nie było czegoś takiego, że coś robiło się osobno, bo na przykład jednej z nas się nie chciało. Po prostu jak gdzieś szłyśmy, to wszystkie razem, bez wyjątku. Bywało, że nie miałyśmy już nawet sił po którymś meczu lub treningu, ale i tak zbierałyśmy się całą ekipą z dziewczynami i szłyśmy oglądać na przykład jakiś mecz. Tym bardziej się chciało, gdy wybierałyśmy się na spotkania rozgrywane na najwyższym poziomie, przy których myślisz sobie: „wow, chciałabym kiedyś grać tak dobrze”.

Myślisz, że stworzyłyście teraz tak silny kolektyw, że ta ekipa ma szanse za dwa lata spotkać się w podobnym składzie czy jednak, jak co roku, skład reprezentacji będzie się zmieniał?
-Oczywiście mogłoby się znaleźć w tej kadrze jeszcze kilka innych zawodniczek, ale wiadomo, że nie ma na tyle miejsc, by wszystkie mogły się załapać. Odnosząc się więc to samej ekipy z ostatnich mistrzostw, uważam, że jest ona przyszłościowa i jeśli dalej będziemy grały w podobnym składzie, to w pewnym momencie poskutkuje to tym, że na poziomie mistrzostw świata zawsze będziemy umiały zachować zimną krew we właściwych momentach meczu, co według mnie jest najważniejsze na imprezach tej rangi.

Waszym trenerem jest Szwed. Ciekawi mnie jak wygląda komunikacja między wami?
-Nasz trener, Christer Bertilsson, zanim zaczął nas trenować, miał wcześniej styczność z polskim unihokejem, gdyż w Gdańsku pomagał tamtejszemu trenerowi. Dlatego też język polski ma opanowany w stopniu nie perfekcyjnym, ale dobrym. Generalnie on nas rozumie i my jego, a nawet gdy przychodzi taki moment, że on nie wie, o czym mówimy, to jest jeszcze drugi trener, Polak. Obaj ci szkoleniowcy się po prostu uzupełniają, tak, że komunikacja nie stanowi problemu.

Jak wyglądał więc cały wasz sztab szkoleniowy i jego praca? Czułyście, że możecie się skupić tylko i wyłącznie na grze, bo wszystkie kwestie organizacyjne załatwia za was ktoś inny?
-To jest dobre pytanie. Miałyśmy właśnie bardzo duże wsparcie ze strony całego sztabu szkoleniowego. Czułam się jak ktoś, kto naprawdę reprezentuje swój kraj na międzynarodowej imprezie i ktoś, kto zasłużył, by tam być. Dzięki pani menadżer (przyp. red. Jagoda Wieczorek) wszystko było zawsze dopięte na ostatni guzik, pewnie niejednokrotnie dzięki zarywanym przez nią nocom. Jej należą się na pewno niesamowite podziękowania, bo nie było sytuacji, by czegokolwiek nam brakowało: ona po prostu dbała o wszystko. Miałyśmy też fantastycznego masażystę, Mateusza Iwanickiego, który nieraz stawiał nas na nogi po ciężkim meczu lub treningu. Jestem pełna podziwu, że miał tyle sił, by przed każdym meczem przygotować do spotkania każdą z dziewczyn tak, by była w stanie grać na sto procent swoich możliwości. Czułyśmy się po prostu jak na prawdziwej kadrze, na które jesteś, bo zasłużyłeś i jesteś, bo trenerzy chcą, byś występował w tworzonym przez nich zespole. Dało się odczuć, że zostałeś prawdziwie doceniony.

0S9A5083

Wiadomo, że póki co nie ma szans na zatrudnienie w polskich klubach jakichkolwiek stałych masażystów, ale ty po kadrze jesteś w stanie powiedzieć: jak dużo daje fizjoterapia podczas uprawiania sportu?
-Oj, bardzo dużo. Podczas tak intensywnych turniejów, jak mistrzostwa świata, żadne ciało człowieka nie jest w stanie wytrzymać takiego obciążenia bez żadnej regeneracji. Wiadomo, że nie mogłyśmy sobie pozwolić na jakąś dłuższą odnowę biologiczną, bo grałyśmy mecz po meczu, ale za to nasz masażysta, Mateusz wykonywał znakomitą pracę. Zwykły masaż i czas, jaki poświęcał każdej dziewczynie z osobna, gdy tylko była taka potrzeba, był dla nas wielkim wsparciem i niejednokrotnie stawiał nas na nogi. To było bardzo ważne, bo gdy się ma tyle meczy pod rząd do rozegrania, to organizm czasem nie daje rady. Tu nie ma jak w polskiej ekstralidze, że ma się parę albo nawet więcej dni na odpoczynek po meczu. Fajnie by było, by w polskich klubach zaczęto inwestować w masażystów, ale niestety – przynajmniej na początku – my same pewnie musiałybyśmy sobie za to dodatkowo płacić.

A gdyby była taka propozycja, by zatrudnić fizjoterapeutę w klubie, ale właśnie na wasz – zawodniczek – koszt, to skorzystałybyście z tego?
-To zależy jaka by to była kwota. Jak na razie nie narzekam na jego brak, ponieważ aktualnie zajmuje się nami jeden fizjoterapeuta – Zbyszek Galicki. Oczywiście nie masuje każdej z nas po każdym treningu czy meczu, jak to było podczas mistrzostw w reprezentacji, ale w razie jakiegoś urazu zawsze nam pomaga, czy też po prostu rozpisuje nam treningi tak, byśmy nie przemęczały swoich organizmów. Koryguje też nasze postawy czy różne zagrania podczas gry, zwraca uwagę na to jak się rozgrzewamy i jak gramy.

I na jakiej zasadzie ten człowiek pracuje z wami w MMKS-ie?
-To jest człowiek, który na co dzień pracuje w Bonamedice w Nowym Targu, gdzie jest fizjoterapeutą. Jego specjalnością jest właśnie praca nad prawidłową postawą w czasie ćwiczeń, motoryką, koordynacją ruchową. Zbyszek przepracował z nami okres letnich przygotowań do sezonu i teraz w zimie ma z nami dwa treningi, gdzie wprowadza nam nową rozgrzewkę oraz troszkę ćwiczeń na siłę, szybkość, motorykę… Najbardziej zadowalający jest fakt, że widać tego efekty. I człowiek uświadamia sobie, że musi być taki specjalista w klubie, by wszystko funkcjonowało jak najlepiej.

A jak to się stało, że trafił akurat do was?
-To jest znajomy mojej koleżanki z drużyny i tak się złożyło, że on sam chciał z nami pracować. Być może potrzebne mu to było do rozwoju zawodowego i dlatego chciał zrobić tego typu badania i ćwiczenia na nas. W ogóle przed całym cyklem tych treningów zrobił nam specjalne testy i po jakimś czasie ćwiczeń zaplanowane są następne, żeby zobaczyć po czasie jaki to wszystko ma wpływ na naszą grę. Już teraz nam mówi, że lepiej biegamy, mimo że ten element w polskim unihokeju – jak twierdzi – kuleje. Bardzo nas to cieszy, że tak szybko widać poprawę, bo trenujemy przy jego pomocy tak naprawdę dopiero niecały rok.

Biorąc pod uwagę to, jak bardzo amatorskim sportem w Polsce jest unihokej i to, jak duże przy tych warunkach osiąga on sukcesy na arenie międzynarodowej (przyp. red. w tym roku na mistrzostwach świata: 6. miejsce męskiej reprezentacji do lat 19 oraz 7. miejsce żeńskiej reprezentacji seniorek) rodzi się pytanie: co by było, gdyby faktycznie w niego zainwestować?
-No właśnie. Z tym jest problem. Oczywiście, że moglibyśmy osiągać jeszcze większe sukcesy, gdybyśmy tylko zainwestowali w ten sport. Parę lat temu było wielkie zainteresowanie unihokejem, ale niestety z roku na rok ono słabnie i boję się, by nie skończyło się to źle. Boję się, żeby ten sport nie przestał istnieć w Polsce. Myślę, że poważnym problemem jest przede wszystkim niedocenianie polskich unihokeistów, szczególnie tych młodych. Oni są naprawdę bardzo dobrzy, ale brakuje kogoś, kto to potwierdzi i adekwatnie nagrodzi ich wysiłek i starania, by ich napędzić i sprawić, by chcieli robić to dalej.

No tak. Tym bardziej, że jeśli chodzi o sam sprzęt to unihokej nie jest jeszcze ekstremalnie drogim sportem, jak na przykład hokej na lodzie.
-Tak, to prawda. Ale mimo wszystko uważam, że państwo lub miasto powinno dawać więcej pieniędzy na rozwój tego sportu. Cieszymy się, bo dzięki wsparciu miasta, związku i ludzi dobrej woli mogłyśmy ostatnio pojechać na Puchar Europy, ale dobrze by było, by takie wsparcie nie było jednorazowe. Przecież my, jadąc na Puchar Europy i jakby nie było – reprezentując swój kraj – powinnyśmy być jakoś wspierane przez państwo. Tak więc smutne jest to, że za większość rzeczy związanych z unihokejem musimy płacić z własnych kieszeni. W pewnym momencie faktycznie przychodzi zastanowienie czy warto. Czy warto tyle w to inwestować i czy można tyle czasu na to poświęcać, bo przecież z czegoś trzeba też żyć, a co za tym idzie pójść do jakiejś pracy czy na studia. Gdybym ja dostawała za to pieniądze, to mogłabym trenować nawet i dwa razy dziennie, bo naprawdę kocham to robić.

Wracając do reprezentacji Polski: jak wyglądały Wasze przygotowania przed mistrzostwami? Jak często miałyście zgrupowania kadry?
-Cały cykl przygotowań trwał prawie dwa lata, począwszy od końca Mistrzostw Świata 2013. Przez ten czas dość często spotykałyśmy się w gronie reprezentacyjnym: czy to na samych zgrupowaniach treningowych, czy to na jakichś turniejach międzynarodowych.

Ile razy w roku?
-Powiem ci, że nawet do sześciu razy były zgrupowania. Na to składały się kwalifikacje do mistrzostw świata, Polish Cup oraz treningi, testy wydolnościowe, czy wyjazd na turniej do Danii.

Jak więc oceniasz działania obecnego zarządu Polskiego Związku Unihokeja na czele z nie tak dawno wybranym nowym prezesem?
-Uważam, że Marek Chomnicki (przyp. red. obecny prezes Polskiego Związku Unihokeja) to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Sam kiedyś był aktywnie związany z tym sportem, więc wie jak to wszystko wygląda. Widać, że poświęca dla unihokeja całego siebie, wkłada w to dużo serca i przede wszystkim – że zależy mu na rozwoju unihokeja w Polsce. Bardzo fajne jest też to, że docenia on nasze starania i dba o to, byśmy były właściwie nagradzane za nasz trud. Po ostatniej kadrze – co wcześniej było niespotykane – otrzymałyśmy na własność większość sprzętu. Może to i szczegół, ale dla nas bardzo znaczący, bo żeby cokolwiek materialnego dostać od sportu, który uprawiamy, to… zakrawa to o cud.

Poland vs Russia - Womens World Floorball Championships 2015 - 08/12/2015-12/12/2015 - Tampere, Finland - www.wfc2015.fi - ©Ville Vuorinen

Teraz troszkę pytań z innej beczki: krzyk cię motywuje czy demotywuje? I jak myślisz: zależy to od tego, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną?
-Niby facet jest mocniejszy i wytrzymalszy. Ale zawsze „niby” (śmiech). Ja osobiście bardzo lubię, gdy ktoś na mnie krzyknie i zwróci uwagę, co robię źle na boisku, ale nie można przesadzać. Tym bardziej, że gramy w unihokej, bo to kochamy, a nie dla pieniędzy, stąd nie zawsze wyniki są najważniejsze, ale często sama radość z gry. Także jeżeli ktoś krzyczałby na mnie bez przerwy i ani razu nie docenił mojej pracy, to nie wytrzymałabym z takim trenerem długo. Nie można zawodników cały czas dołować, mówiąc im tylko jak bardzo są beznadziejni, ale trzeba znaleźć złoty środek, by zachować dyscyplinę, a jednocześnie zachęcić swoich podopiecznych do jeszcze lepszej gry. Bardzo ważne jest, by trener widział też to, co jego gracz robi dobrze. Pamiętam jak nieraz z MMKS-em przegrywałyśmy jakiś ważny mecz i trener Jacek Michalski potrafił się na nas wydrzeć, ale jednocześnie powiedzieć jakieś dobre słowo i zauważyć to, co było dobre. Bo potem to rodziły myśli „kurczę, jestem dobra, ale tego nie pokazuję. Trzeba w końcu uwierzyć w siebie i coś komuś udowodnić”. I potem potrafiłyśmy wygrać nawet takie mecze, przy których wszyscy mówili, że nie mamy już szans.

Mogłabyś porównać grę w juniorkach z graniem w seniorkach?
-Te dwa poziomy są bez porównania. Myślę, że juniorki to okres, gdzie nie ma jeszcze tzw. „gry głową”. W wieku juniorskim większy nacisk kładzie się na wybieganie i operowanie kijem. W seniorkach natomiast musisz już podnieść głowę i dwa razy przemyśleć każde zagranie. No i oczywiście pamiętać o taktyce. Więcej też jest gry czysto technicznej, a mniej przypadku. W seniorkach ten poziom jest już rzeczywiście wyższy. I to jest widoczne. Już nie zadowala nas strzelenie bramki za wszelką cenę, ale bardziej nawet realizowanie założeń taktycznych i dobre, techniczne rozgrywanie akcji. Dlatego też duży błąd popełniają juniorki, które nie chcą próbować swoich sił w seniorkach już w młodym wieku. Później brakuje im tego ogrania i ogólny poziom ligi jest niższy. I to mogę potwierdzić własnym przykładem, bo zaczęłam grać w seniorkach tak szybko, jak tylko mogłam i wiele mi to dało. Sam trening juniorski, a seniorski robi różnicę. Nie cofasz się, ale idziesz do przodu: stawiasz sobie poprzeczkę jeszcze wyżej, przed tobą są nowe wyzwania. Niektóre młode zawodniczki boją się gry w seniorkach. Dlaczego? Nie wiem. Być może obawiają się akceptacji i przyjęcia do drużyny seniorskiej, być może jest strach przed grą ze starszymi i silniejszymi od siebie? Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne: w ten sposób same robią sobie krzywdę. Dlatego apeluję: dziewczyny! Nie ma się czego bać! Grajcie jak najwięcej, szukajcie jak najwięcej szans do grania. Zapraszamy do seniorek! Każdą z was! Tym bardziej, że nasza liga jest taka, że każdy może grać i nawet juniorki nie mają się czego obawiać. W drużynie też jest pełna akceptacja. Na przykład u nas w MMKS-ie nie ma jakichś indywidualności. Jesteśmy jednym zespołem. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną. Także nawet, gdy coś podczas meczy wydarzy się nie po naszej myśli, to nigdy nie zrzucamy tego na jedną osobę, tylko całą drużyną ponosimy za to odpowiedzialność.

Ten problem nie występuje chyba tylko w unihokeju. Grając nieraz w piłkę z chłopakami na „orliku” zapraszamy do gry młodszych, ale – co niespotykane dawniej – dość często nam odmawiają. A jeszcze kilka lat temu to byłby dla ciebie zaszczyt, gdyby starsi zaprosili cię do gry…
-No i właśnie to jest później problem. Ja mogę o tym przypadku mówić tylko na przykładzie bliższym mojej osobie, bo znam sytuację w żeńskim unihokeju. Tak więc jestem w stanie faktycznie stwierdzić, że ta przepaść między juniorkami, a seniorkami jest potem ogromna. Wiadomo, że polska liga seniorek nie prezentuje jakiegoś światowego poziomu, ale mimo wszystko, porównując ją z ligą juniorską, różnica jest widoczna.

Wracając do tematu Mistrzostw Świata w Tampere i jednocześnie kończąc ten temat: podczas mistrzostw strzeliłaś nawet bramkę Finkom – późniejszym wice-mistrzyniom świata (przyp. red. na filmie powyżej 1:22)…
-Do Finek akurat mam szczęście (śmiech).

A jak się z tym czujesz?
-Powiem ci, że bardzo fajnie, ale rzeczywiście mecze z Finlandią są dla mnie wyjątkowo udane, ponieważ dwa lata temu podczas Mistrzostw Świata na Czechach strzeliłyśmy im tylko jedną bramkę i strzeliłam ją akurat ja (śmiech).

Zdarzały się jednak chwile nieco mniej szczęśliwe: w pewnym momencie meczu z Norwegią upadłaś na boisko i dość długo leżałaś (przyp. red. na filmie poniżej od 3:41). To było coś poważnego?
-Szłam z piłką i nagle zostałam w jednej chwili zablokowana. Nie wiem jak to się stało, ale po prostu przeskoczyłam tę Norweżkę i zaliczyłam bliskie spotkanie z podłożem, upadając na plecy. Na szczęście nic poważnego się nie stało, lecz od tamtej pory przez cały turniej czułam lędźwie i lekkie promieniowanie bólu w tych okolicach. Na szczęście nasz masażysta, Mateusz, wszystko „podreperował” i było w porządku: mogłam grać dalej. Bałam się, że będzie gorzej, bo oprócz pleców, uderzyłam też o parkiet głową. Ale na szczęście z głową było w porządku. Inaczej to już w ogóle byłoby ze mną źle (śmiech).

Ale teraz jest już okej?
-Tak, plecy mnie już nie bolą. Na szczęście mam też teraz przerwę w graniu. Niby byłam wczoraj (przyp. red. 17 grudnia) na treningu, ale to nie był dobry pomysł, bo jednak regeneracja po tak intensywnej imprezie jest bardzo potrzebna.

Mimo wszystko ciężko wytrzymać jakąkolwiek przerwę od unihokeja, co?
-No powiem ci, że „nosiło mnie” strasznie. Mimo że tylko od soboty (przyp. red. 12 grudnia – po powrocie z mistrzostw) nic nie robiłam, to i tak nie mogłam usiedzieć na miejscu. Tak czy siak ten trening ostatnio był złym pomysłem, bo teraz trzeba przede wszystkim naładować akumulator. Na szczęście są święta, mamy przerwę w lidze i wracamy do gry dopiero w styczniu, więc będzie czas, żeby wypocząć.

Do tej pory moich rozmówców pytałem głównie o problemy poszczególnych dyscyplin sportu: co jest złe, na co „choruje” dany sport… Ale mamy święta! Czas radości, spokoju, czas wspaniałych chwil z rodziną i przyjaciółmi: nie wpadajmy w jakiś marazm i przygnębienie. Powiedz mi: co takiego jest najlepsze, najfajniejsze w polskim unihokeju?
-Przede wszystkim jest to troszkę inny sport niż wszystkie. W unihokeju nie jest tak jak w niektórych dyscyplinach, że w rozgrywkach okręgowych drużyna ma do przejechania paręnaście albo parędziesiąt kilometrów na mecz, tylko jak już jedziemy na jakiś unihokejowy wyjazd to zawsze ten „kawałek” drogi jest (przyp. red. w ekstralidze seniorek występują zespoły z Kębłowa, Ożarowa Mazowieckiego, Nowego Targu, Trzebiatowa, Krakowa, Zbąszynia i Gdańska). Co z tego wynika? Że dzięki unihokejowi można poznać wielu wspaniałych ludzi z całej Polski, z którymi utrzymuje potem kontakt bardzo długo. To zaś, co najbardziej mnie cieszy, to fakt, że wszystko idzie w dobrą stronę: tak jak u nas w „Podhalu” – jesteśmy coraz bardziej drużyną: nie tylko na boisku, ale i poza nim. Możemy na siebie liczyć. Nie jesteśmy tylko takimi „pionkami”, które widzą się na treningu, a poza nim się nie znają. Jest przeciwnie: zawsze jesteśmy dla siebie wsparciem, również poza meczami, czy treningami. I potem ta możliwość dzielenia się z takimi ludźmi swoimi smutkami i radościami… Coś wspaniałego! To mnie ogromnie cieszy.

Na zakończenie pierwszej części wywiadu poprosiłem Kasię o kilka słów przed rozpoczynającymi się świętami Bożego Narodzenia. Oto, co swojej unihokejowej rodzinie chce przekazać utalentowana nowotarżanka:

Z okazji nadchodzących Świat Bożego Narodzenia pragnę życzyć całej unihokejowej rodzinie jak najwięcej pogody ducha, radości, a przede wszystkim spędzenia ich w gronie rodziny i przyjaciół. Aby przyszły rok był jeszcze bardziej owocny niż poprzedni i by polska liga osiągała coraz wyższy poziom. Wesołych Świąt! – Kasia Fuła.

I ja również dołączam się do tych życzeń, a ponadto życzę wszystkim czytelnikom zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Narodzenia Pańskiego. Wszystkim moim dotychczasowym rozmówcom serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze nieraz przyjdzie mi z Wami rozmawiać (podziękowania dla Karola Pelczarskiego, Dawida Dudy, Kuby Habury, Fabiana Lesnera, Justyny Florczak, Pauliny Pawlikowskiej i Kasi Fuły). Wszystkim sportowcom życzę jak najwięcej wspaniałych chwil w nadchodzącym roku 2016, wiele pozytywnych emocji i masę sukcesów. Teraz jednak przede wszystkim zdrowego odpoczynku. Wszystkim kibicom – z którymi się utożsamiam – chcę życzyć jak najwięcej radości z osiągnięć swoich idoli oraz cierpliwości i wiele zdrowia podczas przyprawiających o zawał serca meczach pełnych emocji. I wszystkim pozostałym, niezwiązanym ze sportem, ale wspierającym mnie, jak i czytającym ten wywiad – wszystkiego dobrego i spokojnego przeżycia Bożego Narodzenia w gronie najbliższych – z wielkim uśmiechem i pogodą ducha życzy Jakub Udziela.

Druga część wywiadu z Kasią powinna pojawić się jeszcze przed Sylwestrem. 

Pozostałe wywiady z serii:

  1. Wywiad z Karolem Pelczarskim
  2. Wywiad z Dawidem Dudą
  3. Wywiad z Jakubem Haburą
  4. Wywiad z Fabianem Lesnerem cz. 1 i cz. 2
  5. Wywiad z Justyną Florczak
  6. Wywiad z Pauliną Pawlikowską cz. 1cz.2

 

Tekst Jakub Udziela
Zdjęcia Flickr
 

Komentarze







reklama