Z kolejnego wywiadu z cyklu „wywiady z młodymi” dowiecie się m. in. co wywołuje śmiech na treningach z rosyjskim trenerem, jak nauczyciele reagują na nieobecności Kuby w szkole i co Kubę najbardziej denerwuje w hokeju. Serdecznie zapraszam!
Kuba to trzeci sportowiec, z jakim przyszło mi rozmawiać w czasie mojego cyklu wywiadów. Przypomnę, że artykuły wchodzące w jego skład mają przedstawić sport z perspektywy młodych, którzy w przyszłości dadzą o sobie znać, a o których prawie się nie mówi. Wywiad te mają Państwu pozwolić zrozumieć nas – młodych sportowców i to, czym dla nas jest sport (więcej o idei cyklu wywiadów: http://www.sportowepodhale.pl/index.php?s=tekst&id=10749).
Jakub Habura od paręnastu lat zajmuje się hokejem na lodzie. Jest obrońcą występującym w dwóch kategoriach wiekowych w miejscowych klubach: MMKSie Podhale Nowy Targ (Centralna Liga Juniorów) oraz PPWSZ Podhale Nowy Targ (European University Hockey League). Mimo młodego wieku znajduje uznanie w oczach trenera Andrieja Parfionowa i ma szansę na występu w międzynarodowej lidze uniwersyteckiej.
Zdjęcie: Szymon Pyzowski
Kiedy Jakub Habura zaczął grać w hokeja?
-Miałem 5 lat i byliśmy z tatą na meczu, podczas którego usłyszeliśmy ogłoszenie, że są właśnie zapisy do naboru. Tata spytał, czy chcę grać, a ja powiedziałem, że tak i poszedłem na swój pierwszy trening.
Miałeś jakieś obawy jak zaczynałeś grać?
-Na początku byłem bardzo niechętnym dzieckiem do hokeja. Gdy trener odwoływał jakiś trening, to wszyscy ze smutkiem protestowali: "Jak to nie ma treningu?!", a ja na odwrót, myślałem sobie w duchu: "Hura! W końcu się wyśpię" (śmiech).
Trenujesz już więc od paręnastu lat. Ciężko było lub jest zmotywować się do treningów, czy z czasem zżyłeś się z tym i stały się one nieodłącznym elementem twojego życia?
-Teraz jest mi już coraz trudniej nie myśleć o hokeju. Jestem do tego stopnia nauczony, że prawie codziennie mam trening, że jak kończy się sezon, to jeszcze pierwszy tydzień przetrzymam. Traktuję to jako tydzień odpoczynku. Ale potem strasznie tego brakuje i naprawdę nie mam co ze sobą zrobić. Człowiek szuka jakichś zajęć na siłę, ale hokeja one nie zastąpią.
Ale miewałeś jakieś chwile zawahania? Momenty, gdy już ci się naprawdę nie chciało iść na trening?
-Często przychodzą takie momenty, bo jak człowiek je kawior, to mu się w końcu przejada. Ale na szczęście mam wokół siebie dobrych ludzi, którzy zawsze potrafią mnie zmotywować, by ciągnąć to dalej.
Czym więc jest dla ciebie hokej? Oderwaniem się od rzeczywistości, miłością, czymś innym...?
-To już nawet nie jest miłość. To styl życia. Trzeba się po prostu nauczyć z tym żyć i do tego przyzwyczaić, bo wymaga to wielu poświęceń. Codziennie treningi, prawie każdy weekend zajęty meczem lub innym wyjazdem. Czasu wolnego jest bardzo mało. Nawet gdybym chciał gdzieś wyskoczyć ze znajomymi, to treningi i mecze są o takiej porze, że nie da rady. Po meczu jesteś zmęczony, a przed musisz się mentalnie do meczu przygotować.
Zdjęcie: Grzegorz Wolski
Grałeś praktycznie po kolei w każdej grupie wiekowej, kończąc aż na drużynie akademickiej. Powiesz mi coś więcej o systemie rozgrywek każdej kategorii?
-W naborze rodzice sami organizują dla swoich dzieci turnieje i są to mecze towarzyskie. Później zaczynasz grać w żakach i wtedy rozgrywki organizuje już liga okręgowa. Tutaj mamy ligę małopolską, gdzie występuje właśnie Podhale, Cracovia, Dębica, Oświęcim i Krynica. Dla juniorów młodszych z kolei organizowane są tzw. "Spartakiady" – turnieje, które rozgrywa się w grudniu. Składają się one z eliminacji i Wielkiego Turnieju. Zaś jeśli chodzi o Centralną Ligę Juniorów, to rozgrywki organizuje PZHL i ma to już kształt normalnej ligi, tak jak w seniorach. Wtedy jeździmy już po całej Polsce. Naszym najdalszym wyjazdem jest Gdańsk i Sanok.
Grasz zarówno w Centralnej Lidze Juniorów, jak i akademickiej EUHL?
-Tak. Jak tylko mogę, to gram tu i tu. Jeśli chodzi o EUHL to jest to już liga międzynarodowa, organizowana głównie przez Słowaków. Pokrywają oni koszty tej ligi i tam też jest główna siedziba rozgrywek. Na razie jest to część jeszcze większego projektu, bo do tej ligi Słowacy pragną włączyć jeszcze Stany Zjednoczone, Finlandię i inne hokejowe potęgi, by stworzyć jednolitą ligę akademicką.
Z tego co wiem, jesteś jednym z najmłodszych zawodników akademickiej drużyny Podhala. Trudno się przebić i zyskać uznanie w oczach trenera?
-Na pewno trzeba sobie zasłużyć na występy, gdyż część zawodników jest już przez trenera sprawdzona i wie on, na co ich stać. Ja mam jeszcze czystą kartę i od początku muszę walczyć o miejsce w składzie. Jesteśmy tutaj z paroma chłopakami najmłodsi i zostaliśmy powołani przez niego do występów w EUHL, ale trzeba pokazać pełnię swych umiejętności, by grać regularnie. Czy jest ciężko? Po prostu robimy swoje, zaciskamy zęby i mocno trenujemy. Jeśli zostaje to docenione i gramy - to nic, tylko się cieszyć. A jeśli nie - to znak, że jeszcze trzeba popracować nad swoją grą.
Trenuje cię rosyjski trener, Andriej Parfionow. Zgaduję, że jest to twój pierwszy zagraniczny trener?
-Tak, tak.
Jak to wygląda na treningach? Chociażby i kwestia komunikacji?
-Trener na szczęście jest jednym z najwyższej półki. Trenował nawet drużyny KHL, a to o czymś świadczy. Trener Andriej mówi oczywiście po rosyjsku, ale do nas zwraca się po polsku. Jest bardzo pomocny przy ćwiczeniach, zawsze może nam wszystko wytłumaczyć. A jak nie jest w stanie zrobić tego po polsku, to mówi po angielsku, więc z komunikacją nie ma problemu.
Język polski, rosyjski i angielski, ale zawsze się dogadujecie na treningach?
-No przyznam, że zawsze jest dużo śmiech na treningach, ale tak (śmiech).
Jak wygląda Wasz cykl treningowy?
-Zdecydowanie jest bardzo urozmaicony. Tak naprawdę codziennie szkolimy inne elementy: obrona, atak, wytrzymałość albo jeszcze coś innego. Trener aplikuje nam dosyć szeroką gamę ćwiczeń, więc nie ma nawet sytuacji, by po tygodniu coś nam się powtórzyło. Najwcześniej może po kilku tygodniach możemy stwierdzić: "aha, to ćwiczenie już chyba robiliśmy".
A poza treningami na lodzie?
-Siłownia, fitness, bieganie... Czasem gramy nawet w piłkę.
Jaka jest częstotliwość tych treningów poza lodem?
-Lód mamy oczywiście codziennie (przyp. red. oprócz niedzieli), siłownię trzy razy w tygodniu, a jeżeli w wolnym czasie w tygodniu nie ma fitnessu lub sauny, to mamy dodatkowy trening na lodzie. Porównując to chociażby do CLJ, gdzie mamy trening raz dziennie, to w drużynie akademickiej ta częstotliwość trenowania jest bardzo duża - sam widzisz różnicę.
Zdjęcie: Bob Nowotarski
A jak oceniłbyś poziom ligi uniwersyteckiej (European University Hockey League), w której występujecie, bo jest to na pewno coś nowego?
-To zupełna nowość i naprawdę świetna rzecz, bo - niestety - u nas niektórzy hokeiści kończą liceum i nie mają potem żadnej przyszłości, jeśli nie załapią się do gry w pierwszej, ekstraligowej drużynie. Tym bardziej, że Podhale nie ma teraz drużyny w I lidze. Ci zawodnicy wtedy tak naprawdę albo idą grać do II ligi, albo kończą w lidze amatorskiej i jest to trochę smutne. Z kolei ta właśnie liga - EUHL daje nam bardzo dużo perspektyw. Poziom gry jest rzeczywiście wysoki, wszyscy są bardzo zmotywowani, chcą pokazać się z jak najlepszej strony i wybić się stamtąd do jeszcze lepszych drużyn i jeszcze lepszych rozgrywek. Efekty tego widzimy potem w wynikach. Mecze są naprawdę na wysokim poziomie i bardzo wyrównane. Warto przychodzić i je oglądać.
Właśnie. Waszej drużynie, mimo że jest to jej pierwszy sezon w EUHL, idzie bardzo dobrze. Co na to wpływa?
-Przede wszystkim tworzymy naprawdę silny zespół. Obcokrajowcy występujący u nas w drużynie akademickiej to nie są zawodnicy, którzy nie dostawali się do drużyn w swoim kraju, ale gracze, którzy chcą iść dalej. Są bardzo ambitni. Czasami aż za bardzo chcemy wygrać (śmiech) i zamyka nam to oczy na dobrą grę, ale wtedy interweniuje trener, który zawsze potrafi nas okrzesać i wyciągnąć z nas to, co najlepsze.
Wspominałeś, że trener Parfionow ma w swoim zespole sprawdzonych zawodników - swoich rodaków. Jak dużo ich jest, a ilu jest Polaków i ilu zawodników z jeszcze innych krajów niż Rosja?
-Jeśli chodzi o obcokrajowców, to wygląda to tak, że do nas zawodnicy przyjeżdżają po prostu na testy i trener wtedy wybiera: ci, którzy zaprezentują się dobrze - zostają, a tym, którzy są słabi lub nie chcą grać - trener dziękuje. Był nawet raz przypadek, że jeden z zawodników musiał wrócić do Rosji za niesubordynację. Oprócz Rosjan mamy jednego kolegę z Ukrainy i jednego Francuza z polskimi korzeniami. Polaków z kolei jest czterech, reszta to obcokrajowcy.
Ciężko się przebić do składu przez obcokrajowców?
-Po pierwsze to są oni starsi, więc mają też większe doświadczenie. W związku z tym trener zawsze stara się ustalać piątki tak, by ten mniej doświadczony grał z tym bardziej obytym w grze. Formacje są bardzo zrównoważone, ale i często różne. Nigdy nie było tak, żebym jako obrońca grał cały czas z tym samym atakiem. Mamy dwóch trenerów: Andriej zajmuje się atakiem, a Pavel szkoli obrońców. W trakcie meczu obrona z atakiem jest więc często rotowana, w zależności od tego jak trener ustali. Ale gramy wszyscy. Wszystkie cztery piątki.
Ile macie osób w drużynie zgłoszonych do rozgrywek? Zdarza się sytuacja, że trener przed meczem musi wybierać spośród całej ekipy "wybrańców", bo zawodników jest więcej, niż można wpisać do protokołu?
-Do ligi - o ile dobrze pamiętam - jest zgłoszonych 25-30 zawodników. Występuje jednak przepis, że w jednym meczu może grać maksymalnie trzech zawodników niebędących studentami, takich jak ja, czyli chodzących jeszcze do szkoły średniej. Wśród Polaków tylko trzej to studenci i właśnie oni grają. Z kolei te trzy wolne miejsca dla nie-studentów zapełniam ja i dwóch Rosjan. Raczej wszyscy gramy.
Jaki jest więc ogólny limit wiekowy EUHL?
-W lidze mogą występować zawodnicy od 16 do 26 roku życia, więc jeżeli jesteś już po studiach - raczej nie pograsz w tej lidze.
Zdjęcie: Bob Nowotarski
Odbiegając już tematu ligi, mam dla ciebie nieco inne pytanie. Z jakimi najczęściej problemami spotykacie się na co dzień jako hokeiści?
-Największym problemem jest dla nas brak czasu. Pasowałoby bowiem iść na trening, potem się jeszcze pouczyć, spotkać ze znajomymi... To wszystko często się komplikuje. Na szczęście nauczyciele są bardzo wyrozumiali i starają się to wszystko rozumieć. Poza tym nie mam jakichś większych problemów.
Ty sam wybrałeś dość wymagające liceum, gdzie jest dużo nauki (przyp. red. I LO im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu). Nie zdecydowałeś się na Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, ani na żadną inną - może mniej wymagającą niż "Goszcz". Jak to wszystko udaje ci się w praktyce pogodzić?
-W pierwszej klasie nie było żadnych problemów, jednak od niedawna, gdy zacząłem grać w drużynie akademickiej, klub załatwił mi indywidualny tok nauczania (przyp. red. w drugiej klasie liceum). Wyglądało to tak, że szedłem na ranne zajęcia do szkoły – ok. trzy lekcje, po czym udawałem się na trening i do szkoły już nie wracałem. Tak to wyglądało przez dwa miesiące, jednak nie dawałem z tym sobie rady, więc wróciłem do normalnego trybu nauczania. Teraz muszę wszystko nadrobić, ale nauczyciele chcą mi pomóc i wspierają mnie, gdyż wiedzą, że hokej jest dla mnie bardzo ważny i nie jest to już jakieś podwórkowe granie, tylko liga akademicka, którą ludzie się już interesują. Taka postawa pedagogów bardzo mi pomaga.
Z czasem jednak część twoich kolegów rezygnowało z hokeja. Jak myślisz - dlaczego ich już nie ma, a ty dalej grasz i trenujesz?
-Myślę, że w całej mojej przygodzie z tym sportem bardzo pomogło mi wsparcie rodziców. Zawsze byli przy tym ze mną, zawsze mi pomagali i mnie motywowali. Było również tak - szczególnie w szkole podstawowej - że chciałem skończyć z tym, rzucić to, ale rodzice nakłaniali mnie, bym jeszcze poczekał, bym się jeszcze zastanowił, czy jest sens zostawiać to wszystko po tylu latach angażowania się w hokej. W końcu sam dochodziłem do wniosku, że szkoda tych paręnastu lat trenowania oraz tego, co jeszcze przede mną i teraz już po prostu nie mógłbym zrezygnować. Z czasem nawet sytuacja się odwróciła i to rodzice musieli motywować mnie tym, że zabiorą mi hokej, gdy coś zawalałem, gdyż aż tak mnie to pochłonęło.
Ale nie żałują, że Cię przekonywali?
-Nie żałują. Są raczej dumni, tak myślę.
A nie myślałeś o Szkole Mistrzostwa Sportowego? Nie ułatwiłoby Ci to życia?
-Od gimnazjum zawsze z tatą mówiliśmy, że do szkoły średniej pójdę właśnie do SMS-u do Sosnowca, ale z czasem ciężko byłą z tą myślą. Nie chciałem zostawiać rodziny i wszystkich znajomych. Wcześniej urodził mi się jeszcze brat i nie chciałem zostawiać tu moich bliskich. Później pojawiła się informacja, że trener Andriej Parfionow, który trenował w Szkole Mistrzostwa Sportowego, odchodzi z niej i będzie trenował w Nowym Targu. To był kolejny czynnik, który sprawił, że jednak chciałem zostać tu na miejscu w rodzimym klubie. Czas pokazał, że to była dobra decyzja.
Zdjęcie: Szymon Pyzowski
Pod pewnym względem można nawet porównać Państwową Podhalańską Wyższą Szkołę Zawodową i jej drużynę akademicką do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Też tak myślisz? Czy można powiedzieć, że w Nowym Targu powoli robi nam się poważny ośrodek szkolenia młodzieży?
-Póki co ludzie podchodzą do tego sceptycznie. Nie mówię, o społeczności nowotarskiej, ale na różnych portalach internetowych spotkałem się z opiniami, że nasza drużyna akademicka to szkółka Rosjan, którzy chcą sobie z czasem zapewnić grę w ekstraligowej drużynie Podhala. Rzeczywistość jest jednak inna. Co do ośrodka: problem jest taki, że aby dostać się do SMS-u nie wymagane jest tak naprawdę nic, oprócz ukończenia gimnazjum i przejścia testów sportowych. Z kolei żeby dostać się na uczelnię PPWSZ musisz mieć zdaną maturę. Swoją drogą, drużyna akademicka mogłaby być super perspektywą dla osób, które kończą edukację na szkole średniej w SMS-ie. Ale niestety - do tego musieliby oni mieć zdaną maturę, a na przykład w ostatnim roku zdały ją raptem trzy osoby na osiemnaście w tej szkole.
Wspomniałeś, że ludzie myślą jedno a rzeczywistość odnośnie wymyślonej "szkółki Rosjan" jest inna. To znaczy jaka?
-Chodziło mi o to, że oni (przyp. red. rosyjscy gracze) nie planują raczej tu zostać. Chcą potem grać dalej, w wyższych ligach, czyli najczęściej wrócić do Rosji i tam szukać szansy na grę. Z tym wiążą swoją przyszłość. Oni nie przyjechali po to, by grać tu na stałe. To jest tylko pewny etap w ich życiu. Jest nawet u nas jeden Rosjanin, który przez dwa lata chodził do szkoły średniej w Kanadzie, a teraz przyjechał tutaj, by kontynuować naukę i jednocześnie grę w hokeja. Zobaczymy, gdzie go dalej los poniesie.
Znów przerzucając się na inny temat: jak oceniłbyś zaangażowanie PZHL-u w rozwój młodzieżowych zespołów w Polsce?
-Jeśli chodzi o hokej w Polsce, to smutny jest fakt, że sponsorami naszego hokeja są głównie rodzice, którzy w 98-99% płacą za wszystko: sprzęt, wyjazdy, obozy szkoleniowe... Był raz okres, że z pewnego ośrodka sportowego (przyp. red. OSSM) dostawaliśmy jakiś tam sprzęt, ale było to raptem 20-30 kijów na sezon. Starczało ledwo na jedną grupę młodzieżową.
A co uważasz o tym ostatnim zamieszaniu z przenoszeniem Mistrzostw Świata Dywizji I A z Krakowa do Katowic?
-To jest lekkie ośmieszenie całej imprezy, bo w Krakowie było dobrze, a bawienie się w porównywanie kosztów przy tak dużej imprezie jest nie na miejscu. Nie powinno się czegoś takiego według mnie robić, ale - jak to mówią - są ludzie mądrzejsi i najmądrzejsi.
Dane ci było kiedyś zagrać w reprezentacji Polski?
-Nie.
A masz nadzieję, że kiedyś dostaniesz powołanie?
-Jak Bóg da... Zawsze chciałem i ciągle chciałbym wystąpić kiedyś z orzełkiem na piersi, ale czy będę miał to szczęście? Zobaczymy.
Zdjęcie: Bob Nowotarski
Czy jest coś, czego żałujesz w swojej dotychczasowej przygodzie z hokejem?
-Tak. Żałuję tego, że od małego zarzekałem się, że jestem napastnikiem i nigdy nie będę grał na obronie. Gdy chodziłem do gimnazjum, trener Szopiński (przyp. red. Robert Szopiński – wieloletni zawodnik Podhala, olimpijczyk) usilnie przekonywał mnie, bym zaczął grać na obronie. W końcu zostałem obrońcą i jestem nim do dziś, ale z perspektywy czasu żałuję, że stało się to tak późno.
To może wzorowałeś się na kimś? Kto był lub jest twoim hokejowym idolem?
-Patrick Kane. Od zawsze byłem fanem Chicago i kiedy zobaczyłem jak został wybrany przez nich w drafcie i potem jak gra, to stał się moim ulubionym zawodnikiem.
A w Nowym Targu w seniorach jest jakiś zawodnik, którego szczególnie naśladujesz?
-Nie. Nie mam takiego. Kiedyś jako dzieciak byłem zapatrzony w Milana Baranyka, ale niestety potem nie grał on już w Podhalu.
Teraz czas na zabawę z pytaniami o "naj...". Zacznijmy: twoje największe sportowe marzenie?
-Wygrać ligę EUHL z drużyną akademicką.
Twój największy hokejowy sukces?
-Drugie miejsce na olimpiadzie młodzieżowej juniorów młodszych.
Najwspanialsza chwila podczas dotychczasowej gry w hokeja?
-Wygrany mecz z Bytomiem w grupie podczas wspomnianej olimpiady młodzieżowej.
A największe sportowe rozczarowanie?
-Zeszłoroczny turniej o mistrzostwo CLJ.
Mogę spytać dlaczego?
-Wszyscy jechaliśmy na niego bardzo zmotywowani, w głowach z myślą o zwycięstwie i zdobyciu tytułu mistrzowskiego. W grupie wygraliśmy bez problemu wszystkie mecze, ale w półfinale coś się zacięło i "zdechło". Potem jeszcze przegrany mecz o 3. miejsce i wielkie rozczarowanie.
Najbardziej denerwująca rzecz w hokeju?
-To sędziowie (śmiech).
Najgorsza kontuzja w życiu?
-Na szczęście nie miałem ich dużo i nie były one zbyt poważne. Najgorsza to stłuczenie uda i miesiąc bez gry.
A twój najlepszy kumpel z lodu? Masz takiego?
-Tak, jest nim Daniel Pierzchała.
Na zakończenie naszej rozmowy, chciałbym klasycznie spytać cię o twoje plany i cele na ten sezon?
-Z kolegami z rocznika 98 gramy ze sobą już chyba po raz ostatni i chcemy wygrać olimpiadę młodzieżową (przyp. red. junior młodszy). W CLJ z kolei powalczyć o jak najlepszy wynik, a jeśli chodzi o EUHL to czas pokaże.
W takim razie powodzenia wam życzę Kuba i wszystkiego dobrego!
-Dzięki!
Zapraszamy do wywiadów z serii „wywiady z młodymi”:
A już za tydzień moim rozmówcą będzie Fabian Lesner, 22-letni dunker, wcześniej grający w koszykówkę. Kto to jest dunker? Przekonacie się już za tydzień!
Tekst Jakuba Udziela