23.09.2015 | Czytano: 1257

Tak niewiele zabrakło

- Niewiele zabrakło mi, by zostać mistrzem świata. Wystarczyło przejechać na czysto. Bez tych dwóch karnych sekund - powiedział Mateusz Polaczyk, który po raz drugi w karierze został wicemistrzem świata w rywalizacji K-1 w kajakarstwie górskim.

Tytuł wywalczył- jak twierdzą zawodnicy i fachowcy – na najtrudniejszym torze świata. Duże zmiany na nim zaszły w porównaniu z igrzyskami olimpijskimi w 2012 roku. Przed trzema laty Mateusz był czwartym kajakarzem igrzysk.

- Potwierdzam, że jest to najtrudniejszy tor na świecie – twierdzi Mateusz Polaczyk. - Dużo jest spadków, które wybijają z rytmu. Jedynie góra wolniejsza niż przed trzema laty. Na igrzyskach była szybsza woda, teraz była mniej sprzyjająca, stąd mnóstwo wywrotek. Jazda na wprost sprawiała duże problemy. A jeszcze to ustawienie bramek. Ani na moment nie można było się zdekoncentrować. Każda nieuwaga drogo kosztowała, leciało się na łeb na szyję. Mogą coś o tym powiedzieć faworyci, którzy odpadli.

Wychowanek Pienin Szczawnica sięga po medale w latach nieparzystych. Tak było w 2011 roku, kiedy był drugi w mistrzostwach świata. Tak było dwa lata później, gdzie wywalczył brązowy medal. Tak jest teraz w Londynie, gdzie został wicemistrzem świata.

- Nie jestem przesądny i wierzę, że w latach parzystych również będę zdobywał medale na najważniejszych imprezach. Za rok igrzyska olimpijskie i mam wielką chrapkę na medal w Rio – mówi.

Polaczyk byłyby mistrzem świata, gdyby nie dwie sekundy karne. Wszystkim, którzy oglądali transmisję, zapewne zadrżało serce, gdy sędziowie początkowo uznali dwunastą bramkę za niezaliczoną i przyznali naszemu reprezentantowi 50 punktów karnych. Na szczęście po analizie przejazdu kara została cofnięta.

- Początkowo myślałem, że 50 punktów dostałem za trzecią bramkę. Tam ciasno skoczyłem. Kiedy dowiedziałem się, że chodzi o „dwunastkę”, to wiedziałem, że kara będzie anulowana. Normalnie wpłynąłem w bramkę. Każda bramka ma teraz dodatkowe kamery do analizy. A je z kolei śledzą zawodnicy, którzy dokładnie pilnują sędziów. Ostateczny wynik podany jest dopiero po dokładnej analizie wideo – tłumaczy wicemistrz świata.

Gdyby nie dotknięcie palika nasz kajakarz zostałby mistrzem świata, bowiem biorąc pod uwagę wyłącznie czas netto wprost zdominował rywali, płynąc o 2,5 sekundy szybciej.

- Te nieszczęsne dwa punkty karne. Błąd popełniłem na jedenastej bramce, na której był „zamaskowany” podjazd. Skakało się tam w ciemno. Nie byłem w stanie bardziej się odchylić, by nie dotknąć palika. Skoczyłem za krótko i trąciłem bramkę – wyjawia nasz wicemistrz świata.

Nagrodą za wicemistrzostwo świata są wakacje ufundowane przez... Polski Związek Kajakowy.
- Jeszcze nie zdecydowałem się gdzie wyjadę. Przeglądam katalogi. Ten wyjazd to fajna rzecz, ale muszę dopasować terminy, bo czeka mnie wesele brata – wyjawia.

- To wyjątkowa rodzina. Próżno szukać w kraju, a może i na świecie, w której byłoby tylu sportowców najwyższej klasy. Trudno zliczyć ile medali i trofeów zdobyła na różnych zawodach rangi krajowej i międzynarodowej – mówi o rodzinie Polaczyków Maria Ćwiertniewicz, mistrzyni świata w K-1.

W rodzinie Polaczyków siedmiu uprawia kajakarstwo górskie - Joanna, Grzegorz, Mateusz, Henryk, Łukasz, Iwona i Rafał. Wszystko jednak zaczęło się od głowy rodu Krzysztofa (rocznik 1959; obecnie trener). To wielokrotny medalista mistrzostw Polski na przełomie lat 70 i 80 – tych. To on zaszczepił córkom i synom bakcyla sportowego. Przygoda ze sportem zaczęła się od zabawy na wodzie z racji tego, że Dunajec płynął kilka metrów od ich rodzinnego domu. Własnoręcznie zbudował prowizoryczny tor slalomowy przy Kotońce. Przez lata produkował kajaki dla dzieci i poświęcał każdą wolną chwilę na sportową edukację swoich pociech. A, że mieli duży talent, który poparli pracą i góralską zawziętością wyrośli na medalowych sportowców.

- Często tata zabierał nas na różne wyprawy po rzekach i jeziorach. W ten sposób wszyscy zaraziliśmy się kajakarstwem i jak mówi tata: „ Stary kaczor ruszył na wodę, a małe kaczki poszły za nim” – opowiadał w jednym z wywiadów Łukasz (rocznik 1989).

Mateusz ( ur.22 stycznia 1988) rozpoczął międzynarodowe starty od wygrania zawodów Nadziei Olimpijskich na Słowacji w 2004 roku. - Rok później święciłem triumf w Pre World i drugi był w zespole w mistrzostwach Europy juniorów. Rok 2006 zakończyłem złotym medalem mistrzostw świata juniorów i brązowym w zespole seniorów i mistrzostw Europy juniorów indywidualnie. Ma w swojej kolekcji wszystkie kolory medali z młodzieżowych mistrzostw Europy w drużynie. Po ten z najszlachetniejszego kruszcu sięgnął w 2007 roku, rok później stanął na najniższym stopniu podium. Dwukrotny wicemistrz świata w slalomie (2011, 2015) i brązowy medalista (2013). Brązowy i srebrny medalista mistrzostw świata w K-1x3, odpowiednio w 2006 i 2013. Podczas igrzysk olimpijskich w 2012 zajął 4. miejsce. W mistrzostwach Europy seniorów zdobył złoty medal w 2008 i 2010 i wicemistrzostwo Europy w 2011, w obu przypadkach w K-1x3

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Maria Ćwiertniewicz
 

Komentarze







reklama