Mateusz Polaczyk – bo o nim mówi – w niedzielę został wicemistrzem świata w kajakarstwie górskim. To już chyba tradycja, że w roku nieparzystym wychowanek Pienin Szczawnica staje na podium mistrzostw globu. Tak było w 2011 roku, kiedy był drugi, dwa lata później trzeci, a teraz w Londynie wywalczył srebro. Mateusz do finału zakwalifikował się z ósmym czasem, ale decydujący przejazd był w jego wykonaniu kapitalny, a przede wszystkim szybki. Gdyby nie dwa punkty karne na dwunastej bramce, to kto wie czy nie byłoby jeszcze większe święto w rodzinie Polaczyków.
- Na pewno szkoda tych dwóch punktów karnych, ale z drugiej strony, gdyby ich nie było, to czas mógłby być gorszy – rozważa Józef Dyda. – Przegrał z Czechem Jirim Prskavcem o 0,44 sekundy. Ważne, że dla kraju wywalczył olimpijską kwalifikację. Prawo wystawienia jednego zawodnika lub osady biało –czerwoni zdobyli także w pozostałych konkurencjach. Szkoda, że tylko jeden medal zdobyliśmy, bo wydawało się, że będzie ich więcej. Na pewno niedosyt pozostał po starcie C-2. Trzy osady mieliśmy w finale i liczyliśmy na blachę. Jednak nie wykorzystaliśmy szansy. Niemniej udowodniły, że są w ścisłej czołówce światowej. Grzegorz Majerczak i Michał Wiercioch coraz pewniej czują się na wodzie. Obserwuję ich od dawna i ich forma jest coraz wyższa. Zawiedli bracia Filip i Andrzej Brzezińscy. To są bardzo skromni i grzeczni chłopcy. Za grzeczni, a na wodzie trzeba zadziorów, wojowników. Jeżdżą świetnie technicznie, czytają wodę, ale brakuje im zacięcia, sportowej złości. Może psycholog powinien wkroczyć do akcji lub trenerzy, którzy nakręciliby ich przed startem. Takim wojownikiem jest Mateusz Polaczyk. Pamiętam go z obozów i z całej rodziny był największym zadziorą. Zawsze musiał postawić na swoim. Potrafi w życiu walczyć o swoje. Trenerzy juniorów i młodzieżowców zawsze podkreślali, że był najtrudniejszym zawodnikiem do prowadzenia. Ta zadziorność, nieustępliwość przekłada się na wodę. Rozmawiałem z Maćkiem Okręglakiem i jest bardzo zadowolony z dziesiątego miejsca. Ten sezon ma wspaniały. Niespodzianką in plus dla mnie jest 12. lokata Grzegorza Hedwiga w C-1, która dała nam olimpijską kwalifikację. Był blisko finału. Sukces tym większy, że w C-1 panuje totalna posucha od czasów Krzysia Bieryta i Grzesia Kiljanka.
W Lee Valley biało –czerwoni zdobyli komplet kwalifikacji do Rio. Będą mogli wystawić po jednej osadzie we wszystkich konkurencjach. Oprócz Polski komplet kwalifikacji zdobyli: Rosja, Wielka Brytania, Niemcy, Słowenia i Słowacja.
- Mistrzostwa pełne niespodzianek – zauważa Józef Dyda. – Totalną klęskę ponieśli Słowacy. Taka potęga, a wyjechała bez medalu w konkurencjach indywidualnych. W C-1 mieli trzech zawodników w finale, w C-2 poza finałem. Tylko Jana Dukatova w finale. Sensacją jest brak medalu Francuzów w K-1, a w poprzednim czempionacie zajęli całe podium. Brąz dla Michała Smolenia, syna Rafała, który aktualnie reprezentuje barwy USA. Ojciec to były zawodnik Startu Nowy Sącz. Nazywaliśmy go „Patyk”. Syn jest świetnym chłopakiem. Już podczas mistrzostw świata juniorów i U23 zaznaczał, że może być z niego dobry kajakarz. Jak patrzę na jego jazdę, to jakbym widział Rafała. Ojciec wyjechał do Stanów i zajmuje się tam szkoleniem. Niespodzianką jest wygrana Czeszki Katariny Kudejovej w K-1. Pamiętam ją ze startów w juniorkach, ale później gdzieś znikła i nie bardzo ją kojarzę. Miłą sprawą jest finał 46-letniej Stepanki Hilgertovej. Tyle lat i cały czas w ścisłej czołówce światowej. My cieszymy się z kompletu kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. W Londynie wywalczyło je po 15 państw w K-1 kobiet i mężczyzn po 10 w C-1 mężczyzn i po 8 w C-2. Ci, którym się nie powiodło będą mieć szansę w przyszłym roku w mistrzostwach kontynentów. Tu będzie zdecydowanie trudniej o kwalifikację, bo jest tylko jedno wolne miejsce. Jedno też miejsce zarezerwowane jest dla gospodarza igrzysk.
Stefan Leśniowski