Okazuje się, że już nawet nie słowa, ale pisemne deklaracje burmistrza co do terminu zamrożenia tafli lodowej nie mają pokrycia w faktach. Ale nie mogą być, skoro nikt nie chce się przyznać, że stworzyli lodowy bubel. W zaparte trzymają swojej strony i co roku, lodowisko niczym dojna krowa, łyka kolejne złotówki. Jeszcze raz okazuje się, że co tanie, to drogie. O tej dewizie zarządzający lodowiskiem już dawno zapomnieli. Najlepiej wszystko złożyć na dziennikarzy, którzy szukają dziury w całym. Gdyby było dobrze, wszystko na czas zrobione, nikt by się ich nie czepiał.
Jest co prawda cienka warstwa lodu, ale…roztopiona. Lodowisko przypomina – tradycyjnie – basen. Zawodnicy żartowali, że zapomnieli zabrać kąpielówek i płetw. Ci, którzy słabiej pływają przebąkiwali coś o materacach. Tymczasem Niemiec deklarował, iż jego maszyny wytrzymają 30 - stopniowy upał na zewnątrz, ale… zapewne liczył, iż wszystkie sprężarki pójdą na full.
Zawodnicy w oczekiwaniu na planowany trening na lodzie
- Dyrektor powiedział mi, że pracownik nocą za dużo wody nalał na płytę i nie zamroziło. Nie wierzę mu – mówi radny Jerzy Wcisło.
Dyrektor jest jednak w dobrym humorze, bo z uśmiechem od ucha do ucha przechadza się korytarzami hali i przed obiektem. – Chyba nas chce wkur…- powiedział jeden z obserwatorów jego marszu w godzinach pracy do Pubu Hokejowego. Zastano go tam przy lekturze prasy.
- Małe jest prawdopodobieństwo, byśmy wieczorem trenowali na lodzie. Najgorsze jest to, że nie wiemy na czym stoimy – powiedział drugi trener Podhala, Marek Ziętara.
Te świecące plamy to woda!
Stefan Leśniowski