07.04.2015 | Czytano: 1348

Czas leci, a krytego toru nie widać

Po roku od wielce udanych igrzysk olimpijskich w Soczi nasi łyżwiarze nadal nie doczekali się hali lodowej, mimo wielu obietnic ze strony rządu i premiera Donalda Tuska. A mimo to potrafili rywalizować na równi z całym światem. Chociaż… z mistrzostw świata wrócili bez medalu, po raz pierwszy od 2011 roku.

Za to był to najlepszy sezon w historii indywidualnych startów w Pucharach Świata. Podsumowanie wypada okazale. Na dystansie 1500 metrów aż trzech panów zmieściło się w pierwszej dziesiątce – Jan Szymański ukończył zmagania na piątej pozycji, Konrad Niedźwiedzki był tuż za nim, a mistrz olimpijski na tym dystansie Zbigniew Bródka- dziesiąty. Z kolei Artur Waś zajął ostatecznie 6 miejsce na 500 metrów. Z kobiet ponownie najlepsza była Luiza Złotkowska, która okupuje 11 lokatę na 1500 metrów.

W Heerenveen trzej nasi panowie zajęli miejsca w pierwszej dziesiątce na koronnym dystansie. Na szóstym miejscu ukończył rywalizację Bródka, Szymański był 8, a Niedźwiedzki – 10. Waś był piąty na 500 metrów, a Złotkowska dwa razy dziewiąta – na 1500 i 3000 metrów. A mimo to po czempionacie w Holandii na panczenistów spadła krytyka. Zarzucano, że nie trafili z formą, że medale w Soczi były przypadkiem. Tymczasem w grudniu ogrywali cały świat – Szymański dwa razy wygrał pucharowe zawody na 1500 metrów, a Waś był dwa razy najlepszy i dwukrotnie zajął drugie miejsca na najkrótszym dystansie. Do tego dobrze spisywały się drużyny. W lutym już nie udało się tego powtórzyć, a przecież bardzo liczyliśmy na medalowe drużyny z Soczi, które w Pucharze Świata zajęły trzecie miejsca w ostatecznym podsumowaniu. A jednak w Heerenveen i panie, i panowie uplasowali się na szóstych miejscach. O ile bowiem drużyna pań w zmienionym składzie miała prawo na ciut gorszy przejazd, o tyle wydawało się, że trio Bródka –Niedźwiedzki - Szymański będzie walczyło o medal. Niestety kontuzje nie omijały naszych najlepszych. Niedźwiedzki niedawno przeszedł operację i nie był w pełnej dyspozycji. Gorzej, że nie ma kim zastąpić etatowego trio. Drużynie brak solidnego rezerwowego. Sebastian Druszkiewicz (AZS Zakopane) właśnie zmienił obywatelstwo i od przyszłego sezonu będzie startował dla reprezentacji Czech. Może postępy na miarę drużyny poczynią młodsi Michalski i Kłosiński?

Drużyna pań pozbawiana został aż dwóch ogniw. Natalia Czerwonka miały wypadek na rowerze i cały sezon przechodziła rehabilitację. Dzięki Bogu przeżyła i szykuje się już do kolejnego sezonu. Katarzyna Bachleda Curuś również leczyła rany, a teraz spodziewa się drugiego dziecka, ale zapowiada powrót na tory.

- Uważam, że sezon był całkiem dobry - mówi szkoleniowiec kadry kobiet, Krzysztof Niedźwiedzki. - W minionym sezonie zostało sprawdzonych kilka młodych zawodniczek w najpoważniejszych startach. Aleksandra Goss, Urszula Włodarczyk, Magdalena Czyszczoń czy Angelika Fudalej brały udział w dużych międzynarodowych zawodach. Ich starty na pewno będę procentowały. Biły rekordy życiowe. Postępy zrobiła Katarzyna Woźniak. Nasza drużyna w Pucharze Świata zajęła trzecie miejsce i ten wynik świadczy o dużych możliwościach Polek, które nie startowały przecież w najsilniejszym składzie.

Nadzieje są, ale gdzie mają podnosić swoje umiejętności skoro dla nich sezon w kraju trwa cztery miesiące? Bo nie mają gdzie trenować. Bo nie ma krytego toru! Jak mają się przygotowywać do kolejnego startu w igrzyskach olimpijskich? Premier Donald Tusk i minister sportu Andrzej Biernat zaraz po medalach w Soczi zgodnie obiecywali pomóc polskim panczenistom. Tyle, że minął ponad rok i efektów nie widać. Niby zabezpieczono w budżecie miasta stołecznego i ministerstwa pieniądze, niby wybrano już właściwy projekt, ale czas leci, a do Pyeongchang coraz bliżej...

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama