Jego podopieczne dobrze zaczęły bardzo ważne spotkanie z Żakiem. Musiały go wygrać różnicą co najmniej sześciu punktów, bo tak wysoko przegrały w Nowym Sączu. Ten plan do pewnego mementu był realizowany, a druga połowa drugiej kwarty była w wykonaniu nowotarżanek fatalna. Trener brał czas, złościł się na zawodniczki, a te popełniały proste błędy, zarówno w ataku jak i obronie. Do tego stopnia wkurzyły szkoleniowca, że ten nie chciał w przerwie iść z nimi do szatni.
Przerwa ostudziła emocje. Dziewczęta zaczęły odrabiać straty i wyszły na prowadzenie. To dzięki świetnej grze w defensywie i rzutom za trzy. Na cztery i pół minuty przed końcem czwartej kwarty prowadziły różnica 15 „oczek”. – Popatrzcie na zegar. Prowadzimy, grajmy długie akcje, to rywalki powinny się speszyć – mówił do dziewcząt na czasie Witold Chamuczyński.
Jak grochem o ścianę. Jego podopieczne chciały szybko kończyć akcje, popełniały błędy, podawały piłkę w ręce przeciwniczek, a tego goniły wynik. Nerwy, nerwy aż do ostatniej sekundy. Wszystko skończyło się szczęśliwie.
- Nie można być spokojny po tak prymitywnych zagraniach dziewcząt. Taki jest już jest babski basket, trener musi wiele znosić – mówi Witold Chamuczyński. - Mieliśmy fragment zupełnie przyzwoitej gry, z szybkim atakiem, rzutami z dystansu, a później kompletnie nie graliśmy. Zespół wyłączył głowy i podawał piłkę w ręce przeciwnika. Ciężko pracował przez ¾ kwarty, by w ciągu trzech minut oddać beztrosko siedem piłek. Cieszę się, że pokazaliśmy charakter. Zadaniem było wygrać różnicą sześciu punktów i zostało zrealizowane, ale stylu można się czepiać. Przez ostatni miesiąc każda z dziewczyn była chora bądź kontuzjowana. W czwartek graliśmy sparing, na którym wszystko źle wyglądało. Zespół się podniósł. Może to zwycięstwo zbuduje lepszą atmosferę.
Gorce Nowy Targ- Żak Nowy Sącz 76:63 (17:14, 14:20, 21:10, 24:19)
Gorce: Łaś 26, Florek 23, Z. Zubek 12, Homoncik 11, Mikrut 2, Kobylarczyk 2, S. Zubek, Sołtys, Jędrol, Bryniarska. Trener Witold Chamuczyński.
Stefan Leśniowski