Wyszedł z cienia wielkiego poprzednika. - Adam był wyjątkowym skoczkiem i człowiekiem. Drugiego takiego nie będzie – powiedział nowy bohater polskich skoków.
Były wybitny zawodnik uważał, że największe szanse na mistrzostwo świata na dużej skoczni ma jego następca.
– Stoch to główny kandydat do złota – przepowiadał. – W serii próbnej w trudnych warunkach Kamil oddał świetny skok. Wręcz zdeklasował rywali i to był świetny prognostyk. Po pierwszej serii miał pięć punktów przewagi, więc w drugiej to już była formalność, ale… I tak strasznie się denerwowałem. Zupełnie tak, jakbym sam siedział na belce. Kamil potwierdził, że Predazzo jest polskie. On lubi tę skocznię, tak, jak i ja ją lubiłem. Chyba szczęście przynoszę – powiedział czterokrotnym mistrz świata komentując wydarzenia dla Eurosportu.
Niezauważone mocne wejście
Gdy Małysz dominował w Predazzo, Kamil Stoch zdobywał srebrny medal podczas mistrzostw świata juniorów na skoczni 90—mwetrowej w Strynie. Zadebiutował w Pucharze Świata i stanął na podium mistrzostw Polski. Miał mocne wejście, ale nie wszyscy to zauważyli, bo byli zauroczeni Małyszem. Wtedy dla kibiców istniał tylko jeden skoczek – „lotnik” z Wisły.
28 lutego 2013 roku był dniem Stocha. Skakał najdalej, najlepiej i najskuteczniej. Nikt nie mógł mu zepsuć tego święta. W czasach, kiedy o sukcesie decydują ułamki punktów, zdeklasował rywali. Do tego startu nic w tym sezonie nie wygrał. Na skoczni w Predazzo osiągnął życiowy sukces. Droga do niego nie była usłana różami. W Libercu, cztery lata temu, miał medal na wyciągnięcie ręki. Nie wyszło. W Predazzo na małej skoczni również było czuć zapach medalu. Po fantastycznym skoku w pierwszej serii był drugi, jednak wypuścił krążek z rąk. Wtedy był zły na samego siebie.
- Było blisko, prawie miałem medal w garści, ale wypuściłem go w ostatniej chwili – powiedział. – Zastanawiałem się dlaczego tak się dzieje w ostatnim czasie, bo miałem kilka podobnych sytuacji. Muszę się podnieść z kolan. Mam nadzieję, że ten konkurs nie będzie miał żadnego negatywnego znaczenia. Muszę zachować więcej zimnej krwi. Czy to wydarzenie wyzwoli u mnie sportową złość? Nie. Trzeba być zrównoważonym i pewnym siebie, żeby wykonać wszystko jak należy. Przed startem na dużej skoczni muszę zapomnieć o tym, co się zdarzyło. Jedynie wyciągnąć konstruktywne wnioski.
Mistrzowskie noty
W czwartek wyciągnął właściwe wnioski. Błyszczał na treningach, oddał fenomenalny skok w pierwszej serii. Od sędziów dostał prawie mistrzowskie noty, była nawet dwudziestka. - Chyba pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło – powie później mistrz, który nie chce, żeby go tak nazywać. - Mam nadzieję, że nikt mnie tak nie będzie tytułował, bo będę lal po głowach – odparł Kamil. – Chcę pozostać tym samym gościem, co przed konkursem. Wiem, że sukces nie trwa wiecznie.
Gdy prowadził, wielu zastanawiało się czy wytrzyma presję. Czy nie powtórzy się sytuacja z pierwszego konkursu? Stoch zachował stalowe nerwy. Po raz pierwszy w sezonie zdecydował się opuścić belkę startową. Właściwie nie miał wyjścia, bo robili to wszyscy.
- Belki zmieniały się w drugiej serii tak często, że powstało zamieszanie i nawet trenerzy przestali się w tym wszystkim orientować. My zagraliśmy tak, jak inni, schodząc na 19 platformę. Na treningu Kamil z niej skakał i radził sobie dobrze, dlatego byliśmy pewni, że i tym razem da radę – zapewnił szkoleniowiec Łukasz Kruczek.
To był strzał w dziesiątkę. Przewaga z pierwszej serii została powiększona.
– Oba skoki były idealne, najlepsze w tym sezonie. W rywalizacji na najwyższym poziomie, z tymi wszystkimi przelicznikami. Pierwszy skok i przewaga w pewnym sensie dała mi komfort psychiczny, chociaż nie zwracałem uwagi na przewagę. W skokach można roztrwonić i 20 punktów. Było nerwowo, ale nie tak, jak na średniej skoczni. Dużo się nauczyłem po tamtym konkursie. Miałem w głowie mocno zakodowane co mam zrobić. Wiedziałem, że mam skoczyć normalnie. W myślach powtarzałem sobie elementy techniczne, reszta się nie liczyła. Ta wygrana to dla mnie spełnienie marzeń. Pamiętam, jak tata mówił mi, że muszę sto razy przegrać, żeby raz wygrać. Dzięki, tato. Nauczyłem się! – mówił wzruszony Stoch, który po konkursie odśpiewał na podium Mazurka Dąbrowskiego. Chwilę później odśpiewał go kolejny raz. Tym razem z polskimi kibicami.
Telefon od prezydenta
– Zawsze marzyłem, by wysłuchać polskiego hymnu podczas mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Spełniłem kolejne marzenie, ale jedno zostało – mówił Kamil. – To było super. Chyba całe życie na to czekałem, żeby moi koledzy nieśli mnie na ramionach. Potem koledzy wnieśli mnie na krześle do jadalni. Zaczęliśmy śpiewać. Super momenty. Dla takich chwil warto harować. Warto też marzyć, bo one naprawdę się spełniają. Koledzy cieszyli się razem ze mną. To nasz wspólny sukces. Ten sukces kosztował mnie wiele wyrzeczeń. Kilkaset dni w roku jesteśmy poza domem, pozbawieni rodzinnego towarzystwa.
Stoch zaskoczony był telefonem od prezydenta. – „Łączę z prezydentem” – usłyszałem w telefonie. Pytam: „Z kim? Jaja pani sobie robi. Kim pani jest? Sekretarką?”. Okazało się, że to prawda. Kiedy usłyszałem głos prezydenta Bronisława Komorowskiego od razu mnie wyprostowało. Dostałem mnóstwo sms-ów, jak na Boże Narodzenie.
Flaszka dla Morgensterna
W sobotę w przedziwnych okolicznościach wywalczył z drużyną brązowy medal. Gdyby nie Austriak Thomas Morgenstern, nie byłoby medalu. To on zauważył, że Norwegii dodano 7,7 pkt. za obniżoną belkę, podczas gdy Anders Bardal skakał z wyższej platformy startowej. Austriak zorientował się, że coś jest nie tak, bo akurat jechał w tej samej grupie zawodników co Bardal. Według pierwszych wyników Polacy, uzyskali o pół metra za mało, by stanąć na podium. Wyprzedzali ich Niemcy (o 0,8 pkt.), Norwegowie i zwycięzcy - Austriacy. Gdy nasza ekipa szykowała się do powrotu ze skoczni, wybuchło zamieszanie.
- Thomas Morgenstern zauważył błąd sędziów, szybko wychwycili go też Niemcy, którzy zgłosili do sędziów prośbę, o weryfikację wyników. Chciałbym wręczyć mu najcenniejszy medal za fair play - powiedział Stoch telewizji Eurosport.
Piotr Żyła nad upominkiem dla Austriaka nie zastanawiał się długo. - Trzeba będzie Thomasowi sprezentować jakąś flaszkę. Koledzy obarczyli mnie tym obowiązkiem. Wywiążę się z niego pewnie przy okazji ostatnich w sezonie zawodów Pucharu Świata w Planicy – przyznał Piotr Żyła.
- Mam nadzieję, że teraz cała ekipa uwierzy w to, że można zdobywać medale – dodawał Kamil Stoch.
Ambitny, wytrwały, systematyczny
W poprzednich sezonach zaliczał fantastyczne starty, by w następnych zawalać skoki i kończyć zawody na odległych miejscach. Sam przyznawał, że stawiał sobie zbyt ambitne cele. Chciał wygrywać natychmiast.
- Zawsze taki był. Miał może trzy latka, kiedy po raz pierwszy założył narty – mówi jego pierwszy trener, Stanisław Trebunia Tutka. - Zjeżdżał na nartach, skakał i marudził rodzicom, by zapisali go do klubu. Gdy dorwał się do skoczni, to mógł skakać cały dzień. Nic go nie było w stanie zniechęcić. W wieku ośmiu lat po raz pierwszy wystartował w lidze szkolnej i wygrał. Cztery lata później był mistrzem świata młodzików w Garmisch Partenkirchen, a podczas zakopiańskich zawodów w kombinacji norweskiej jako przedskoczek poszybował z Wielkiej Krokwi na odległość 128 metrów. Byłem wzruszony, gdy odbierał złoty medal. To wielki sukces tego fajnego chłopaka. Ambitny, wytrwały, systematyczny. Zawsze wierzyłem, że jego gwiazda rozbłyśnie.
Jaki jest Kamil poza skocznią?
- Wolny czas staram się poświęcić najbliższym. Jestem bardzo wierzącym. W wierze kościoła katolickiego jest tak, że rodzina jest ostoją i podstawą. Małżeństwo mnie uskrzydliło. Daje mi ono poczucie spełnienia się nie tylko w roli sportowca, ale w roli normalnego człowieka. W trudnych chwilach różne myśli krążą po głowie. Bóg doświadcza mnie takimi chwilami, żebym wyciągnął z nich wnioski. On wskazuje mi drogę. Dziękuję Bogu za te trudne chwile, bo dzięki nim mogę być lepszym człowiekiem. Co jeszcze robię w wolnych chwilach? Lubię czytać książki, oglądać dobre filmy, słuchać muzyki i grać na konsoli.
Stoch Kamil - ur. 25 maja 1987 w Zakopanem. Skoczek narciarski. Olimpijczyk z Turynu (2006) i Vancouver (2010). Olimpijskie osiągnięcia: 2006 - 16 miejsce (K-95), 26 (K-125), 5 (drużynowo); 2010 - 27 (K-95), 14 (K-125), 6 (drużynowo). Mistrz świata K -120 i brązowy medalista z konkursu drużynowego z 2013 roku. Uczestnik mistrzostw świata: 2005 - 37 miejsce (K-120), 6 (drużynowo K-95), 9 ( drużynowo K-120); 2007 - 13 (K-120), 11 (K-90), 5 (drużynowo); 2009 - 4 (K-90), 24 (K-120), 4 (drużynowo); 2011 - 6 (K-95), 19 (K-120), 4 ( drużynowo K-95), 5 (drużynowo K-120); 2013 – 8 (K-95). Mistrzostwa świata w lotach: indywidualnie - 35 miejsce (06), 34 (08), 16 (10), 10 (12) , drużynowo – 9 (06), 10 (08), 4 (10), 7 (12). 2 – krotny wicemistrz świata juniorów na skoczni K-90 ( 04 i 05). Puchar Świata: 53 miejsce (04/05), 45 (05/06), 30 (06/07 – 08/09), 24 (09/10), 10 (10/11), 5 (11/12). Wygrał pięć konkursów Pucharu Świata – trzy w (10/11) i dwa (11/12). Ponadto dwa razy stawał na drugim stopniu podium (11/12) i trzy raz na najniższym stopniu (11/12). Puchar Świata w lotach: 22 (06/07 i 08/09), 25 (07/08), 9 (10/11), 6 (11/12). Turniej Czterech Skoczni: 34 miejsce (05/06), 15 (06/07), 21 (07/08), 36 (08/09), 30 (09/10), 15 (10/11), 8 (11/12), 4 (2012/13). 2-krotnie zajmował drugie miejsca w Letniej Grand Prix ( 10 i 11). W 2010 wygrał Letni Puchar Kontynentalny. 6- krotny mistrz Polski: na skoczni K-120 (07. 09, 11, 12), K-95 (11), drużynowo (12). 5- krotny wicemistrz kraju: na skoczni K-120 (05, 10), K -85 (06), K-95 (09). 2- krotny brązowy medalista: K-85 (05), K-120 (06). 2- krotny mistrz Polski na igelicie: K-95 (10), K-120 (11). Od 26 stycznia 2013 współrekordzista Polski w długości lotu narciarskiego (232,5 m). Kluby: LKS Ząb (95-99), Poroniec Poronin (99-2010), AZS Zakopane ( 10- 12), WKS Zakopane ( 12- nadal) Najpopularniejszy sportowiec Podhala (06 -08, 10). Najlepszy narciarz sezonu w I Gali Sportów Zimowych w Nowym Targu za sezon 2010/11. Ukończył Zespół Szkół Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem, student AWF w Krakowie.
Stefan Leśniowski