28.01.2013 | Czytano: 986

Polatali na gigancie

Rekord za rekordem padał podczas lotów narciarskich na „mamucie” w Vikersund. Nie padł jednak ten najważniejszy, dlatego wiele kibiców po konkursach największej skoczni świata czuło spory niedosyt. Ale nie Polacy. Dla nich był to bardzo udany weekend.

Kamil Stoch był piąty i siódmy, a Piotr Żyła szósty i dziesiąty. Ten pierwszy od soboty jest rekordzistą Polski, wspólnie z Żyłą. Poszybował na odległość 232, 5 m. 

- Powiedziałem sobie, że idę na całość! Pomimo, iż drugi skok był ciut spóźniony, to poleciałem daleko – mówi Kamil Stoch. – Nawet trochę skróciłem ten skok, by wylądować telemarkiem. Wyszło jednak na to, że nie było telemarku, ani nowego rekordu kraju. Trochę niedosytu jest, ale latało się bardzo przyjemnie.

Najdłuższy skok w karierze oddał Maciej Kot, lądując na 211,5 m. – Z nowym rekordem życiowym można bez wstydu wracać do domu – uśmiechał się Maciej Kot.

Z kolei Dawid Kubacki po raz pierwszy przekroczył magiczną granicę 200 metrów. Polatali więc Polacy w Norwegii.

Przed konkursami wielu skoczków deklarowało, że na największym „mamucie” świata można polecieć nawet 250 metrów. Nikomu jednak ta sztuka się nie udała. Johan Remen Evensen nadal pozostaje autorem najdłuższego skoku na nartach, jaki kiedykolwiek oddał człowiek. Rekord świata ustanowiony przez nieskaczącego już Norwega w 2011 roku (246,5 m) nie był w weekend zagrożony. Najdalej poleciał Gregor Schlierenzauer. W finałowej rundzie pierwszych zawodów lądował na 240 metrze, odnosząc 46 zwycięstwo w karierze, dzięki czemu zrównał się w tej statystyce z legendarnym Finem Matti Nykänenem.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama