18.10.2012 | Czytano: 1468

Nie da się wysiąść z tego pociągu

- Wyczyn sportowy, to parawan. W trakcie kariery facet idzie dorabiać na „bramkę”. Tam spotyka różnych ludzi - dziwki, złodziei, żuli, ludzi kasiastych. Bierze mokrą robotę, bo kusi go wizja zarobienia szybko i łatwo dużych pieniędzy. Ryba łapie haczyk...

Oferty finansowe są coraz większe, akcje coraz trudniejsze i niebezpieczne. Siedzi już w kieszeni gangstera i trudno mu się z niej wyrwać. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, że wszyscy uprawiający sporty walki to przekupne gnojki. Chwasty przecież wszędzie rosną – mówi instruktor sztuk walki, ochraniarz, w rozmowie ze Stefanem Leśniowskim.

- Dlaczego nie chcesz podać nazwiska?
- Żeby mi „nieznani sprawcy” jaja odstrzelili? Ciesz się, że w ogóle chcę gadać z tobą.

- Cieszę się. Twoją domeną są dalekowschodnie sztuki walki.
- Wychowałem się na filmach z Bruce Lee. Interesowała mnie filozofia tej walki.

- Jesteś szefem ochrony dużego lokalu rozrywkowego. Powiedz kogo zatrudniasz.
- Przede wszystkim jestem instruktorem, a ochraniarz, to dodatkowe zajęcie. Pracuje się zazwyczaj wieczorami i nocami, więc wiesz… Zatrudniam ochraniarzy, czyli ludzi, którzy kiedyś uprawiali sporty walki – dżudoków, karateków, zapaśników, kickboxerów…

- Znany ci jest zapewne problem dotyczący wstępowania w szeregi przestępcze osób, które uprawiają te sporty?
- Pewnie, przecież nie od dzisiaj zajmuje się ochroną.

- Powiedz coś na ten temat?
- Światem rządzi pieniądz. Młody człowiek zapisuje się do jakieś sekcji sztuk walki, haruje. Po co?

- Żeby zostać zawodnikiem.
- Naiwny jesteś. Tak myślących jak ty jest garstka. Większość daje na treningach z siebie wszystko, ale tylko dlatego, że wiedzą, iż litry wylanego potu, przydadzą się w innej „dziedzinie”. Wyczyn sportowy, to parawan. Już w trakcie kariery facet idzie dorabiać na „bramkę”. Tam spotyka różnych ludzi, dziwki, złodziei, żuli, ludzi kasiastych.

- Dużo można zarobić na „bramce”?
- Chcesz się zatrudnić. Z tego co wiem, to nie uprawiałeś żadnych sztuk walki.

- Czyli wasze zarobki są tajemnicą?
- Żartowałem. Od lokalu i w jakiej miejscowości jest oraz co też ochraniasz, zależy ile zainkasujesz szmalu. Inaczej zarobki wyglądają w lokalach, gdzie ochrona pracuje na stałe, inaczej – gdy dorywczo. Ostatnio było nienajgorzej. Wakacje.

- Nadal uciekasz od odpowiedzi jaka to kwota?
- Nie pytaj, bo powali cię z nóg. Przy dobrej nocce można zainkasować, po przeliczeniu na polska walutę i półtora miliona.

- Oj, duszno mi się zrobiło.
- No widzisz.

- Nie marzyła ci się sportowa kariera?
- Pewnie, że marzyła, ale szybko zdałem sobie sprawę, że wybitnym sportowcem nie zostanę. Dość późno zacząłem uprawiać ten sport. Poza tym zawsze widziałem lepszych od siebie. W sporcie, gdzie wiele rzeczy da się wymierzyć, ocenić, jest jakoś bardziej dostrzegalne niż w innej dziedzinie życia. Już podczas studiów, byłem niemal pewny, że po otrzymaniu dyplomu wyższej uczelni, nie będę pracował w swoim fachu, lecz pójdę do milicji. Wtedy był to dobrze płatny zawód i szybko można było zostać emerytem.

- I co, zaciągnąłeś się?
- Uspokoję cię, nie zostałem gliną. Kończyłem studia w czasie, gdy na Wybrzeżu były rozruchy. Powstała Solidarność, a mnie odechciało się być milicjantem. W pewnym momencie chciałem pływać na statkach, ale to również szybko przeszło, minęło.

- Los rzucił cię bardzo daleko od rodzinnych stron.
- Taki żywot, ale czasem wpadam odwiedzić starych znajomych.

- Ile się dorobiłeś dzięki sportowi?
- Dorobiłem się obok sportu. Nie chciałbym się przechwalać, ale żyje mi się dostatnio i wydaje dość dużo. A ty pewnie dorabiasz jako dziennikarz, bo z tego co wiem kończyliśmy inżynierskie studia.

- Inżynierem byłem krótko. Wiesz w jaki sposób sportowcy „walki’ trafiają do mafii?
- To bardzo niebezpieczny temat. Ale dobra, niech będzie. „Bramkarz”, jak już mówiłem, spotyka się z wieloma ludźmi. Ci „napakowani” proponują pracę. Pierwsze zajęcie polega na wynajęciu gościa do obstawy, przy załatwianiu jakiejś małej transakcji bez draki. Propozycja nie do odrzucenia, bo zaplata sięga nieraz i kilkanaście „baniek”. Temu nikt się nie oprze. Szybko, bezboleśnie, „bramkarz” kasuje dolę, a więc forsę, której nie jest w stanie zarobić pracując kilka lat. Czy może być niezadowolony? To działa jak przynęta. Bo w ludziach siedzi coś, że jak mamy dużo, to chcemy mieć jeszcze więcej. Za jakiś czas przyjmujemy kolejną propozycję i… ryba łapie haczyk. Oferty finansowe są coraz większe, bo też akcje są trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Np. w celu odzyskania długów, może dojść nawet do zabójstwa. Nasz bohater jeśli nawet nie ma ochoty, chce się z tego wycofać, bo zabrnął już za daleko. Za głęboko siedzi w kieszeni gangstera. Z tego pociągu po prostu nie da się już wysiąść. Często paprzą się w to frajerzy, bo wizja zarobienie dużych pieniędzy kusi, że aż hej. Ponadto sportowcy z mat i ringów służą do szkolenia przestępców. Kolega był na takim instruktażu poza granicami naszego kraju i opowiadał, iż szkolenie takiej grupy, to coś w rodzaju mistycznego obrzędu, transu. Buldożery – jak nazywają instruktorów – stosują wyłącznie metody uderzeniowe, tak jakby jutro miał się skończyć świat. Szaleńcze tempo, stała presja, a nawet swoisty terror psychiczny powodują, że po takich ćwiczeniach uczniowie są nieprzytomni. Uczą walki całkiem innej niż znana nam ze sportowych aren. Kiedyś i ja otrzymałem taką propozycję. Za tydzień pracy oferowano mi na owe czasy dwa i pół tysiąca marek.

- Zgodziłeś się?
- Nie próbuj mnie obrażać. Mam swój honor i zasady. Dlatego jestem szefem ochrony placówki o ustalonej marce.

- Jesteś instruktorem. Czy miałeś uczniów, którzy wstąpili na drogę przestępstwa?
- Miałem takie przypadki. Ćwiczyli, ćwiczyli i… nagle zniknęli. Później okazało się, że zwinęła ich żandarmeria. Wielu młodych ludzi wyobraża sobie walki dalekowschodnie jako metodę rozstrzygania ulicznych, czy podwórkowych porachunków. Nie da się odróżnić uczniów, którzy przychodzą ćwiczyć dla rekreacji, by pozbyć się kompleksów, od tych, którzy mają zamiar wejść na drogę przestępstwa.

- Sportowcom uprawiającym sporty dalekowschodnie podobno przyświeca bardzo wniosła idea: humanizm, doskonalenie wnętrza…
- Ale jesteś naiwny. Każdy musi z czego żyć, a wtedy ideały przestają go interesować. Każdy kocha pieniądze i chce je mieć. Poza tym bardzo krótko przebywa z instruktorem, który wpaja mu te ideały. Jeśli ktoś przychodzi na zajęcia w określonym celu, to na nic zdadzą się tłumaczenia, że sztuka dalekowschodniej walki nie jest agresją wymierzoną przeciwko drugiemu człowiekowi, że ten sport posiada głębokie aspekty filozoficzno-duchowe, że jest szkołą charakteru. Może nie wszyscy dorośliśmy, by dostrzec całą głębię i filozofię poczynań ludzi, zajmujących się tą dziedziną działalności, bo to dla wielu, tu, w Europie, mało zrozumiałe są dusze ludzi wschodu i ich spojrzenie na świat. Może w nawale wszelkiej maści filmów, których bohater jedną ręka potrafi pokonać wszystkich wrogów, zbyt często widzimy jedynie zewnętrzny obraz tej walki. Świadomość na temat sztuk walki rodem z Dalekiego Wschodu kształtuje komercja filmowa, której fabuła eksponuje brutalność, skręcanie karków, wybijanie zębów… To imponuje młodym. W końcu na tym, co tajemnicze i niepojęte można dużo zarobić. Tymczasem walki Dalekiego Wschodu to połączenie sprawności fizycznej z przymiotami ducha. Nauka panowania nad emocjami. Sprawność fizyczna, to jedynie początek wszystkiego. Pierwszy krok na drodze, której ostatecznym celem jest rozwój duchowy. Walki Dalekiego Wschodu, to coś więcej niż sport. Karate w języku japońskim oznacza pustą dłoń, sztukę samoobrony bez broni. Sztukę posługiwania się ciosami zewnętrznego kantu dłoni, utwardzonego przez długotrwałe, wieloletnie ćwiczenia. Taka dłoń może być śmiertelna. Ale karate rządzi się swoją etyką. To kodeks Dojo. To właśnie on zakazuje posługiwania się technikami karate poza salą treningową. Nakazuje szacunek wobec rodziców i starszych, uprzejmość wobec innych ludzi. Nie da się ukryć, że w Europie panuje swoista moda na wiele rzeczy ze Wschodu. Tak jest nie tylko ze sportami walki, ale także z akupunkturą. To wszystko, dobrze pojęte, służy człowiekowi. Zło rodzą tylko wypaczenia. Musisz sobie uświadomić, że sportowców kształtuje się po to, żeby zwyciężali. Te wartości przenoszą również do prywatnego życia. W mafii zaś obowiązuje prosty kodeks etyczny, oparty na bezwzględnym posłuszeństwie i lojalności.

- Daleki Wschód, dla nas ludzi innej kultury, zawsze pozostawał zagadką nie tylko ze względu na religie, filozofię, ale również ludzi w nim żyjących – ich mentalność, siłę ducha i mistycyzm.
- Orient rzeczywiście budzi podziw, ale jednocześnie niepokój, który najczęściej jest konsekwencją niewiedzy. Zakorzenione to jest w umysłach ludzi nie znających koncepcji taoizmu, pojęcia qi czy tan tien. Nie da się ukryć, że my w Europie nie lubimy rzeczy zawiłych, dlatego bardziej nas pasjonują sporty proste, w których widomo o co chodzi. Tak powstał kickboxing, sport podobny wizualnie do karate, ale nie posiadający cech duchowych, którego głównym celem jest siła mięśni do pokonania przeciwnika.

- Czy problem przestępczości dotyczy tylko dyscyplin sztuki walki?
- Problem dotyczy tych, którzy w sporcie kariery nie zrobili i sprzedają swoje umiejętności dla pieniędzy. Sporty walki są szalenie kreatywne, jeśli trafi się na podatny grunt. Ze względu na pierwiastek filozoficzno – duchowy dobrym zawodnikiem nie można stać się nawet po dziesięciu latach systematycznych treningów. Mistrzów tej sztuki walki jest niewielu w porównaniu z innymi dyscyplinami sportu. Być może dlatego dalekowschodniej sztuki walki owiane są tyloma legendami. Jak choćby klasztor Shaolin, które czasami szkodzą tej fascynującej dyscyplinie. Wielu sportowców nie wytrzymuje psychicznie ciężaru wyniku sportowego.

- A płatne walki?
- To półświatek. Wiem, że w pewnym kraju organizowane są tego typu zakłady i obraca się w nich grubą forsą. Walki toczą się na gołe pięści. Często są to porachunki między gangami.

- Rozmawiamy, ale brak w tej rozmowie konkretów, mówimy jedynie o problemie.
- Konkretów się nie doczekasz. Nie wiem jak napiszesz ten wywiad. Nie chcę, żeby zabrzmiał on tak, że wszyscy uprawiający sporty walki to przekupne gnojki. Chwasty przecież wszędzie rosną. W świątyni Enkaku-ji, gdzie znajduje się obelisk poświęcony jednemu z twórców sztuki karate Gichinowi Funakoshiemu, widnieje napis: ” Karate ni snete nashi” – „karate nigdy nie było techniką agresji”. Są też zwolennicy hasła: „sport to hazard, kryminał i wariactwo”. Czy za to trzeba wszystkich potępiać?

Rozmawiał Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama