12.09.2012 | Czytano: 1253

Agata Michalska: Dług topnieje

- Gdybyśmy się rozczulali nad sobą, to nie zrobilibyśmy kroku do przodu. To kiedyś był klub z pasją i chcemy ją na nowo rozbudzić. Pokazać lokalnej społeczności, że hokej istnieje, że nic takiego mu się nie stało – zapewnia w rozmowie ze Stefanem Leśniowskim, prezes MMKS Podhale, Agata Michalska.

- Sezon tuż, tuż. Wszystko zapięte na ostatni guzik?
- Wszystko wskazuje, że tak, aczkolwiek cały czas nas coś zaskakuje.

- Zaległe i dziwne faktury nadal wypadają jak trupy z szafy?
- Nie o tym myślałam, lecz o sprawach sportowych. Faktury w jakiś szczególny sposób nas nie zaskakują. Są i próbujemy je rozwikłać. Sytuacja jest dla nas jasna, wiemy na czym stoimy. To nie są jednak rzeczy, które się w ostatnich dniach pojawiły.

- Co się dzieje z tymi co wcześniej wyskoczyły z szafy?
- Nie zamiatamy ich pod dywan, ale powołaliśmy trzyosobową grupę, która musi w sposób jednoznaczny wyjaśnić sprawy z firmą świadczącą usługi przewozowe i zakupem sprzętu. Potrzebowaliśmy takiego wsparcia, by wszystkie zawiłe tematy z rozliczeniem dokładnie wyjaśnić. Jesteśmy przed rozpoczęciem sezonu i przygotowania do niego pochłaniają mnóstwo czasu zarządowi. Na pewno ze strony tej trójki otrzymamy mega wsparcie.

- Długi topnieją?
- Oczywiście, że topnieją. Z ZUS rozliczamy się na bieżąco. Nie zalegamy z opłatami i to jest plus, bo rozpoczynaliśmy działalność z dużym obciążeniem. Jeśli chodzi o spłatę długu wobec Urzędu Skarbowego, to realizujemy ją zgodnie z planem. Największa kwota, jaka przypadła na miesiąc sierpień, została w terminie zapłacona. Z dużego zadłużenia wobec Urzędu Skarbowego jakieś 20-30% spłaciliśmy. Uważam, że to bardzo dużo.

- Jaka zatem jest kondycja finansowa klubu? Sponsorzy pchają się drzwiami i oknami?
- Widzi pan jaka kolejka, mimo wczesnej pory, ustawiona jest pod drzwiami (śmiech). Nie pchają się, ale nie jest tak, że ich nie ma. Nie jest to sytuacja, którą byłabym zaskoczona, bo oczywistą sprawą jest, że w tym roku kalendarzowym trudno będzie pozyskać sponsora. Rozmowy, które się toczą, dotyczą roku kalendarzowego 2013. Nie jest jednak tragicznie. Ze sponsorami możemy się związać dzisiaj, ale pieniądze wpłyną dopiero w przyszłym roku. Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo nie jesteśmy anonimowym zespołem. Podhale jest marką na sportowym rynku. Ponadto mamy, tak uważam, najlepszego trenera w Polsce.

- Jeden z kibiców, podsumowujący poprzedni sezon, napisał: „ z przyczyn działaczy stosunek przyjemności do stresu był niski. Więcej było cierpienia niż satysfakcji”. Po co pani to cierpienie? Dzisiaj, po zapoznaniu się z sytuacją, nie żałuje pani, że przejęła klub?
- Nie żałuję. Z tego powodu nie cierpię. Nie takimi kategoriami to odbieram. Nigdy nie określiłabym tego w taki sposób. Nie wiem dlaczego ludzie tak rozumują. Myślą, że my się wręcz zadręczamy. Zapewniam, że nie. W każdej pracy nie jest łatwo. Trzeba przejść pewien etap. Gdybyśmy się rozczulali nad sobą, to nie zrobilibyśmy kroku do przodu. W zarządzie zasiadają ludzie, którzy kochają hokej, którzy działają z sercem. Tadeusz Japoł powiedział nam, iż był to klub z pasją. Ludzie byli w stanie poświęcić wszystko dla klubu. To jest coś, czego dzisiaj nam brakuje, a naszym zadaniem jest, by na nowo rozbudzić pasję w lokalnej społeczności. To jest nasze wielkie marzenie, by w taki sposób był odbierany hokej. Może w takiej formie jak przed laty nam się nie uda, ale będziemy próbowali. Niewątpliwie to trudna praca, która w przyszłości zapewne będzie dawała satysfakcję, choć już daje.

- Pierwsza liga, nie brzmi dumnie. Wymagania wobec drużyny będą ogromne, a tymczasem budowana i oparta jest na juniorach. Ma szansę powrotu do ekstraklasy?
- Rzeczywiście wymagania są bardzo duże. Uważam, że mamy najlepszego trenera w kraju. Jego praca już daje nam dużo satysfakcji. Mówi o młodym składzie, że brak mu doświadczenia, że ma wiele braków, ale także widzę, że ciężko pracuje, więcej niż z drużyną ekstraklasową i dostrzegam, że jego 12-godzinny dzienny trud nie idzie na marne. Z satysfakcją podkreśla, iż widzi postępy. To są rzeczy, które nas napędzają. Gdzie nam do innych zespołów pierwszoligowych, ale z optymizmem patrzymy w przyszłość. Mamy młodych zawodników, którzy za parę lat mogą coś sobą reprezentować. Dzisiaj dostali świetnego trenera, który potrafi najlepiej w Polsce szkolić. Trzeba to wykorzystać.

- Od trzech lat trwa czyszczenie drużyny. Opuścili ją wszyscy najlepsi. Trudne były negocjacje z zawodnikami, którzy odeszli w ostatnim czasie? Nie udało się żadnego namówić na pozostanie?
- Nie tyle trudne, co uczciwe. Maciej Sulka czy Jarek Różański z założenia wiedzieli, że chcą grać na wyższym poziomie i bardzo trudno było ich zatrzymać. Z niewolnika nie ma pracownika. Nie chcieli obniżać swojego poziomu sportowego i marketingowego. Ich ambicje są dużo wyższe. Grając w ekstraklasie będą bardziej widoczni w świecie hokeja. Jesteśmy w stałym kontakcie z Różańskim, który żywo interesuje się losami klubu. My też śledzimy jego poczynania.

- Co się stało z Barkiem Gajem? Harował przez lato i… zniknął.
- Nie przystał na naszą propozycję. Chcieliśmy, żeby dołączył do listy stypendialnej, ale chyba nie chciał. Mówię „ chyba nie chciał”, bo zapraszaliśmy go na rozmowy, by podpisał dokumenty, ale Bartek się nie pojawił. Nawet nie wyjaśnił dlaczego zrezygnował.

- Na jakim etapie jest sprawa przejścia Piotra Kmiecika do Cracovii?
- Stoi pod znakiem zapytania. Najprawdopodobniej w tym tygodniu zapadnie ostateczne rozstrzygnięcie.

- Mecze kontrolne pokazały, iż defensywa wymaga wzmocnień, by myśleć o sukcesie.
- To samo mówi trener. Chciałby, żebyśmy pozyskali wartościowego obrońcę. Nie jest tak, że w tym temacie nic nie robimy. Mamy długą listę CV, która do nas wpłynęła. Przeglądamy oferty. Jednak nie stać nas na zawodników ekstraklasowych, zagranicznych, który chcieliby zarabiać tysiąc euro miesięcznie.

- Panie przebiły panów. Grają w ekstraklasie. Odważne, bo nie rozegrały jeszcze w życiu prawdziwego meczu. Nie wybrały się na zbyt głęboką wodę?
- Kondycji psychicznej dziewcząt nie mamy rozpracowanej. Jedno jest pewne, ta drużyna bardzo, ale to bardzo chciała grać w ekstraklasie. Chcieć, to móc. Liczę na ich góralski charakter, że pierwsze niepowodzenia ich nie załamią i będą dążyć do coraz lepszych rezultatów.

- Macie pomysł jak zapełnić stadion?
- Jest długa lista pomysłów, ale czasem ich realizacja jest trudna. Będziemy starali się wprowadzać dodatkowe atrakcje. Zobaczymy na ile nasze pomysły wypalą.

- Macie pozwolenie na organizację imprez masowych?
- Jeszcze nie, ale jesteśmy w pełni nadziei, że terminowo zdążymy je otrzymać. Brakuje nam dokumentu straży pożarnej. W ostatnim czasie doszło do wycieku amoniaku i teraz musimy wykazać, że usterka została usunięta.

- Czego spodziewacie się po organizacji festynu?
- Ma spełnić dwa cele. Przede wszystkim ma być promocją sportu szeroko rozumianego, ale hokej jest celem najwyższym. Chcemy go promować, namawiać do jego uprawiania. Pokazać lokalnej społeczności, że istnieje, że nic takiego mu się nie stało. Był, jest i będzie. Podnieśliśmy sobie poprzeczkę, bo organizacja festynu pochłonęła mnóstwo czasu. Nie da się go zorganizować dzień po dniu. Po drugie, chcemy wprowadzić dobry zwyczaj wspólnego rozpoczynania sezonu przez wszystkich zawodników. Zaprezentowania ich szerszej publiczności. Podczas festynu będziemy zbierać używany sprzęt hokejowy. Przyjmiemy wszystko, nawet jak okaże się niekompletny. Nawet jedną deskę. Zreperujemy go i będziemy z niego korzystać. Nadarzy się pierwsza okazja, by zaopatrzyć się w karnety na cały sezon. Będzie można dokonać zakupu kuponu, który będzie wygrywający. A jest sporo atrakcyjnych nagród. Prowadzona będzie także aukcja cennych pamiątek klubowych. Jeden z fanów dostarczył nam odznakę klubową z 1961 roku, drugi starą koszulkę, medale ze swojego skarbca podarował Janusz Hajnos i Kuba Jamka… Wszystkie rzeczy zaprezentujemy na stronie internetowej. Pieniądze z aukcji przeznaczymy na działalność klubu.

Rozmawiał Stefan Leśniowski

 

Komentarze







reklama