Nowotarżanki, dla których już sam udział w finałach jest ogromnym sukcesem, pierwszym w historii nowotarskiego basketu, postawiły się rywalkom znad morza. Mecz był na styku, niemal do ostatniej sekundy. Po pierwszej połowie góralki przegrywały różnicą sześciu punktów, ale po trzeciej kwarcie prowadzili jednym „oczkiem”. Na 5 minut przed końcem spotkania na tablicy świetlnej widniał remisowy rezultat 38:38. I podobnie jak dzień wcześniej z obrończyniami mistrzowskiego tytułu z Żyrardowa, góralki się pogubiły. Zabrakło doświadczenia. Nie zrobiły tego, co nakazał im trener.
- Pudzisz kryła ich najlepszą zawodniczkę Ossowską i dwa razy pozwoliła jej wejść pod kosz. Dała się wyprzedzić. Gdzie była pomoc koleżanek? Analizowaliśmy jej grę i wiedzieliśmy, że mija. W końcówce wziąłem czas i nakazałem faulować. Tymczasem pozwoliliśmy rywalowi na wyprowadzenie piłki i zdobycie punktów. Zgłupiały dziewczyny – kręcił głową Mirosław Ćwikiel.
Jego podopieczne miały lepszy procent rzutów z gry (42,9%) niż rywalki. Nie siedział im rzut za „trzy”. Żadna z czterech prób nie trafiła do kosza. A rywalki w tym elemencie były lepsze. Z dziewięciu prób, trzy były skuteczne. Lepiej zbierały z tablicy, ale tylko 4 punkty zdobyły z „drugiej szansy”.
– To dlatego, że piłka zbierana była daleko od tablicy i nie było dobitek. Zmuszeni byliśmy do konstruowania nowej akcji. O naszej przegranej zdecydowały straty w pierwszej połowie, aż 20. Nie były one wymuszone przez przeciwniczki, tylko związane z naszą niefrasobliwością. Coś opętało dziewczyny. Klepaliśmy, klepaliśmy piłkę, aż wylatywała na aut.
VBW GTK Gdynia – Gorce Steskal Nowy Targ 48:42 (17:14, 9:6, 7:14, 15:8)
Gorce Steskal: Piędel 14, Wójcik 12, Florek, Szopińska 2, Wolska, Rakiciak 5, Przybyło, Jachymiak, Pudzisz 2, Lasyk 6, Czop 1. Trener Mirosław Ćwikiel.
Stefan Leśniowski