16.04.2009 | Czytano: 1196

Ciągle nie wiadomo czy Kolusz mógł grać...

Marcin Kolusz, wychowanek nowotarskiego MMKS, w meczu z Rumunią zaliczył hat-tricka, pierwszego w reprezentacyjnej karierze. Wszystkie gole zdobył w identyczny sposób, zmieniając lot krążka po strzale Adama Borzęckiego.

- Po treningu ćwiczyliśmy z Adamem ten wariant rozegrania krążka w tercji przeciwnika - zwierza się Marcin Kolusz. – Na europejskich lodowiskach po takich zagraniach pada wiele bramek. Przy szczelnej obronie tylko w taki sposób najłatwiej zaskoczyć golkipera.

- Jaka jest twoja przyszłość?
- Za wcześnie mówić o konkretach. Chciałbym kontynuować karierę w zagranicznym klubie. Na razie zapanowała cisza w tym temacie. Może po czempionacie kontrahenci się odezwą. Jeśli nie napłynie ciekawa oferta z zagranicy, to myślę, że wybiorę Nowy Targ.

- Było sporo zamieszania wokół twojej osoby po powrocie do polskiej ligi. Musiały interweniować władze słowackiego hokeja. Chyba nie miałeś prawa wystąpić w meczach ze Stoczniowcem. Szkoda tylko, że nadal sprawa nie jest wyjaśniona przez PZHL. Przynajmniej tak przed chwilą dowiedzieliśmy się w Wydziale Gier.
- Pozostał niesmak i żal, że tak to się potoczyło. Szkoda, że nie dograłem do końca, ale to nie moja wina.

- Grałeś w Czechach i na Słowacji. Czy możesz porównać te dwa hokejowe kraje, które kiedyś stanowiły jedność?
- Zdecydowanie lepiej w tym rankingu wypadają Czesi. Wybrali inny kierunek, bardziej zachodni. Kluby są świetnie zorganizowane. Każdy zawodnik wie czego od niego wymagają, ale także wywiązują się ze swoich zobowiązań kluby. Szanują zawodników i starają się, by w ich lidze grali najlepsi. Słowacja to żywioł. Hokeiści sporo narzekają na ich traktowanie i sprawy organizacyjne. O wszystko trzeba się prosić. Sportowo również Czesi kładą większy nacisk na taktykę i organizację gry.

Andrzej Godny i Stefan Leśniowski, Toruń

Komentarze







reklama