27.04.2012 | Czytano: 1058

Wszyscy zapracujmy na „good news”

Z Robertem Zamarlikiem, prezesem MMKS Podhale Nowy Targ, rozmawia Stefan Leśniowski.

- Trzeba mieć coś z szaleńca, by przejąć klub w takim stanie?
- Może i mam coś z szaleńca, ale ktoś musiał podjąć się ryzyka ratowania klubu. Na sali obrad „walnego” nie było chętnego. Zawisło widmo wprowadzenia do klubu kuratora, a to wiązałoby się z wielkim ryzykiem i być może końcem hokeja w Nowym Targu. Kurator zapewne nie byłby zainteresowany prowadzeniem statutowej działalność. Zająłby się spłatą wierzycieli.

- Wszedłeś do klubu, zobaczyłeś dokumenty i nie złapałeś się za głowę?
- Na pewno kwota zadłużenia rzucona na „walnym” (600 tysięcy złotych – przyp. aut) może szokować, ale na razie nie wiemy ile ona wynosi. Staramy się to wyjaśnić. Proszę pamiętać, że to trzyosobowy zespół wspólnie z dwoma członkami poprzedniego zarządu będzie wyjaśniał, analizował i przygotuje program naprawczy. Chciałbym też podkreślić, iż jesteśmy zarządem tymczasowym. Dołożymy wszelkich starań, aby poprawić sytuację w klubie oraz atmosferę wokół niego.

- Nie pomyślałeś, że trzeba czmychnąć tylnym wyjściem?
- Jaki sens miałoby nasze wejście do klubu, gdybyśmy po chwili podnieśli ręce do góry na znak poddania się. Wycofać się?! Raczej nie.

- Zostaniesz prezesem na dłużej?
- To nie wchodzi w rachubę. Ze względu na własną karierę zawodową. Zadaniem naszego przejściowego zarządu jest znalezienie przyszłego prezesa, fachowców, którzy poprowadziliby wielce zasłużony dla polskiego hokeja klub. Żeby przywrócili dawny blask „Szarotkom”, kiedy rządziły polską ligą, a drużyna narodowa opierała się w większości na graczach Podhala. Uważam, iż klub powinien być zarządzany profesjonalnie.

- „Miotła”, czy może „krwawy Robert”?
- Zdecydowanie „Miotła”. Nie jestem krwiopijcą i autokratą. Pewnie poczucie, że się podnosi głos, że tylko twoje racje się liczą, może zepsuć każdego. Może też każdego zniechęcić do współpracy. W zarządzaniu im więcej siły używasz, tym jesteś słabszy. Jestem otwarty na wszelkie propozycje, sugestii i pomoc innych. Szczególnie osób, które się znają i mają ogromne doświadczenie w tej dziedzinie. Wracamy do dawnej tradycji klubu, kiedy był otwarty dla wszystkich. Każdy może przyjść do nas, podzielić się swoimi uwagami, zaproponować wyjście, nie ukrywajmy, z trudnej sytuacji. Do 18 maja jesteśmy otwarci na „burzę mózgów”.

- „Miotła” rozpoczyna sprzątanie, czy rewolucję?
- Rewolucja źle się kojarzy. Zdecydowanie sprzątanie i to nie na zasadzie zamiecenia pod dywan, tylko poukładania wszystkiego na swoje półki. Na pewno moim celem nie będzie zrzucanie winy na nikogo. Żadnej sekcji nie będziemy likwidować. W pierwszej kolejności sprawdzimy finanse. Musimy wiedzieć, na czym stoimy. Zrobić porządek z młodzieżą i przede wszystkim z wizytówką klubu, a więc pierwszą drużyną hokejową.

- Mówisz „ będziemy szukać fachowców”. Poprzednicy również ich szukali. Dlaczego tobie ma się udać?
- Jeśli wszyscy podwiniemy rękawy, zabierzemy się solidnie do roboty, to wierzę, że nam się uda. Przypomnę wypowiedź jednego z kibiców, który podczas obrad walnego zebrania powiedział „..nie mam pieniędzy, aby wspierać klub, ale kocham ten klub i tą dyscyplinę z całego serca i jak trzeba będzie, to podwinę rękawy i będę pracował…”. Takich działań oczekujemy. Jeśli chodzi o mnie, to mogę powiedzieć, że jestem kreatywny. Mam doświadczenie menedżerskie. Od 2004 roku zajmowałem się obsługą hipermarketów, pracowałem w eksporcie. W 2006 roku zostałem dyrektorem generalnym rosyjskiej firmy na rynek europejski. Byłem kierownikiem ds. rozwoju firmy, a obecnie zajmuję stanowisko eksportera menadżera. Od lat związany jestem z zarządzaniem importem i eksportem towarów. Mam dobre kontakty z przedstawicielami firm, z biznesem.

- Bez pieniędzy klub nie będzie egzystował. Jakie masz pomysły, by konto Podhala się zapełniło? By Podhale było, jak poprzednicy mawiali, krainą miodem i mlekiem płynącą?
- Bezwątpienia pieniądze to podstawa jakiejkolwiek działalności. W pierwszej kolejności udamy się do sponsorów, którzy od lat wspierają drużynę. Chcemy im podziękować za wsparcie i zaprosić do dalszej współpracy.

- Pieniądze aktualnych darczyńców nie wystarczyły na utrzymanie drużyny?
- To jest pierwszy krok. Zatrzymać tych, którzy wspierali klub gotówką. Drugi, to znalezienie nowych źródeł finansowania. Będę uderzał w te firmy, które chcą wejść na rynek południowy i to nie koniecznie z naszego kraju. Wychylić się na wschód. Takie firmy nas interesują. Będziemy prowadzili rozmowy z Izbami Gospodarczymi, ze Związkiem Zrzeszającym Firmy.

- Czy to, że byłeś hokeistą będzie pomagało w prowadzeniu klubu?
- Na pewno mam jakieś doświadczenie zdobyte w sporcie, które pozwala w odpowiedni sposób, patrzeć na sportowy aspekt działalności klubu.

- Klub zalega zawodnikom 250 tysięcy złotych. To sporo. Zawodnicy na pewno takich kwot nie odpuszczą. Jeśli nie uregulujecie zobowiązań wobec nich, to klub nie otrzyma licencji na grę nawet w pierwszej lidze. Z tego, co wiem, to rozpoczęliście rozmowy z zawodnikami.
- Negocjacje na pewno nie będą łatwe. Bo na razie nie mamy im nic do zaproponowania. Jedynie ugodę, by nie doprowadzić do blokady budowania nowej drużyny. By zmniejszyć dług, który obwarowany jest odsetkami.

- Ilu zawodników sprzedacie? Dziubiński i Gruszka dalej będą wypożyczeni, czy zostaną definitywnie sprzedani?
- Chcemy z zarządem spotkać się z zawodnikami i zapoznać się z ich planami. O tym jak widzą wspólną współpracę, a w dalszej kolejności zastanowimy się nad składem przyszłej drużyny. To samo będzie się tyczyło Dziubińskiego i Gruszki. Chcemy się spotkać z nimi i porozmawiać na temat ich planów. Z tymi, co rozmawialiśmy nie chcą grać w pierwszej lidze, chcą się rozwijać, a więc odejść z klubu. Rozumem ich. Będziemy jednak optować za tym, by ci, którzy chcą nas opuścić, zostali wypożyczeni, bo też niewiadomo jak u nas rozwinie się sytuacja. Może znajdzie się sponsor i wtedy chcielibyśmy, by nasi wychowankowie wrócili do klubu i dla nas zdobywali medale. Sprzedaż, to już ostateczność.

- Załóżmy wariant optymistyczny. Powstanie drużyna i oprócz zawodników będzie musiała mieć szkoleniowca. Czy nastąpi zmiana trenera, a jeśli tak, to masz pomysły, na jakiego i skąd?
- Trener wyłoniony zostanie na zasadzie rozpisanego konkursu. Będziemy optować, by był to nasz człowiek. Mamy w klubie młodych i zdolnych trenerów, którzy z młodzieżą sięgali po najwyższe zaszczyty w polskim hokeju. Dlaczego nie dać im szansy? Po co szukać jakieś obcej krwi?

- Będziesz głosował za ligą open, by „Szarotki w ten sposób uniknęłyby gry w pierwszej lidze?
- Jestem za ligą open. Kontraktową ligą. Jeśli masz odpowiedni budżet, to graj w PLH. Im bardziej otwarta liga i bardziej przejrzysta, tym większa korzyść dla naszego hokeja. Dzisiaj nas nie stać na grę w ekstraklasie. Nie mamy środków, nie jesteśmy spółką, ale może za 2-3 miesiące to się zmieni. Znajdziemy fachowców, którzy założą spółkę, która oddzieli profesjonalną drużynę od młodzieży, a wtedy nie będzie przeszkód, by z odpowiednim budżetem wejść do ligi.

- Jeśli się nie uda, hokeiści za rok nie wrócą do PLH, to może być dramat?
- Nie budujmy atmosfery grozy. Trzeba być dobrej myśli.

- Masz jakieś doświadczenie w pozyskiwaniu środków? Dar przekonywania przyszłych darczyńców, że warto pakować forsę w drużynę bez gwiazd, zdegradowaną do pierwszej ligi?
- Wydaje mi się, że mam. Dzięki wspólnym działaniom z dyrektorem SP 11 udało nam się uzyskać dotację Unijną w ramach projektów Euroregionu Tatry, za którą został zakupiony sprzęt hokejowy dla dzieci oraz zorganizowany obóz letni i turniej o puchar Euroregionu Tatry. Drugim takim moim działaniem była pomoc w projekcie sponsorowanym przez fundację banku BZWBK. Dzięki pozyskanym środkom udało się przeprowadzić obóz treningowy dla bramkarzy.

- Jesteś cierpliwy?
- Muszę być cierpliwy. Cierpliwy i pokorny.

- Co myślisz o utworzeniu ośrodka licealnego w Nowym Targu? Uważasz, że decyzja zostanie utrzymana w mocy, jeśli zmienią się władze w klubie.
- To dobra wiadomość dla nowotarskiego hokeja i na pewno decyzje nie ulegną zmianie. To będzie kontynuacja tego, co zaczęło się w podstawówkach i gimnazjach.

- Czy tylko zawodnicy nowotarscy będą korzystali z ośrodka?
- Wymógł jest, że trzeba przyjąć zawodników spoza Nowego Targu.

- W USA, jak ludzi dotkną straszne rzeczy, potrzebne są „good news”.
- Na razie naszym „good news” jest to, że nie wpuściliśmy kuratora do klubu. Sami robimy w nim porządki. Zaczynamy zamiatać i jestem przekonany, że zrobimy solidny porządek. Jak już wspominałem, nie zamieciemy wszystkich śmieci pod dywan. Otwieramy klub dla wszystkich, czekamy na pomysły, na rozmowy z ludźmi, którzy mają konstruktywne przemyślenia. Każdy z nas może dołożyć swoją cegiełkę w odbudowę klubu. Warto skorzystać z naszej propozycji. Powtarzam, klub otwiera szeroko drzwi, jak za dawnych dobrych lat, kiedy każdy mógł czuć się w nim pełnoprawnym sympatykiem „Szarotek”. Tylko wspólnie możemy coś pozytywnego zrobić. zdziałać. A wtedy będziemy mogli wszyscy wspólnie ogłosić „dobre wieści”.


Robert ZAMARLIK – ur. 13 marca 1979 roku w Nowym Targu. Żonaty (Dominika), ojciec trojga dzieci – 13- letniego Oskara, o rok młodszej Aleksandry i 7- letniego Kacpra. Oskar i Ola grają w hokeja. Były hokeista Podhala (od 1989 – 2003 rok). Występował także w australijskiej superlidze, w czołowym zespole ligi, Hawks Ice Hockey Club Perth. Był obrońcą. Słucha muzyki rockowej i czyta biograficzne książki. Absolwent II LO na Borze. Ukończył studium menadżerów turystyki w Nowym Sączu. Rok studiował w Perth. Przygotowuje się do magisterium na Uniwersytecie Ekonomicznym na kierunku handel międzynarodowy. Uwielbia steki. Jest świetny w przyrządzaniu spaghetti.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama