Rewanżu nie było, choć remis ( pierwszy punkt na wiosnę) z zespołem z czołówki jest sukcesem, ale… Pozostał niedosyt, że szansa wygranej przeszła maniowianom koło nosa. Zmarnowali tyle sytuacji, że śmiało można byłoby nimi obdzielić dwa poprzednie ich pojedynki. Ogromnego „jeża” miał Kurnyta. Nie wykorzystał czterech „setek”. – Powiedziałbym więcej, że dwie sytuacje miał nawet dwustuprocentowe – mówi kierownik drużyny, Bronisław Jabłoński.
W pierwszej połowie strzelił nad poprzeczką, a w drugiej sytuacji trafił w leżącego bramkarza. Po zmianie stron ładnie uderzył głową, lecz bramkarz końcami palców wybił piłkę za siebie i… ta zmierzała do pustej bramki. W ostatniej chwili z linii bramkowej wybił ją jeden z obrońców. W 75 min. po dośrodkowaniu Zasadniego z rzutu wolnego uderzył z 7 metrów obok słupka. Gdyby trafił, golkiper nawet nie zareagowałby. Nie tylko on zmarnował doskonałe okazje. Po główce Anioła kapitalną interwencją popisał się bramkarz. Z kolei uderzenie Srala musnęło poprzeczkę. Goście mieli zaledwie dwie sytuacje, z czego tylko jedną golową.
- Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia, że nie padła bramka. W golowych sytuacjach byliśmy jednak lepsi. Mecz walki, ale zabrakło nam wykończenia – twierdzi Bronisław Jabłoński.
- Wielki niedosyt – mówi trener Bartłomiej Walczak. – Nie było widać różnicy między nami, a wiceliderem. Gdybyśmy tylko wykorzystali chociaż jedną z pięciu „setek”. Do gry chłopaków nie mogę się przyczepić.
Wolski Lubań Maniowy – Beskid Andrychów 0:0
Wolski Lubań: Zając – Babik, Kowalczyk, Gąsiorek, Anioł – Hałgas, Zasadni, Sral (60 Komorek), Górecki (60 Krzystyniak) – Pietrzak, Kurnyta (77 Ciesielka).
Stefan Leśniowski
Pierwszy punkt
W Maniowach, po dwóch porażkach, panowały minorowe nastroje i potworna złość. Przegrana w Szczyrzycu była niezasłużona, twierdzą ludzie Lubania. Arbiter ich przekręcił, przyznając karnego z „kapelusza”. Czy maniowianie zdołają zapomnieć o porażkach z Moglilanami i Orkanem? Czy zrewanżują się Beskidowi za pogrom w Andrychowie 0:6? Te pytania zadawali sobie kibice, którzy zjawili się na stadionie w Wielką Sobotę.