23.12.2011 | Czytano: 1466

Galaktyczny Tadeusz Błażusiak

Z Tadeuszem Błażusiakiem, najlepszym endurocrossowcem świata, rozmawia Stefan Leśniowski.

- Rok jak marzenie w twoim wykonaniu.
- Rzeczywiście niesamowity sezon. Podręcznikowy, bez błędów z mojej strony, bez problemów ze sprzętem. Nie było także żadnej poważniejszej kontuzji poza problemami z kciukiem, które wykluczyły mnie z treningów na trzy tygodnie. Wszystkie elementy ułożyły się w jedną całość, doprowadzając mnie do sukcesów. Począwszy od wygrania po raz drugi z rzędu halowego mistrzostwa świata, piątego z rzędu triumfu w Erzbergrodeo, po zwycięstwo w X-Games, aż po czternaście wygranych finałów, licząc od mistrzostw Ameryki, a skończywszy na łódzkich zawodach.

- Osiągnięcia robią wrażenie. Biłeś rekordy, które jeśli zostaną poprawione, to chyba tylko przez ciebie. Z tego wynika, że o trudnym rajdzie nie można mówić.
- Nie ma łatwych zawodów. Czy w mistrzostwach regionu czy świata trzeba się sporo namęczyć, by zwyciężać. Każde zawody są inne, na każdych czyhają pułapki. Stojąc w bramce startowej każdy ma równe szanse. Dlatego bardzo ważne jest przygotowanie fizyczne i mentalne. Jak się wygrywa, to nabiera się pewności siebie. Wiem dokładnie jak się przygotowywać, żeby być najszybszym. Mam swój program, który od kilku lat wykonuję i ściśle go przestrzegam. Na razie z dobrym skutkiem.

- W Erzbergrodeo twój kolega z trialu Graham Jarves napsuł ci sporo krwi. Oszukał opuszczając jeden z checkpiontów i nerwowe chwile przeżywałeś na mecie.
- Ten rajd poukładał się inaczej niż planowałem, ale z mojej winy. Miałem inne ustawienie motocykla. Jerves jechał bardzo dobrze, wyprzedził mnie i prowadził. Jednak nie zaliczył całej trasy, opuszczając jeden z punktów kontrolnych i został zdyskwalifikowany. Wygrałem Erzberg po raz piąty z rzędu. Piękna sprawa.

- Czy jest jeszcze jakiś rajd, którego nie wygrałeś?
- Na pewno takie się znajdą. Mam kilka pomysłów w wyborze zawodów, na które chciałbym pojechać i okazać się najlepszy. Jednak obecnie skupiam się na endurocrossie w hali.

- Po raz pierwszy endurocross trafił do programu X-Games. Jak triumfator odbiera tą imprezę?
- Imponująca. W Stanach Zjednoczonych jest to największa impreza roku w sportach ekstremalnych, niezwykle medialna. Solidnie się do niej przygotowywałem. Były to jedne z ważniejszych zawodów w sezonie. Podszedłem do nich, jak to kolejnej rundy. Ominął mnie pech i stanąłem na najwyższym stopniu podium. Powtórka w nadchodzącym roku, bo endurocross wszedł na stałe do kalendarza tej imprezy.

- Trialowcy coraz częściej idą w twoje ślady i próbują szczęścia w endurocorssie. Również 7-krotny mistrz świata Brytyjczyk Dougie Lampkin. W trialu był dla ciebie niedoścignionym wzorem, w endurocrossie ty jesteś dla niego profesorem. Jak to skomentujesz?
- Kilku trialowców próbowało szczęścia w nowej dyscyplinie, ale większość się w niej nie odnalazła. Na poziomie pierwszej piątki jestem jedynakiem. Pozostali plasują się w dziesiątce, a nawet w piętnastce. To tylko pokazuje jak mocny jest trial. Ponieważ jest to sport techniczny, tą technikę można użyć także na innym motocyklu. Jeśli chodzi o Lampkina, to wielki mistrz swojej epoki w trialu. W enduro nie jest mocny, ale też jego czas już minął. W swoim czasie był najlepszy, teraz musi ustąpić miejsca młodszym. Taka jest kolej rzeczy.

- Twoja przygoda w enduro rozpoczęła się dość przypadkowo. Podobnie jak podpisany kontrakt ze stajnią KTM.
- W 2007 roku zacząłem jeździć w stajni Bety. Miało być pięknie, a skończyło się rozstaniem. Kłopoty w trialu zmusiły mnie do zmiany dyscypliny. Za namową Bartka Obłuckiego wybrałem się na Erzbergrodeo. Traktowałem to, jako zabawę, kolejną przygodę, w dodatku na motocyklu nieprzygotowanym do takiej próby, na Gas Gasie. Naruszyłem hermetyczny układ, pokonując wielce utytułowanych rywali. Wtedy przyszedł do mnie przedstawiciel KTM i zaproponował, bym w kwalifikacjach wystąpił na najnowszym motocyklu tej firmy. Zgodziłem się i wygrałem. Podobnie było w finale Red Bull Hare Scramble. Dwa dni później dostałem propozycję podpisania kontraktu ze stajnią KTM i wierny jestem jej do dzisiaj. Od tego momentu wszystko w moim życiu się zmieniło. Pojawił się człowiek w dobrym czasie i miejscu. Fajnie, że się tak stało. Teraz wiem, że był to słuszny wybór.

- Nie żałujesz, że porzuciłeś trial?
- Wykonuję swoją pracę. Wcześniej, jako trialoweic, teraz, jako endurowiec. Nic wiecznie nie trwa. To jak w fabryce, człowiek zmienia stanowiska pracy. Jazda na motocyklu, to dla mnie nie jest już zabawa, lecz praca. Aby ją dobrze wykonać, trzeba osiągnąć dobry wynik. Nie ukrywam, że enduro porwało mnie, gdy zacząłem odnosić sukcesy. To było przyjemniejsze niż jeżdżenie w trialu.

- Kilka dni temu jedna z eliminacji halowych mistrzostw świata zawitała, po raz pierwszy, do naszego kraju. Jakie wrażenie po łódzkiej imprezie?
- Organizator wykonał kawał dobrej roboty, chociaż było kilka niedociągnięć. Potknięcia zdarzają się także w innych krajach, tym bardziej, gdy po raz pierwszy ma się zaszczyt gościć najlepszych w tej dyscyplinie sportu. Od dziecka się ścigam, ale dopiero po raz pierwszy dostąpiłem zaszczytu pokazania się w Polsce, ścigania się przed polską widownią i jestem pod jej wrażeniem. Kibice postarali się o fantastyczną atmosferę, że trudno będzie mi o niej zapomnieć. Wiedziałem, że mogę spodziewać się dużego wsparcia, ale nie byłem przygotowany na tak wspaniałe przyjęcie, jakie zgotowała mi widownia podczas pierwszego wjazdu na stadion. Przyznaję, byłem wzruszony.

- Przejście na czterosuwową 350-tkę było strzałem w dziesiątkę?
- Rzeczywiście zmiana motocykla była świetną inwestycją. Motocykl jest przewidywalny, równy, jeśli chodzi o jazdę.

- Czy nadal konsultujesz się z profesorem Żołędziem i Blecharzem?
- Z profesorem Żołędziem mam kontakt na zasadzie konsultacji. Tylko dwa razy byłem u niego.

- Ostatnio często jesteś nagradzany. Twoje osiągnięcia doceniła FIM, która podczas gali w Portugali uhonorowała cię tytułem mistrza świata SuperEnduro.
- Faktycznie wpadłem w taki okres, że co rusz biorę udział w jakiejś gali. Ta portugalska miała szczególny charakter, chociaż kolidowała ze startami. Musiałem się rozdwoić, ale miło było. Była okazja do spotkania największych gwiazd sportów motocyklowych.

- Jak spędzisz okres do finałowej rozgrywki Pucharu Świata ( 5 lutego) w Barcelonie?
- Aktualnie przebywam w kraju i czekam na święta. Po nich wybieram się na krótki wypoczynek, do któregoś z ciepłych krajów. Od początku stycznia siadam na motocykl w Andorze.

Komentarze







reklama