Ikona polskiego kajakarstwa górskiego mówi o 23 – letnim Mateuszu Polaczyku, wychowanku Pienin Szczawnica, który znał nominowany w Plebiscycie „PS” na najlepszego sportowca w kraju. – Niechciany, który miał podzielić los brata Grzegorza i na wniosek zwierzchnika nie wystartować w światowym czempionacie, zrobił trenerowi i działaczom związkowym ogromnego psikusa. Nie wiem jak się teraz czują, ale przy medalu wszyscy się grzali – mówi Maria Ćwiertniewicz.
To nie jedyny sukces Mateusza w tym roku. 12 czerwca wywalczył także drużynowe mistrzostwo Europy w La Seu, razem z bratem Grzegorzem, a miesiąc później został młodzieżowym mistrzem Europy w Banja Luce.
- To jest najlepszy mój sezon w życiu – mówi Mateusz Polaczyk. - Międzynarodowe starty rozpocząłem od wygrania zawodów Nadziei Olimpijskich na Słowacji w 2004 roku. Rok później święciłem triumf w Pre World i drugi byłem w zespole w mistrzostwach Europy juniorów. Rok 2006 zakończyłem złotym medalem mistrzostw świata juniorów i brązowym w zespole seniorów i mistrzostw Europy juniorów indywidualnie. Mam w swojej kolekcji wszystkie kolory medali z młodzieżowych mistrzostw Europy w drużynie. Po ten z najszlachetniejszego kruszcu sięgnąłem w 2007 roku, rok później stanąłem na najniższym stopniu podium, a w 2010 roku zostałem wicemistrzem. W seniorach ciągle brakowało mi znaczącego sukcesu. W 2009 roku miałem świetny pierwszy przejazd, ale w drugim minąłem bramkę i dostałem 50 punktów karnych. Dopiero w Bratysławie dopiąłem swego. Tego dnia świetnie czułem się fizycznie i psychicznie. Podszedłem do zawodów bez stresu, z dobrym nastawieniem. Pogoda nie była zbyt dobra. Z powodu wiatru zawody przekładano. Trzy dni nie miałem kontaktu z torem. W decydującej rozgrywce popełniłem kilka błędów w górnym odcinku trasy i na 15. bramce. Dobry miałem skok i finisz. Po przeanalizowaniu przejazdu stwierdziłem, że mogłem lepiej popłynąć, szybciej, co najmniej o 2 sekundy.
- Mateusz pochodzi z wyjątkowej rodziny. Próżno szukać w kraju, a może i na świecie, w której byłoby tylu sportowców najwyższej klasy. Trudno zliczyć ile medali i trofeów zdobyła na różnych zawodach rangi krajowej i międzynarodowej – mówi Maria Ćwiertniewicz.
W rodzinie Polaczyków jest obecnie siedmiu, którzy uprawiają kajakarstwo górskie - Joanna, Grzegorz, Mateusz, Henryk, Łukasz, Iwona i Rafał. Wszystko zaczęło się od głowy rodu Krzysztofa (rocznik 1959). To wielokrotny medalista mistrzostw Polski na przełomie lat 70 i 80 – tych. To on zaszczepił córkom i synom bakcyla sportowego. Przygoda ze sportem zaczęła się od zabawy na wodzie z racji tego, że Dunajec płynął kilka metrów od ich rodzinnego domu. Własnoręcznie zbudował prowizoryczny tor slalomowy przy Kotońce.
- Zaraził nas tą ekscytującą dyscypliną – mówi Mateusz. – Walka z żywiołem powoduje, że każdy przejazd nawet na tym samym torze, to wielkie wyzwanie. Teraz celuję w podium olimpijskie.
Wszystko wskazuje na to, że w Londynie wystartuje na nowym kajaku. Oczywiście produkcji taty. Na takie zawody jak w Londynie łódka musi być specjalna. – Model „londyński” będzie drugim, bo pierwszy nie przeszedł pomyślnie testów – informuje Mateusz.
Mateusz w ostatnich dniach Starego Roku zmienił barwy klubowe. W przyszłym roku będzie reprezentował barwy Zawiszy Bydgoszcz, a nie jak dotychczas AZS Kraków. – Chciałem być z braćmi Grzegorzem i Rafałem. W trójkę będzie nam raźniej i możemy stworzyć ciekawe troi – mówi.
Stefan Leśniowski
* Głosy na Mateusza Polaczyka można oddawać do 27 grudnia na kuponach zamieszczonych w Przeglądzie Sportowym.