01.10.2011 | Czytano: 942

Krew się burzy

PODSUMOWANIE: Hokejowa liga pędzi w ekspresowym tempie. Jeszcze miesiąc nie upłynął od inaguracji, a już rozpoczęła się druga runda. Poprawiły się humory w byłej stolicy polskiego hokeja, za to nerwowa atmosfera panuje w Oświęcimiu. Mocny sponsor gwarantujący stabilność finansową, dobry personalny skład, tylko, podobno, trener nie mieści się do tak skrojonego garnituru.

- Unia jest największym jak na razie rozczarowaniem ligi – twierdzi nasz ekspert, Jacek Kubowicz. – Głośno mówi się o roszadach trenerskich. Potencjał zawodniczy Unia ma duży, poczynione zakupy nie były byle jakie, budżet klubu mieści się w pierwszej trójce ligi, a kiepściutkie są wyniki. W Oświęcimiu oczekiwania i wymogi są znacznie większe niż aktualne zdobycze punktowe. Zbyt często dochodzi do katastrofy. Jak choćby w ostatnim meczu z Sosnowcem. Klasowy zespół nie wypuściłby prowadzenia 3:0 czy 4:1 w trzeciej tercji.

Unici doprowadzili do wyrównania 49 sekund przed zakończeniem trzeciej tercji, po wycofaniu bramkarza. Zaś 55 sekund przed końcem dogrywki, z rzutu karnego, Artur Ślusarczyk zdobył zwycięską bramkę.

- Krew się burzy, gdy przegrywa się w takich okolicznościach – powiedział napastnik Unii, Mikołaj Łopuski.

- Wielki szacun dla kolegów za walkę do samego końca. Wreszcie przełamaliśmy kompleks Unii – powiedział rozradowany zdobywca zwycięskiej bramki.

Poprawiły się humory
W Nowym Targu poprawiły się humory po zwycięstwie nad Toruniem. To był pojedynek o tzw. sześć punktów. Trener gości Wiesław Walicki nie krył, iż niesieni na fali niespodziewanych zwycięstw przyjechali, co najmniej po jednej punkt. Mimo, iż bez pięciu kontuzjowanych zawodników. Nie udało im się pokonać zdeterminowanych i podrażnionych ostatnimi niepowodzeniami, górali.

- Runda zaczęła się fajnie – mówi Jacek Kubowicz. – Zdobyliśmy trzy punkty na przeciwniku, którego pokonanie było obowiązkiem. Nie oszukujmy się, punktów musimy, szukać tylko z tym i sosnowieckim zespołem, przede wszystkim u siebie, a także na wyjedzie. Widzieliśmy wczoraj inną drużynę, odwróconą o 180 stopni. Odnosi się wrażenie, że na wyjazdach „Szarotki” grają innym składem. Niestety są to ci sami hokeiści. Ta huśtawka, nie ma nic wspólnego z umiejętnościami, czy też przygotowaniem fizycznym, to leży w głowach. Nie należy też robić kalkulacji, że odpuścimy na wyjeździe, a wygramy u siebie, trzeba z każdym przeciwnikiem podejmować walkę. Porażki są wkalkulowane, ale tylko honorowe. Nie należy przegrywać wysoko. Mam nadzieje, że w tej rundzie zdobędziemy więcej punktów niż w pierwszej.

W głowach
- Toruń postawił nam dość wysokie wymagania – przekonuje Jacek Kubowicz. - Przede wszystkim są świetnie przygotowani fizycznie. Wysocy, dobrze zbudowani zawodnicy ważący w sprzęcie ponad 100 kg są problemem, by ich przesunąć, powalczyć przy bandzie czy pod bramką. Widzieliśmy kilka wejść ciałem z naszej strony, było zaangażowanie, walka i góralski charakter. Przebudza się pierwszy atak, który zdobył ważną bramkę otwarcia, ale największe zagrożenie stwarza tylko formacja dowodzona przez Neupauera. Jest skuteczna, a cenny jest egzekutor. Podhalu potrzeba było dotychczas pięciu wspaniałych okazji, by zdobyć gola. Ta piątka potrzebuje czterech okazji, by zdobyć dwa gole. To cieszy.

Dać szansę
- Obcokrajowców mamy trzech, ale na razie z żadnego nie ma pożytku – twierdzi nasz ekspert. - Czuy jest kontuzjowany, ale w poprzednich meczach nie pokazał walorów, którymi zachwycał nas w poprzednim sezonie. Mamy dwóch Słowaków Chomiča i Budaja i zastanawiam się czy jest sens ich trzymać. Nie wiem czy mają być wzmocnieniem, czy też uzupełnieniem składu? Czy coś kosztują, czy są za darmo? Jak Czuy wskoczy do składu, to któryś z graczy z czwartej formacji będzie musiał zwolnic miejsce. Zarząd musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czy prowadzi dobrą politykę transferową? Czy ci zawodnicy są warci zajmowania miejsc w szatni? Z drugiej strony trzeba dać im jeszcze dwie, trzy szanse. W czwartej formacji ich nie widać, ale jak ma być ich widać skoro dostają 2-3 szanse na tercję? Trudno im się wykazać swoimi umiejętnościami. Trzeba dać im jeszcze szanse.

Blady mistrz
Mistrz Polski ma problemy, kadrowe i z grą. W poprzednich sezonach zawsze wychodził obronną ręką z opresji i tym wszystkim imponował. Tym razem z możnymi gdzieś zatracił tą najmocniejszą broń. Wicemistrz okazał się zdecydowanie lepszy od mistrza. Tyszanie dominowali przez większą część meczu, spokojnie i skutecznie przeprowadzając akcje ofensywne. W obronie nie panikowali, potrafili odpowiednio zareagować na ataki „Pasów”.

- Krótka ławka i osłabiony skład przez pozbycie się czołowych zawodników przed sezonem, sprawia, iż Cracovia nie jest już tak groźna jak drzewiej bywało - przekonuje Jacek Kubowicz. – Musi dużo wody w Wiśle upłynąć, niż nowi się zgrają. Tym bardziej, iż nie wygląda na to, że są to wzmocnienia, o jakich marzono.

Debiut Leniusa
W Cracovii zadebiutował obrońca Joel Lenius, na kanadyjskich papierach, ale za kilka dni ma mieć już polskie dokumenty. Niewiele pomógł drużynie, bo ta słabo zaprezentowała się w GKS-em Tychy.

- Zagrał po półrocznej przerwie i trzeba dać mu trochę czasu, by wrócił do normalnej dyspozycji – powiedział trener Cracovii.
- Musi się wkomponować nie tylko w zespół, ale także w specyfikę naszej ligi – dorzuca Jacek Kubowicz. – Nie po to go ściągano, by nie był wzmocnieniem.

Ciarko kroczy swoją drogą
Sanoczanie, którzy mieli wypadek przy pracy w grodzie Kopernika, odrabiają stracone punkty. Pozbawili jastrzębian fotela lidera. Zasiadali na nim zaledwie trzy dni.

- Ciarko kroczy wytyczoną drogą – twierdzi Jacek Kubowicz. – Przegrało w Toruniu i nie może sobie już pozwolić na taką wpadkę, tym bardziej, z zespołami z czołówki. Sanoczanie wygrali już drugie spotkanie z JKH, W zeszłym sezonie to jastrzębianie zamknęli im drogę do medalu. Te mecze mają swój smaczek. Jest to wewnętrzna rywalizacja zawodników i trenerów. Jak na razie z tej „wojny” na plusie są podopieczni Milana Jančuški.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama