24.06.2011 | Czytano: 1678

Alfabet jubilata(+zdjęcia)

40 lat w sporcie to szmat czasu. Tadeusz Japoł, żywa historia nowotarskiego i polskiego hokeja obchodził 75- urodziny. Nie zapomnieli o nim wychowankowie, którzy podarowali mu fotel prezesa z różnymi bajerami, które mają pomóc zacnemu jubilatowi w kolejnych latach prezesury.

Japoł działalność w Podhalu rozpoczął w latach 60-tych od kierownika drużyn młodzieżowych, by później pełnić funkcje kierownika pierwszego zespołu, prezesa, kuratora i likwidatora. Przez dwie kadencje był wiceprezesem PZHL ds. sportowych i szefem Małopolskiego OZHL. Obecnie prezesuje Old Boys Podhale, jest honorowym członkiem PZHL i NKO. Odznaczony srebrnym krzyżem zasługi i krzyżem kawalerskim odrodzenia Polski.

 

A – jak atmosfera
Podhale było oczkiem w głowie miejskich władz. Wizytówką regionu. Atmosfera wokół hokeja sprzyjała uzyskiwaniu świetnych rezultatów. Gdy stadion wypełniony był po brzegi godzinę przed meczem, to serce rosło. Dostawało się kopa, bo było dla kogo pracować. Czasy się zmieniły i wszyscy wiemy z jakimi kłopotami borykają się obecne władze MMKS.

B - jak Dynamo Berlin
Po dobrym występie w Berlinie w ramach Pucharu Europy (wrzesień 1977 r.), w rewanżu zrodziła się szansa zakwalifikowania się do kolejnej rundy. Tymczasem sześciu kadrowiczów zastrajkowało. Zrobiono z tego aferę polityczną. Spowiadaliśmy się w Komitecie Centralnym PZPR. Takie były czasy. Trzeba było grubo się tłumaczyć i przekonywać, że chodziło o pieniądze, a nie politykę. Zawodnicy czuli się pokrzywdzeni. Pensje przemysłu lekkiego były znacznie mniejsze niż górnicze. Nasi, uczestniczący w zgrupowaniach kadry, byli stratni. Podnieśli bunt i... skierowano ich do kopania rowów. Dyrektor kombinatu obuwniczego proponował nawet odebranie strajkującym wszystkich odznaczeń.

C – jak celebryta
Podczas mistrzostw świata 20 - latków w Pieščanach w 1987 roku, będąc szefem polskiej ekipy, nie zapomnę starcia Kanady z ZSRR. Jednym z prowodyrów bójki był późniejszy gwiazdor najlepszej ligi świata Theoren Fleury. Zdobył pierwszego gola, a celebrując go użył kija jako karabinu maszynowego, imitując rozstrzeliwanie ławki rezerwowych rywala. Wywiązała się bójka, która w krótkim czasie rozszerzyła się na wszystkich zawodników. Dopiero zgaszenie świateł w hali uspokoiło krewkich zawodników. IIHF zawiesiła na 18 miesięcy wszystkich zawodników i odebrała Kanadzie złoty medal.

D – jak Dzidka
Stanisława Soczkowa była w Podhalu alfa i omegą. Nazywano ją „mamą”, bo matkowała zawodnikom. Nie było sprawy, której nie załatwiłaby. Znana była z zawołania „Kup pan cegłę”, gdy trwała akcja zadaszenia lodowiska.

F – jak Finlandia
Jak pokonać w niespełna godzinę 100 km? Da się w Finlandii. Najpierw niedowierzaliśmy, by w tak krótkim czasie można było pokonać trasę z Helsinek do Turku, zimową porą. Mało tego podczas jazdy dostrzegliśmy rowerzystów, którzy świetne sobie radzili na oblodzonej drodze. Szybko się wyjaśniło, że rowery miały zimowe opony.

G – jak gafa
W mistrzostwach 20-latków, które odbywały się we Francji zajęliśmy pierwsze miejsce, ale faworytem byli Szwajcarzy. Podczas dekoracji prowadzący pomylił się i ogłosił awans do elity Szwajcarów. Tutaj po raz pierwszy widzieliśmy hale dwukondygnacyjną. Na dole lodowisko, a nad nim basem. Ciepło z mrożenia wykorzystywane było do ogrzewania basenu.

J – jak Janów
W Janowie, podczas pierwszego mojego wyjazdu w roli kierownika pierwszej drużyny, musiałem zostać przyjęty do drużyny. Przeszedłem chrzest. Dostałem na pupę kilka razów. Kapitan drużyny był ojcem chrzestnym.

K – jak kurator
Nazajutrz po zdobyciu tytułu mistrza kraju w Oświęcimiu (1995 rok), wojewoda wręczył mi nominację na kuratora. Nie była to wdzięczna rola. Dostałem zadanie, by w pół roku podjąć decyzję o likwidacji klubu. Po 3 miesiącach zwołałem nadzwyczajne „walne”, podpisałem ugody z wierzycielami i z 5 milionowego długo pozostał milion. Udało się wybrać nowy zarząd, w którym zostałem wiceprezesem ds. sportowych. Z tych czasów dobrze wspominam Wieńczysława Kowalskiego, pomagał klubowi, był szansą na uratowanie klubu.

L – jak likwidator
W 2002 r. starosta mianował mnie likwidatorem Podhala. Udało mi się zebrać dokumenty finansowe, co było bardzo ważne dla pracowników, uchronić Sale Tradycji przed rozdrapaniem pamiątek i przekazać tradycję i historię klubu włodarzom miasta.

Ł – jak Paweł Łukaszka
Olimpijczyk, który przerwał świetnie zapowiadającą się karierę i wstąpił do seminarium duchownego. 22 lipca 1981 roku rozegrał pożegnalny mecz. Przez pół meczu występował z białym orłem na piersi, później strzegł bramki Podhala. W maju 1987 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Na lodowisku Podhala odbyła się prymicja. Od kolegów hokeistów otrzymał złotą szarotkę z napisem: ” Bądź najlepszym obrońcą dzieła Bożego”.

M – jak marka
Podhale było marką. Na to słowo wszędzie otwierały się drzwi, nawet ministerialne. Nie ma się czemu dziwić. Dostarczaliśmy największą ilość graczy do reprezentacji. W latach 70- tych były mistrzostwa świata, w których uczestniczyło 13 naszych zawodników.

N – jak NZPS
Kombinat obuwniczy, który w latach 60-tych utrzymywał klub i obiekty sportowe. Koszt utrzymania lodowiska był w gestii zakładu, ale myśmy zarządzali obiektem i czerpali z niego korzyści materialne. W latach 70-tych NZPS przyjął zawodników na etaty. Pracowali i byli zwalniani na treningi, a po kolejnych tytułach, pod naciskiem Komitetu Miejskiego, zakład zatrudnił ich na tzw. „lewe etaty”. To był najlepszy okres w klubie. W latach 80- tych Rada Pracownicza NZPS wymusiła na dyrekcji ich likwidację. Na lewych etatach było 50 ludzi. Uratowali nas rzemieślnicy, którzy zatrudniali hokeistów. Później weszły stypendia.

O- jak Old Boys Podhale
Moją działalność w Podhalu docenili zawodnicy, z którymi opiekowałem się w czasie kariery i wybrali mnie na prezesa Old Boys. Od 1997 roku do dzisiaj sprawuję tą funkcję.

P – jak Puchar Europy
Podhale najwięcej razy uczestniczyło w Pucharze Europy. Debiut przypadł na sezon 1966/67, a pierwszym przeciwnikiem było CSKA Sofia. Nigdy też nie zapomnę powrotu z wyprawy do Finlandii w 1979 roku. W ćwierćfinale graliśmy z Ässät Pori. Kłopoty były z wyrobieniem paszportów i pojechaliśmy w zdekompletowanym składzie. Przegraliśmy 1:7, ale do rewanżu nie doszło. Z mistrzem Finlandii przybyliśmy na warszawskie lotnisko z godzinnym opóźnieniem z powodu śnieżycy i okazało się, że autokary nie miały ogrzewania. Nie udało się w krótkim czasie zorganizować zastępczego transportu. Finowie nie chcieli ryzykować i wrócili do kraju. Myśmy podróżowali „jelczem” w iście polarnych warunkach. Autokar przypominał lodówkę, w dodatku pod Słomnikami odmówił posłuszeństwa. Zawodnicy taksówkami i pociągiem wracali do domów.

R –jak rajdy
Moją drugą wielką pasją były rajdy motocyklowe. Posiadałem licencję zawodniczą w trialu, nie mając prawa jazdy. Byłem członkiem AMK i wyróżniony zostałem srebrną odznaką PZMot.

T – jak mistrzowskie tytuły
Za mojej bytności hokeiści zdobyli 12 tytułów mistrza Polski, w tym dziewięć razy pod rząd. Sześć razy spalono mi kapelusz, gdy byłem kierownikiem drużyny. Dwunasty tytuł zdobyty został pod moją prezesurą. Udało się zbudować potęgę hokejową, dzięki wyśmienitej pracy z młodzieżą.

U – jak uchodźcy
Stan wojenny sprawił, że niemal z każdego wyjazdu na zachód, ktoś nie wracał. Od nas pięciu hokeistów wybrało lepsze życie. Maj i Denisiuk opuścili ekipę w Austrii, we Francji został Świstak, Jurek i Czubernat.

W – jak walka o przetrwanie
W Podhalu nigdy się nie przelewało, ale dzięki rzeszy sympatyków, także za Oceanem, jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Nasi wspaniali kibice nie dali nam upaść. Klub zarabiał głównie na wypożyczaniu lub wyprzedaży zawodników. Produkcja była tak ogromna, że nie wszyscy mogli dostąpić zaszczytu gry w pierwszej drużynie. Nie było klubu w Polsce, w którym nie byłoby naszego wychowanka. Były czasy, że nie stać nas było po meczu na obiad w restauracji i pracownicy robili kanapki i herbatę. Zawodnicy byli bileterami, by zmniejszyć koszty, a zarazem pilnowali kasy, bo z biletów trafiała do ich kieszeni.

Z – jak związek
Byłem wiceprezesem ds. sportowych PZHL przez dwie kadencje. Nie było podziałów między klubami, wszyscy ciągnęliśmy wózek w tym samym kierunku, dla dobra drużyny narodowej. Reprezentacje balansowały między grupą A i B. Wtedy zarząd wymuszał na klubach, by w drużynach ligowych co roku grało 2-3 juniorów. Reprezentacje do 20 i 18 lat budowane były o zawodników już ogranych w ekstraklasie. Teraz młodych zastępujemy kiepskimi 30-latkami z zagranicy, którzy nie tylko zajmują miejsca naszym graczom, ale sami nic pozytywnego nie wnoszą do naszego hokeja. W dodatku są przepłacani. Żal mi serce ściska, gdy widzę ilu wychowanków z tego powodu zawiesiło łyżwy na kółku. Taka polityka doprowadziła nasz hokej do trzeciej światowej ligi. Jeśli ktoś tego nie zrozumie, to za niedługo nie tylko z Australią będziemy się potykać, ale z bardziej egzotycznymi krajami. Tymczasem ci, którzy powinni kontynuować karierę na ligowych taflach teraz są amatorami. Założyli klubu, jest ich więcej niż zrzesza PZHL, mają swoje mistrzostwa kraju.

Notował Stefan Leśniowski

 

 

Komentarze







reklama