Nowotarżanie pojechali w 14-oosbowym składzie. Dodajmy, iż tylu graczy skompletowano dzięki piątce amatorów. Bez nich byłoby już tragicznie. – Co to w Nowym Targu pomarli hokeiści. Co się stało z tymi co rok lub dwa zawiesili łyżwy na kołku? – pytano w Oświęcimiu. Nie pomarli. W domach zostało ośmiu byłych reprezentantów kraju, których koledzy cały rok namawiali, by raz w tygodniu przychodzili na treningi i pomogli im w jedynej imprezie w roku. Niestety nie dali się przekonać. Szkoda. Może zdecydują się za rok. Niżej podpisany od 1996 roku uczestniczy w święcie weteranów i zapewnia, że zabawa jest przednia. Przy złocistym bądź brazylijskim napoju można powspominać czasy z lodowej tafli.
- Dalej będziemy zachęcać kolegów do gry, a przede wszystkim ruszania się i dobrej zabawy – deklaruje Jacek Kubowicz. – To amatorskie granie dla przyjemności, odreagowania od codziennych zajęć. Trener nie stoi z batem nad graczem i coś dyktuje. Tu jest pełny luz.
Inne drużyny jakoś bardziej są skonsolidowane. Trzy, a nawet cztery pełne piątki przywiozły do Oświęcimia. Podhale, które rozpoczęło mistrzostwa bardzo efektownie, z każdym meczem zaczęło się „sypać”. – Dwa mecze wygrane, jedna puszczona bramka i dziesięć zdobytych. To był okazały dorobek pierwszego dnia – mówi Jacek Kubowicz. – Radość zmącona została wieczorem. Zawodnicy zaczęli wypadać ze składu jeden za drugim. Do bardzo ważnych spotkań z wymagającymi rywalami przystąpiliśmy bez czterech zawodników. Z Cracovią mobilizacja była ogromna. Zagraliśmy w jedenastu i wygraliśmy, ale w ośmiu już nie sprostaliśmy tyszanom o pierwsze miejsce w grupie i udział w finale. Kontuzje wyeliminowały z gry Szopińskiego i Słowakiewicza. Tyszanie dysponowali trzema piątkami. Taktycznie też nie zagraliśmy dobrze. Trzeba było grać destrukcyjny hokej jak z Cracovią. Podpaliliśmy się. Zaatakowaliśmy dwoma, trzema zawodnikami i nadzialiśmy się na kontry. Dwa gole straciliśmy po akcjach sam na sam, a dwa po karnych, które były wynikiem fauli w sytuacjach jeden na jeden. Ekipa Henryka Grutha prowadziła już 4:0 i trudno było nam się podnieść z takiego wyniku. Zdobyliśmy dwa gole i nie wykorzystaliśmy karnego.
Omnibusem w nowotarskim zespole był Tadeusz Puławski, który nie schodził z lodu. – Tadek został MVP nie tylko naszej drużyny, ale całych mistrzostw. Ma niespożyte siły, ale też jest w ciągłym treningu, jak nie na lodzie, to w terenie. No i głowę. Takich zawodników jak Tadek, nic mu nie umniejszając, mamy kilku, tyle, że siedzą w domach. Musimy podziękować amatorom. Bez ich wsparcia byłoby jeszcze gorzej. Bramkarze bronili dobrze. Chciałbym też podziękować sympatykom z Niemiec Izie i Krzysztofowi, którzy przyjechali do Oświęcimia, by nas wspierać. Takich fanów chciałoby się mieć więcej.
W kuluarach mistrzostw dużo mówiło się o podniesieniu limitu wiekowego z 35 do 40 lat. – Dwa kluby zgłosiły chęć zmian, ale szybko pomysł upadł. W przyszłym roku w Sanoku gramy po staremu - wyjaśnia Jacek Kubowicz.
Stefan Leśniowski