- Cieszę się z wyróżnienia. Cieszę się, że jest taki Plebiscyt – mówi laureat. – Doceniało się piłkarzy, a sędziowie zawsze stali z boku, jakby nie byli częścią widowiska piłkarskiego. Teraz nasz trud został doceniony, a jak wszyscy wiedzą wcale nie jest łatwo być arbitrem. Trzeba kochać ten zawód. Na kursach zawsze powtarzam młodym adeptom sztuki sędziowskiej, że nigdy nie będzie się dobrym arbitrem jeśli tego zawodu się nie pokocha. Trzeba mocno się zaangażować w to co się robi, a nie traktować gwizdania wyłącznie w kategoriach zarobkowych. Grałem w piłkę i wiem, że sędziowie różnie gwizdali, wkurzając mnie i dlatego zostałem jednym z nich. To co robię satysfakcjonuje mnie. Sprawia mi przyjemność i tak długo będę gwizdał dopóki będzie mi to sprawiało radość.
Podhalańska piłka jest nietypowa. Twarda, jak skała. Góralski charakter, temperament, zadziorność i nieustępliwość dają znać o sobie. Praca arbitra nie jest łatwa, dlatego często używa się gwizdków i kartek do poskromienia piłkarzy, a nawet gorąco krwistych działaczy. Kibice też nie oszczędzają pana z gwizdkiem, czy chorągiewką.
- Rzeczywiście temperamenty na Podhalu są wybuchowe – przyznaje Grzegorz Noworolnik. – W wyższych ligach jest łatwiej. Tam znają się na piłce. Nie chcę przez to powiedzieć, że na Podhalu się nie znają, ale jest częstszy kontakt w wielką piłką. Tam futbol jest bardziej dojrzały, zawodnicy szanują nogi, a kibice lepiej reagują na gwizdek arbitra.
Grzegorz Noworolnik do 13 lat sędziuje. W tym czasie rozstrzygał piłkarskie sporu w ok. 700 spotkaniach. – Bardzo dobrze pamiętam swój pierwszy mecz w roli głównego – wspomina. – Było to B-klasowe spotkanie w Gronkowie. Miałem być liniowym. Obsadowiec nie chcąc wystraszyć młodego arbitra rozpisał trójkę, ale dobrze wiedział, że pozostali dwaj nie stawią się na zawody. Tak też się stało. Zostałem sam. Przyjechałem na mecz nieprzygotowany, bez kartek. Na szybko wyciąłem je z reklamówki. Nie powiem mecz był fajny, ale wtedy było zdecydowanie łatwiej. Brakowało arbitrów i piłkarze byli posłuszni. Podobna sytuacja spotkała mnie w debiucie u Franka Góreckiego. Gwizdałem juniorom. Dopiero na drugi mecz dojechał drugi arbiter.
Jak to w życiu sędziego, są mecze łatwe i te z gatunku podwyższonego ryzyka. – Hutnik Kraków z Niecieczą należy zaliczyć do tej drugiej kategorii. To był mecz najtrudniejszy w mojej karierze i chciałbym, żeby tak pozostało – opowiada. – Oba zespoły walczyły o drugą ligę. Co przyjęcie piłki to było stracie, przepychanki i dyskusje. Hutnik był bardziej wrogo nastawiony. Wtedy chyba Niecieczę prowadził Jałocha i nie wiem czy były jakieś osobiste niesnaski, animozje. Wygrała Nieciecza 1:0. Myślę, że gorszego meczu już nie będzie.
Stefan Leśniowski